Nasza ukochana konsola cierpi nieco na brak solidnych, realistycznych shooterów. Czy remaster Sniper Elite V2 od Rebellion Developments pomoże odmienić ten przykry stan rzeczy?
Rok 1945. Skradasz się przez zrujnowany budynek w centrum zbombardowanego Berlina. Ostrożnie podchodzisz do resztki framugi okiennej, wyciągasz lornetkę i wyglądasz na ulicę na zewnątrz. Widzisz dwóch nazistów. Bierzesz do ręki swoją wierną M1903 Springfield i patrzysz przez lunetę na bliższego Niemca. Czekasz, aż zaczną bić dzwony pobliskiego kościoła. Wstrzymujesz oddech. Robisz korektę na odległość i wiatr. Pociągasz za spust, a odgłos twojego strzału zostaje utopiony w kakofonii kościelnych dzwonów. Nazista, z czaszką przebitą twoim pociskiem, pada na ziemię. Kilka sekund później, jego niczego nie spodziewający się pobratymca osuwa się na ścianę budynku po drugiej stronie ulicy po tym, jak twój celny strzał przebił mu płuca. Możesz odetchnąć z ulgą. Nikt cię nie zauważył. Przynajmniej na razie.
Remaster Sniper Elite V2 pozwoli nam się wcielić w snajpera z czasów drugiej wojny światowej. Trzymające w napięciu sytuacje, jak ta opisana w akapicie powyżej, będą naszym chlebem powszednim. Kierujemy Karlem Fairburne’em, oficerem amerykańskiego OSS. Zostaje on zdesantowany do Berlina podczas ostatnich dni wojny, a jego zadaniem jest upewnienie się, że nazistowscy naukowcy pracujący nad programem V2, nie wpadną w ręce Rosjan. Najlepiej poprzez sprzedanie każdemu z nich kulki między oczy. Sytuacja jednak dość szybko się komplikuje, kiedy nasz bohater dowiaduje się, że jeden z naukowców postanawia zdezerterować do USA i ostrzega Karla przed tajną bronią nazistów. Tylko on i jego wierna snajperka mogą zatrzymać coś, co może kosztować setki tysięcy ludzkich istnień.
Sniper Elite V2 to mieszanina “skradanki”, symulatora snajpera i cover shootera. Przez większość czasu będziemy się przekradać przez zrujnowany Berlin, obserwując akcję zza pleców głównego bohatera. Karl niezbyt dobrze sprawdza się w bezpośrednim starciu, więc w większości sytuacji najlepiej albo pozbyć się wrogów po cichu, sprzedając im kulkę w głowę z pistoletu z tłumikiem, albo trzymać ich na dystans za pomocą broni snajperskiej. Mamy też do wyboru szeroką gamę karabinów maszynowych, przydatnych w przypadku, gdy wrogom uda się odkryć naszą pozycję i nie ma czasu bawić się w subtelności. Oprócz tego, mamy do dyspozycji kilka przydatnych gadżetów, jak granaty oraz miny – dobrze jest zabezpieczyć nimi wejście do budynku, z którego dachu będziemy ostrzeliwać przeciwników.
Niestety, z trzech wymienionych wyżej głównych elementów gry, tylko jeden jest naprawdę wybitny – walka snajperska. Co do pozostałych dwóch mam niestety dość dużo zastrzeżeń. Mimo dobrych kilkunastu godzin spędzonych nad grą, nadal niezbyt rozumiem, jak dokładnie działa system skradania. Niby wszystko dobrze, ale raz jakiś nazista o sokolim wzroku jest w stanie dostrzec mnie z kilkuset metrów, a już za chwilę mogę, przebywając w jednym pomieszczeniu z kilkoma nazistami, jodłować, stepować i jeść bawarską golonkę bez zwrócenia na siebie ich uwagi. Jest to dość frustrujące, bo trudno polegać na cichej eliminacji wrogów, jeśli za każdym razem reagują inaczej. Podobnie niedorobiony jest system znany z cover shooterów. Bardzo często zdarza się, że Karl z jakiegoś powodu nie chce wychylić się zza przeszkody, dopóki nie dojdzie do samej jej krawędzi, gdzie zwykle zauważają go już naziści. Oba te systemy nie są tragiczne, ale stanowczo mogłyby być lepsze.
Całą sprawę ratuje walka snajperska, która jest po prostu doskonała. Można tu zapomnieć o czysto zręcznościowym “wyceluj i strzel” (chyba, że gramy w grę na najniższym poziomie trudności, co odradzam). Przy każdym strzale musimy wziąć pod uwagę odległość od celu. Pocisk, tak jak w prawdziwym życiu, opada, coraz bardziej oddalając się od punktu wystrzału. Musimy też uważać na naszą pozycję – jeśli stoimy wyprostowani, naszemu bohaterowi bardzo trudno jest utrzymać ręce w bezruchu, więc najlepiej jest przykucnąć lub położyć się na ziemi. Musimy też, nomen omen, trzymać rękę na pulsie – tętno Karla również ma wpływ na jego celność. Nie ma co liczyć na stabilny cel po przebiegnięciu kilkuset metrów. Na najwyższym poziomie trudności dochodzi jeszcze kwestia wiatru, który też wpływa na trajektorię naszych pocisków. Cieszy też to, że zaimplementowane zostały motion controls. To wszystko sprawia, że korzystanie ze snajperki wymaga nieco więcej umiejętności i daje dziką satysfakcję, która pozwala zapomnieć o innych wadach tytułu.
Jedną z flagowych cech Sniper Elite są tak zwane “X-ray kills”. Po wykonaniu jakiegoś wyjątkowo brawurowego strzału, np. z dużej odległości lub trafiającego w dwóch wrogów naraz, gra odpala “matrixowy” bullet time. Możemy prześledzić całą trasę pocisku, a tuż przed uderzeniem w przeciwnika, gra prawie kompletnie się zatrzymuje. Naszym oczom ukazuje się “rentgenowski” rzut trafionego oponenta, z dokładnym odwzorowaniem szkód, jakie poczynił nasz nabój. Te specjalne strzały potrafią być niezwykle brutalne, ale też bardzo satysfakcjonujące – szczególnie, jeśli uda nam się kogoś ustrzelić z naprawdę daleka i trafić go dokładnie między oczy.
W zremasterowanej wersji gry znajdziemy, oprócz podstawowych dziesięciu misji znanych z oryginału, także cztery dodatkowe, pochodzące z DLC – w tym jedną, gdzie – tradycyjnie już dla serii – mamy szansę odstrzelić Hitlera. Misje nie są jakoś specjalnie długie, ale gra na pewno starczy nam na co najmniej kilkanaście godzin. Jedną rzeczą, która doprowadza mnie niestety do szewskiej pasji jest fakt, że gra nie pozwala na manualny zapis stanu gry, musimy więc polegać na tym automatycznym. Co prawda “checkpointy” są ustawione dość często, ale nie zmienia to faktu, że można nieźle się sfrustrować, kiedy po pięciu minutach skradania dostajemy nagle kulkę w łeb.
Na koniec kilka słów o samym porcie. Po grafice widać niestety, że to gra z poprzedniej generacji konsol. Nie ma tragedii, ale szczególnie modele postaci w przerywnikach filmowych są trochę jak figury woskowe. Bardzo cieszy natomiast całkiem niezła stabilność FPSów. Gra działa w 30 klatkach na sekundę i generalnie trzyma się tego bardzo dobrze, zarówno podczas gry w trybie przenośnym, jak i w stacjonarnym. Nie trafiłem na żadne większe spadki płynności, co ciesz,y szczególnie w świetle częstych portów niskiej jakości na „Pstryczka”.
Muszę przyznać, że przy Sniper Elite V2 bawiłem się świetnie. Nie zmienia to faktu, że gra ma sporo wad, które niejedną osobę od niej odrzucą. Dla mnie jednak satysfakcja z udanego strzału z odległości 200 metrów potrafi wynagrodzić wszelkie niedociągnięcia i sprawić, że pewnie do tego tytułu jeszcze wrócę. A nawet jeśli niedoróbki w V2 rażą trochę zbyt mocno, już za kilka miesięcy ukaże się na Switchu Sniper Elite 3, które poprawiło wiele z nich. Warto zaczekać na 3, czy kupić V2? Ten strzał w ciemno, każdy czytelnik musi już oddać sam.
Redaktor
Zimny
Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad materiałami do nauki języka angielskiego.