Guilty Gear to seria bijatyk 2D, której korzenie sięgają aż 1998 roku, kiedy to została wydana jej pierwsza część na Playstation. Jest ona doceniana przez graczy na całym świecie, o czym może świadczyć fakt, że od 2003 roku aż do dzisiaj (z nielicznymi wyjątkami) jest obecna na mistrzostwach Evo (Evolution Championship Series), znanych jako jedne z najważniejszych mistrzostw, skupiających się wyłącznie na bijatykach. Przez te 20 lat wydano wiele, nie tylko gier, ale też nowelek, mang, drama CD i różnych spin-off’ów, które wzbogacają całe uniwersum Guilty Gear. Pomimo tego, nie jest to seria znana w Polsce, a ja nigdy nie grałem w żadną z jej części, więc czas to nadrobić i sprawdzić, czy wiele straciłem.
Guilty Gear 20th Anniversary Edition zawiera dwie gry. Pierwszą z nich jest Guilty Gear, które zapoczątkowało uniwersum. Akcja świata przedstawionego w grze dzieje się w przyszłości, w XXII wieku. Ludzkość odkryła i nauczyła się kontrolować nadnaturalną i nieskończoną energię. Dzięki temu możliwe było stworzenie potężnych stworzeń wykorzystywanych jako żywe bronie – tytułowych „Gear”. Niestety, doszło do buntu, na czele którego stanęła „Justice” i dopiero po stu latach walk między ludźmi a Gear, udało się go zakończyć. Pięć lat po zakończeniu wojny, jeden z Gear podjął próbę wskrzeszenia niebezpiecznej Justice, a ludzkość zorganizowała turniej, który ma wyłonić najsilniejszego człowieka, zdolnego do powstrzymania niebezpieczeństwa. Właśnie ten turniej jest główną osią kampanii, która jest bardzo minimalistyczna, by nie powiedzieć – uboga.
Gdy włączymy „New game”, mamy do wyboru jedną z 10 postaci (dodatkowo do odblokowania są 3 kolejne). Po wybraniu jednej z nich, walczymy w losowej kolejności z każdym z pozostałych bohaterów, a między walkami nie ma żadnych przerywników filmowych czy dialogów. Dopiero na samym końcu kampanii wybrana przez nas postać rozmawia z „głównym złym”, który wyjaśnia nam w pewien sposób wszystko, co się dzieje. Ale przecież w bijatyki nie gra się dla fabuły, prawda? Zgadzam się, tylko że nie ma tutaj wiele więcej do robienia, oprócz trybu fabularnego. Mamy jeszcze do wyboru tryb versus, w którym możemy zmierzyć się lokalnie ze znajomym (w obu grach można grać na pojedynczych joy-conach), oraz trening, w którym możemy próbować wykonać różne ataki na przeciwnikach. Do treningu mam parę zastrzeżeń, które za chwilę omówię.
Drugą z gier znajdujących się w zestawie jest Guilty Gear XX Accent Core Plus R. Jest to już czternasta odsłona serii i ma wiele więcej do zaoferowania, pod względem zawartości. Do wyboru mamy aż 25 postaci – zarówno tych, które wystąpiły w części pierwszej, jak i zupełnie nowych, a każdy z bohaterów oferuje inny styl walki i zestaw umiejętności, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Warto też zwrócić uwagę, że postaci są dobrze zbalansowane; żadna z nich nie wybija się w znaczący sposób ponad resztę.
Do dyspozycji jest 16 aren, a rozgrywkę urozmaici nam wiele trybów. Mamy tutaj „Story mode”, w którym każda postać ma swoją mini kampanię, opowiadającą jej losy, mniej lub czasem bardziej ciekawe, bądź zabawne. Każda kampania ma dwa zakończenia, które zależą od naszych wyborów. Jest też tryb arcade oraz versus w kilku wariantach, bo możemy walczyć z przeciwnikiem sterowanym przez komputer lub znajomego, a także walki drużynowe po 3 postaci w każdej. Są również misje, które polegają na pokonaniu przeciwnika, ale z różnymi zasadami jak np. nie można skakać, albo można używać tylko zwykłych ataków. Ciekawym trybem jest survival, który ma pewne cechy RPG, ponieważ walczymy z kilkoma przeciwnikami z rzędu i co jakiś czas pojawia się boss, po pokonaniu którego otrzymuje się talenty do rozdania, np. zwiększenie życia lub ataku. Można również rozgrywać przez internet walki zwykłe lub rankingowe, ale niestety, serwery w tym momencie są puste. Czasami znajdzie się jedna lub dwie osoby do zagrania, ale przeważnie w trybie online nie ma nikogo.
Tutaj dochodzimy do sedna mojego problemu z Guilty Gear i tyczy się to zarówno pierwszej, jak i drugiej gry z tego zestawu. Są one trudne i bardzo skomplikowane, nie tłumacząc przy tym graczowi zbyt wiele. Jedyne miejsce, gdzie możemy nauczyć się sterowania i mechanik gry, to wspomniany przeze mnie tryb treningu. Niestety, nie ma w nim zbyt wielu wskazówek, które pomogłyby nam opanować – czy chociażby zrozumieć – jak działa system walki. Oczywiście, podstawowe ciosy są wyjaśnione w opcjach sterowania i mamy tutaj: kopnięcie, cios pięścią, cięcie, mocne cięcie oraz blok i dodatkowo w GG XX „dust”. Jest też pasek „tension”, który ładuje się, gdy atakujemy przeciwnika, co promuje agresywną grę i możemy używać go do wzmacniania ataków. Są też wymienione kombinacje przycisków, które pozwolą nam wykonać jakiś „skill” i na tym kończy się pomoc dla gracza.
Nie ma żadnych tutoriali, samouczków czy filmików pokazujących, jak wykonać atak bądź kombinację ciosów. Nie ma nawet wzmianki o większości mechanik występujących w grze. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeciwnik zrobił mi tzw. „Instant kill”, czyli atak, po którym od razu przegrywa się całą walkę, bez względu na ilość życia. Istnienie takiego ataku nie było wspomniane w grze ani razu, nie mówiąc już o tym, jak go wykonać (swoją drogą – ciekawa mechanika, można odwrócić losy walki, ale próba jej użycia wiąże się z dużym ryzykiem). O ile w pierwszej części nie przeszkadzało mi to bardzo, bo nie ma tam aż tak wielu technik, tak w Guilty Gear Accent Core Plus R granie bez takiej wiedzy jest bardzo trudne.
Postanowiłem, że poszukam paru poradników, które pozwolą mi lepiej opanować system walki. Tutaj czekało na mnie kolejne zaskoczenie, bo okazało się, jak mało wiem. Walka w tej grze jest tak rozbudowana, że tylko nieliczni będą w stanie opanować ją na zaawansowanym poziomie. Wystarczy powiedzieć, że jest 25 różnych mechanik, m.in. „1 frame links”, czyli łączenie dwóch ciosów w ten sposób, że mamy dosłownie jedną klatkę (czyli 1/60 sekundy), aby użyć jednego ciosu po drugim, tak by nasze combo nie zostało przerwane. Niektóre z postaci mają kilka takich jedno-klatkowych okienek w jednej kombinacji ciosów. Są też ogłuszenia, anulowanie ataków, specjalne anulowanie ataków, kontry i wiele innych mechanik, o których nigdy nie ma mowy. Uważam, że twórcy powinni stworzyć jakiś system tutoriali, który umożliwiłby nowym graczom przynajmniej podstawowe zapoznanie się ze wszystkimi szczegółami, aby rozumieć i analizować to, co się dzieje w grze, a bitwy bardziej przypominały to, co zaplanowali sobie twórcy, tworząc tak rozbudowany system walki.
Na szczęście nie jest tak, że musimy umieć stosować wszystkie techniki, by czerpać radość z gry. Wystarczy parę godzin treningów i możemy cieszyć się dynamicznymi, szybkimi i emocjonującymi walkami. Chociaż może to być za mało, żeby przejść „Story mode” niektórych postaci, często zdarzają się tam nagłe skoki w poziomie trudności. Kilka początkowych walk jest dość łatwych, aby potem nagle przeciwnik pokonywał nas na dwa combosy bez żadnego problemu. Nie rozumiem również, dlaczego w Guilty Gear XX Accent Core Plus R akceptuje się np. wybór trybu przyciskiem „B”, a anuluje lub cofa przyciskiem „A”, a nie na odwrót, jak ma to miejsce we wszystkich grach na Switchu. A co śmieszniejsze, w Guilty Gear już nie ma takiego problemu. Dziwne niedopatrzenie twórców, które oby szybko spatchowali.
Omawiając obie te gry, trudno nie wspomnieć o oprawie audio-wizualnej. Są one utrzymane w dwuwymiarowej, ręcznie rysowanej stylistyce, niczym żywcem wyciągniętej z anime. Areny stanowią ciekawe tło naszych zmagań, a bohaterowie są bardzo dobrze zaprojektowani. Pomimo tego, że różnią się od siebie znacznie, to jednak wpasowują się w szalony klimat gry. Gdzie indziej możemy walczyć dziewczynką piratem, machającą wielką kotwicą przeciwko dwumetrowemu magikowi z papierową torbą na głowie, który tworzy drzwi w przestrzeni, uderzając nimi przeciwników.
Tym, co mnie zdziwiło i przeszkadzało, była proporcja ekranu 4:3, przez co po bokach zmuszeni jesteśmy oglądać czarne paski lub grafiki z tytułem gry. Zdaję sobie sprawę, że są to starsze gry, ale można było coś z tym zrobić. Rozdzielczość również nie powala na kolana, widać liczne „ząbki” na krawędziach, przy czym w pierwszej części Guilty Gear widać to, że gra ma już 20 lat na karku, ale dzięki mangowej stylistyce zachowuje swój urok. Jeśli chodzi o płynność rozgrywki, to nie ma żadnych problemów – wszystko śmiga w 60 klatkach na sekundę. Muzyka jest świetna. Jestem fanem ciężkich brzmień, a tutaj ciągle przygrywają nam rockowe albo heavy-metalowe kawałki, które sprawiają, że chce się walczyć szybciej i mocniej. Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że lubię sobie posłuchać niektórych piosenek z soundtracku, nawet po skończeniu rozgrywki.
Guilty Gear 20th Anniversary Edition to zestaw zawierający wymagające bijatyki, przeznaczone przede wszystkim dla fanów gatunku. Dodatkowo, pierwsza część gry zestarzała się dość mocno, więc można traktować ją bardziej jako miły dodatek, niż pełnoprawną grę, z którą można spędzić dziesiątki godzin. Próg wejścia jest naprawdę wysoki, dlatego zakup mogę polecić tylko tym, którzy mają dość samozaparcia i cierpliwości, by poświęcić godziny na trening i zgłębianie mechanik gry, ale wtedy mogą być pewni, że gra odpłaci im się emocjonującymi i dynamicznymi walkami.
Podziękowania dla PQube za dostarczenie gry do recenzji.