Sieciowy horror multiplayer. Asymetryczny sieciowy horror multiplayer, do tego wydany na konsoli pełnej kolorowych i słodkich gier o oznaczeniu PEGI 3. Stąd prosty wniosek – Switch to konsola dla dzieci. Czy tylko ja widzę powód, dla którego to nie może się udać? Gra sieciowa – z definicji przeznaczona na dziesiątki, jeśli nie setki godzin, nie może nas straszyć przez cały czas, bo po takim czasie klimat pryska. Do tego kto ją kupi, jeśli na konsoli Nintendo grają tylko przedszkolaki, a Wiedźmin 3 najlepszy?
Masa zawartości
A jednak udało się, a przynajmniej po części. Dead by Daylight to gra stworzona przez Behavior Interactive, wydana pierwotnie na PC w 2016 roku, a teraz trafiła na Switcha. To asymetryczny horror multiplayer, w którym możemy wcielić się wraz z trzema innymi graczami w ocalałych (survivors) lub, jeśli chcemy zaspokoić naszą żądzę krwi, w psychopatycznego mordercę. Już na tym etapie jesteśmy zalewani toną zawartości. Do wyboru na start mamy kilka postaci, a jeszcze więcej możemy odblokować. Widać tutaj, że gra jest rozwijana przez twórców od paru dobrych lat i ciągle dodawane są nowe treści.
Każdego z bohaterów możemy rozwijać, kupując mu poziomy doświadczenia za walutę otrzymywaną za rozegrane mecze. Dzięki temu odblokowujemy nowe umiejętności i kiedy już znajdziemy swoją ulubioną postać (każda różni się zdolnościami i historią), możemy ją rozwinąć tak, by pasowała jak najlepiej do naszego stylu gry. Ofiary posiadają takie skille jak otrzymywanie więcej waluty za współpracę z innymi graczami, szybsze naprawianie generatorów (do których wrócę za chwilę), gdy w pobliżu są inni gracze itp. Wśród morderców również mamy bardzo duży wybór, zaczynając od potężnego rzeźnika, przez klauna rzucającego kwasem, do paranormalnego teleportującego się stwora, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Jest strasznie
Przejdźmy teraz do samej rozgrywki, która jest naprawdę dobra. W głównym menu możemy wybrać czy chcemy grać jako uciekinier, czy morderca. Po tym czekamy na resztę graczy i jest tutaj widoczny mankament dotykający mniej popularne gry sieciowe, a mianowicie – czas oczekiwania. O ile chcemy grać jako ofiara, to nie ma tragedii, bo czeka się średnio około minuty, jednak gdy zamarzy nam się zabawa w mordercę, to radzę uzbroić się w cierpliwość albo pójść zrobić sobie kanapki, bo 5 minut oczekiwania to niestety norma.
Gdy w końcu uda nam się rozpocząć grę, zaczyna się zabawa. Grając uciekinierem naszym głównym celem jest przeżycie i, oczywiście, ucieczka. Trafiamy na generowaną losowo mapę w jednym z kilku motywów, co na pewno urozmaica zabawę, bo dzięki temu zmienia się układ całej mapy i nie wiemy, gdzie znajdują się najważniejsze obiekty, takie jak skrzynie, wyjścia czy generatory, wokół których kręci się cała rozgrywka. Aby uciec musimy naprawić wszystkie maszyny znajdujące się w lokacji, co skutkuje otwarciem dwóch wyjść, przez które musimy wybiec w ciągu 120 sekund – jeśli nie wyrobimy się w tym czasie, odniesiemy porażkę.
Reperowanie agregatów prądotwórczych trwa naprawdę długo (nawet do około minuty), co w połączeniu z nerwowym rozglądaniem się dookoła i możliwością bycia zaatakowanym w każdej chwili, potrafi skutecznie podnieść poziom adrenaliny. Jakby tego było mało, podczas naprawy co jakiś czas wyskakuje tzw. „skill check”. Jest to sygnalizowany dźwiękiem quick time event, w którym musimy w odpowiednim czasie nacisnąć przycisk „L”. Niepowodzenie kończy się małym wybuchem, który sygnalizuje mordercy naszą pozycję. Mamy wtedy do wyboru zaryzykować i dokończyć naprawę albo schować się i dopiero, gdy będzie bezpieczniej, spróbować skończyć to, co zaczęliśmy.
Współpracuj i przeżyj
Na szczęście naprawiać generatory możemy razem z innymi graczami, co pozwala mi płynnie przejść do kolejnego ważnego aspektu gry, czyli współpracy. Samotnicy w tej grze praktycznie nie mają szans na przetrwanie. Po pierwsze – im więcej osób zajmuje się naprawą, tym mniej czasu ona zajmuje. Po drugie – gdy zostaniemy ranni lub schwytani przez zabójcę, to właśnie inni gracze mogą nas uzdrowić albo uratować od śmierci. Naprawdę warto współpracować z innymi, gdyż przynosi to wiele korzyści, a outsiderzy szybko uczeni są pokory przez mordercę, którym również gra się świetnie.
Podstawową różnicą między wcielaniem się w te dwie role jest sposób, w jaki postrzegamy świat. Ofiary widzimy z perspektywy trzeciej osoby, co daje nam większe pole widzenia, a sterując zabójcą obserwujemy świat z pierwszej osoby. Jest to sprytny sposób na balans rozgrywki, dzięki czemu zabijanie nie jest zbyt łatwe, a dodatkowo pozwala lepiej wczuć się w rozgrywkę.
Mordowanie nie polega na prostym zadźganiu nieszczęśników. Oprawca jest mniej zwinny i w przeciwieństwie do ofiar nie może biegać, ale rekompensują to specjalne umiejętności, różne dla każdej postaci. Będziemy mogli używać takich skilli jak szarża z piłą mechaniczną, teleportacja i wiele innych. Posiada też broń białą i ważne jest, aby wybrać dobry moment na uderzenie, ponieważ w przypadku chybienia przez chwilę nie możemy się ruszyć, co ofiara może wykorzystać do ucieczki. Jeśli jednak trafimy nieszczęśnika, to jest on ranny, przez co zostawia ślady krwi i kuleje. Drugi cios skutkuje powaleniem na ziemię i nasz przeciwnik jest w stanie się tylko czołgać. Wtedy zarzucamy go na plecy i musimy znaleźć hak, na którym go powiesimy. Ważne, by zrobić to jak najszybciej, bo ofiara może nam się wyrwać i uciec, gdy będzie trwało to zbyt długo. Jeśli jednak nam się uda zawiesić ofiarę, to będzie ona tam przez pewien czas, w którym to mogą uratować go sojusznicy, a jeśli im się nie uda, to ten umiera pożarty przez tajemniczy byt (jest też możliwość własnoręcznego zabicia uciekiniera, ale zostawiam wam ją do odkrycia na własną rekę). Dodatkowo osoba wisząca na haku może sama próbować z niego zejść, jednak szansa powodzenia wynosi tylko 4%, a nieudana próba znacznie przyspiesza śmierć, więc polecam tę metodę tylko w ostateczności.
We wstępie pisałem, że gra multiplayer nie może straszyć nas przez cały czas. Dead by Daylight ma świetny, mroczny klimat, który wzmacnia immersję i pozwala poczuć się niczym walczący o życie człowiek, przez co niejednokrotnie przyspieszyło mi tętno w stresujących sytuacjach. Tak samo, jakkolwiek by to nie brzmiało, można wczuć się w bycie seryjnym zabójcą, który pragnie dla swojej zwierzyny tylko bólu i strachu. Cała oprawa i wiele sprytnych sztuczek tylko pogłębia zanurzenie się w grze, np. grając jako ofiara nie wiemy, jaką postacią gra zabójca i dowiadujemy się tego dopiero, gdy zobaczymy go w akcji, przez co nie możemy się wcześniej przygotować na to, co nas czeka i zaczynamy grę z dreszczem niepewności.
Zabijaj bez litości
Mapy nie są zbyt duże, dzięki czemu ciągle coś się dzieje i rozgrywka przebiega sprawnie oraz szybko, nie tak jak w bardzo podobnym Friday the 13th: The Game, które również recenzowałem i przeszkadzały mi tam zbyt wielkie lokacje. Wszystko to buduje klimat i uczucie strachu, ale jest jedno ale… Problem w tym, że wystarcza to na kilka godzin rozgrywki. Horror nie jest w stanie straszyć ciągle w ten sam sposób, bo po czasie po prostu się do tego przyzwyczajamy, a wtedy traci swoją wielką zaletę, jaką jest wzbudzanie grozy. Staje się wtedy zwykłą grą multiplayer z dość ciekawą rozgrywką, ale taką, która będzie się w stanie obronić tylko przez kilkanaście kolejnych godzin, a nie kilkadziesiąt czy nawet kilkaset, czego wiele osób oczekuje od gier sieciowych.
Warto jeszcze wspomnieć o grafice, która jest nieco rozmazana i mógłbym przymknąć na to oko, jeśli byłoby to odkupione płynną rozgrywką. Zgaduję, że twórcy nie chcieli nam zapewnić filmowego doświadczenia serwując 24 klatki na sekundę, ale niestety przez większość gry FPSy utrzymują się na takim poziomie i ja jednak wolałbym stabilne growe 30 klatek. Teksturom zdarza się doczytywać po kilku sekundach i spotkałem się też z dziwną sytuacją, w której przy szybkim ruchu lub machnięciu bronią zostawały smugi rozciągniętych tekstur, które znikały dopiero po sekundzie, tak jakby konsola nie nadążała z renderowaniem obrazu.
Na koniec zostawiłem to, czego najbardziej nie lubię w obecnym rynku gier, co jest istnym nowotworem i trapi coraz więcej tytułów, a mowa o mikrotransakcjach. W grze obecny jest sklep, w którym możemy za realne pieniądze kupować różnego rodzaje skórki, zmiany kosmetyczne lub postacie. Niestety bardzo nie lubię takiego wyciskania z graczy dodatkowych pieniędzy i stanowczo mu się przeciwstawiam, bo nie po to płacę za grę 169 złotych, żeby nie dostawać pełnej zawartości.
Pomimo tych kilku wad, Dead by Daylight to naprawdę dobra gra. Jeśli nie uważasz, że tytuł przeznaczony do rozgrywki sieciowej ma zapewnić ci setki godzin rozgrywki, to nie zawiedziesz się i spędzisz tu wiele strasznych i intensywnych chwil. Dodatkowo jeśli masz znajomych, z którymi możecie wspólnie grać, to ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że będziecie się bawić jeszcze lepiej i warto kupić ten tytuł.
Podziękowania dla Behaviour Interactive za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Mateusz Grzymała
Jestem studentem farmacji, a w wolnych chwilach, których niestety nie ma zbyt wiele, grywam w piłkę nożną i czytam książki, przeważnie fantasy i kryminały. Moja przygoda z Nintendo zaczęła się od Nintendo Wii i od tamtego momentu Zelda i Mario, to moje dwie ulubione serie gier.