Strachy na lachy – recenzja Luigi’s Mansion 3

Jednym z głównych powodów, dla którego ciągnęło mnie zawsze do…

28 listopada 2019

Jednym z głównych powodów, dla którego ciągnęło mnie zawsze do konsol Nintendo jest to, jak unikalne są wydawane na nie gry. No bo jaka inna firma wydałaby tytuł AAA będący połączeniem horrorowych klisz, slapsticku i biegania po hotelu z odkurzaczem wciągającym duchy? I co więcej – jaka inna firma zrobiłaby to w naprawdę świetny sposób?

 

Wakacje z koszmaru

 

 

Luigi’s Mansion 3 rozpoczyna się sielankowo. Mario, Peach, Toad i nasz protagonista wybierają się na upragnione wakacje do luksusowego hotelu. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda świetnie, lecz to tylko pozory – cały hotel jest po prostu zmyślną pułapką zastawioną na Luigiego i jego przyjaciół. Już po kilku minutach prawie cała wycieczka zostaje zaklęta w obrazy przez Hellen Gravely – demoniczną właścicielkę nawiedzonego hotelu, będącą na usługach znanego z poprzednich gier King Boo. Szczęśliwie Luigi szybko odnajduje starego znajomego – profesora E. Gadda – który uzbraja go w przypominający serię Ghosbusters odkurzacz, pozwalający na wciąganie do niego przeróżnych duchów. Tylko od niego zależą teraz losy grupki przyjaciół, a żeby pokonać Hellen i King Boo, nasz zielony bohater będzie musiał wykazać się nie lada sprytem i zręcznością. Czas w nawiedzonym hotelu spędzimy skupiając się na trzech głównych aktywnościach: eksploracji, walce z duchami i rozwiązywaniu przeróżnych zagadek.

 

Hotelowe eksploracje

 

 

A jest co eksplorować! Hotel składa się z aż piętnastu pięter (i dwóch piwnic). Każde z nich posiada swoją własną tematykę. Trafimy tu na prawdziwą różnorodność, poczynając od pięter, które faktycznie mogłyby się znaleźć w hotelu (strefa sklepowa, restauracyjna), a kończąc na poziomach naprawdę pomysłowych i niezbyt “realistycznych”, jak poziom piracki, egipski czy studio filmowe. Sprawia to, że gra nigdy się nie nudzi i zawsze chce się zagrać jeszcze przez chwilę, żeby sprawdzić, jakie ciekawostki czekają na nas na kolejnych poziomach.

Oprócz głównych celów, które musimy wypełnić na każdym etapie hotelu, zawsze można nieco bardziej się w niego zagłębić i poszukać ukrytych w wielu miejscach kamieni szlachetnych lub, po prostu, dać upust naszym destrukcyjnym instynktom – prawie każdy element wystroju możemy wciągnąć do odkurzacza lub w inny sposób zniszczyć, co często gwarantuje nam większą sumę pieniędzy. Ogromna szkoda, że obie te aktywności nic sensownego nam nie dają. Choć pieniądze teoretycznie można wydawać w sklepie E. Gadda, dostępne tam przedmioty są praktycznie bezużyteczne i można spokojnie ukończyć grę nie wydając ani jednej monety. Również zbieranie kamieni szlachetnych nie przekłada się na jakieś namacalne korzyści, ponieważ dopiero po zebraniu ich wszystkich otrzymujemy jeden “kosmetyczny” item. Trochę szkoda, bo samo ich szukanie jest całkiem przyjemne i przydałaby się za to jakaś konkretna nagroda.

 

Who you gonna call?

 

 

Walkę z duchami będziemy prowadzić za pomocą wspomnianego wyżej “odkurzacza”, czyli Poltergust G-00. Zwykle zanim możemy wciągnąć do niego danego ducha, musimy go najpierw oślepić błyskiem latarki, którą szczęśliwie też mamy w zanadrzu. Przydatna okaże się też przepychaczka do toalet, za pomocą której Luigi może np. zabrać atakującym go duchom przedmioty, którymi się zasłaniają. I o ile walka ze zwykłymi przeciwnikami daje sporo frajdy, gra zaczyna naprawdę błyszczeć przy starciach z bossami. Każde piętro kończy się taką właśnie potyczką i jest to chyba moja ulubiona część gry. Każdy z przeciwników jest zupełnie inny i strategia, która sprawdzi się dobrze przy jednym z nich może nie zadziałać przy kolejnym, więc cały czas musimy kombinować i jak najlepiej wykorzystywać dostępne narzędzia i elementy planszy. Trudno mi jest nawet wybrać mojego ulubionego antagonistę, ale na podium na pewno znajduje się opętany przez szalonego muzyka fortepian, duch rekina w pirackiej opasce i widmo DJki, do pokonania której będziemy musieli wczuć się w nawiedzony układ taneczny… Drobnym mankamentem jest niezbyt wygodne sterowanie, które przeszkadza w niektórych bitwach. Mimo dostępności dwóch trybów, jakie możemy ustawić, żaden z nich nie jest nigdy w pełni intuicyjny. Główna różnica między nimi polega na tym, że w pierwszym obracamy się wciągając odkurzaczem trochę jak używając niesławnych „tank controls” (wysunięcie gałki w prawo stopniowo obróci nas w zgodnie z ruchem wskazówek zegara), a w drugim od razu obracamy się w wybranym kierunku, ale za to do celowania góra/dół używamy motion controls. Wolałbym mieć rozwiązanie, w którym możemy ustawiać czy chcemy mieć motion controls i w jaki sposób się obracać, ale twórcy niestety tego nie przewidzieli. 

 

Zagadki wcale nie takie straszne

 

 

Sama walka stanowi jednak stosunkowo małą porcję czasu, jaki poświęcimy Luigi’s Mansion 3. Dużo większą rolę odgrywają tutaj zagadki. Ponownie twórcy gry poradzili sobie świetnie z ich zaprojektowaniem i wdrożeniem. Łamigłówki są naprawdę zróżnicowane, a niektóre z nich z pewnością przejdą do panteonu najlepszych na konsolach Nintendo. Wystarczy wspomnieć chociażby tę na planie filmowym – jej rozwiązanie przynosi graczowi dziką satysfakcję. Do ich rozwikłania możemy wykorzystać wszystkie wymienione wyżej narzędzia dostępne w walce, ale też światło ultrafioletowe i moją nową, ulubioną postać Nintendo – Gooigiego. Kim jest Gooigi, zapytacie? To zielona, ektoplazmatyczna kopia protagonisty, a dzięki swojej śluzowatej strukturze może wchodzić do rur, przechodzić przez kraty lub nawet wnikać w podłogę! Poza tym ma dokładnie taki sam zestaw ruchów jak Luigi, co czyni z niego pełnowartościowego członka drużyny. Jest też źródłem sporej dawki slapstickowego humoru, który towarzyszy nam przez całą grę.

 

Przerażająco ładnie

 

 

Sądzę, że na ten moment Luigi’s Mansion 3 można spokojnie okrzyknąć mianem najładniejszej gry na Switchu. Ograniczenie rozgrywki do relatywnie małych pokojów pozwoliło wycisnąć ze Switcha naprawdę piękną, dopracowaną, i co najważniejsze, płynną grafikę. Szczególnie cieszy liczba elementów w każdym pokoju – dwie poprzednie gry niestety były trochę pod tym względem konserwatywne. Trudno nie zwrócić też uwagi na pewne drobiazgi, które w żaden sposób nie wpływają na rozgrywkę, ale dodają grze uroku. Przykładowo, jeśli grając Luigim wycelujemy odkurzaczem w Gooigiego, zacznie się on przechylać, jakby miał być zaraz do niego wciągnięty. Takich smaczków jest mnóstwo i sprawiają one, że gra wygląda naprawdę doskonale. Tradycyjnie też dla gier wydawanych przez “Ninę”, oprawa dźwiękowa jest na najwyższym poziomie. Muzyka i dźwięki doskonale komponują się z wydarzeniami na ekranie i jeszcze bardziej podbijają radość z rozgrywki.

 

Pokój dla 4 osób, poproszę!

 

Dodatkowym atutem jest też to, że oprócz kampanii dla jednego gracza możemy pobawić się w Luigi’s Mansion 3 razem ze znajomymi. Mamy do dyspozycji 3 różne opcje. Pierwsza to po prostu fabuła w trybie kooperacyjnym – jeden z graczy może przejąć postać Gooigiego i wspólnie z Luigim próbować oswobodzić przyjaciół z nawiedzonego hotelu, co potrafi dostarczyć niezłej frajdy. Poza tym mamy 2 tryby niezwiązane z historią: ScareScraper i ScreamPark. W tym pierwszym będziemy mogli wspólnie przechodzić piętra wieżowca, a drugi jest swoistym zbiorem minigierek a’la Mario Party – trzeba np. jak najszybciej znaleźć ukrytego gdzieś ducha lub strzelać z ogromnego działa. Ogromnym plusem jest też to, że te dwa tryby działają zarówno lokalnie, jak i w wersji online.

 

5-gwiazdkowy hotel

 

Luigi’s Mansion 3 to kolejna bardzo udana część nowatorskiej serii. Muszę przyznać, że bawiłem się przy tej grze doskonale i jest to dla mnie jeden z kandydatów do najlepszej gry roku na Switchu. To tytuł naprawdę świetnie dopracowany, ale przede wszystkim stworzony z ogromną dozą dbałości o szczegóły. W Luigi’s Mansion 3 po prostu nie wypada nie zagrać.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + jedna z ładniejszych gier na Switcha
  • + pomysłowe zagadki
  • + interesujący i zróżnicowani bossowie
  • + multiplayer
  • + humor
  • + Gooigi!

Wady

  • - sterowanie pozostawia wiele do życzenia
  • - bezużyteczne pieniądze i znajdźki

8.5

Wyświetleń: 6997

Redaktor

Zimny

Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad materiałami do nauki języka angielskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *