Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Dziwny jest ten świat – recenzja Oddworld: Stranger’s Wrath

15 lat minęło od pierwotnej premiery Oddworld: Stranger’s Wrath na…

23 stycznia 2020

15 lat minęło od pierwotnej premiery Oddworld: Stranger’s Wrath na pierwszym Xboxie. To czwarta gra utrzymana w uniwersum Oddworld spod skrzydeł firmy (a jakże) Oddworld Inhabitants. Z cyklem nie miałem nigdy do czynienia, zatem podejście do odświeżonego remastera na Switcha było dla mnie doznaniem dość niezwykłym. Bo jedno trzeba tej grze przyznać: doprawdy dziwny jest to świat.

W grze wcielamy się w tytułowego Strangera – tajemniczą istotę, której chlebem powszednim jest łapanie kryminalistów znanych z listów gończych i zgarnianie za to Moolah (tutejszej waluty). Nieznajomy zbiera pieniądze na rzecz bliżej nieokreślonej misji. O protagoniście początkowo wiemy bardzo niewiele. Z filmowego wstępu wyniesiemy, że jest przeciwnikiem broni palnej, nie zna litości, żyje w zgodzie z naturą, a najbardziej liczy się dla niego zarobek. W trakcie rozgrywki będziemy powoli odkrywać przeszłość antybohatera i poznawać jego motywacje. To dość ciekawy zabieg, który zachęca nas do łapania kolejnych zbiegów, aby szybciej poznać dalszy ciąg opowieści.

 

 

Synkretyzm komputerowy

 

Oddworld: Stranger’s Wrath to zgrabne połączenie dwóch odrębnych gatunków gier. Z jednej strony Nieznajomego obserwować będziemy z perspektywy trzeciej osoby – głównie w sekwencjach platformowych i podczas przemierzania świata. Podczas łapania zbirów będziemy go podziwiać oczami samego Strangera, a gra z platformówki przerodzi się w dość nietypowego FPS-a. Choć to rozwiązanie wydawało mi się początkowo dziwne, to sprawdza się całkiem dobrze. Perspektywę zmieniamy za wciśnięciem jednego guzika, zatem sami musimy dopasowywać styl gry do konkretnych sytuacji.

 

 

W grze czeka nas 12 różnych misji, z czego niemal wszystkie sprowadzają się do wytropienia i złapania konkretnego kryminalisty – żywego lub martwego. Za żywych, oczywiście, zgarniemy więcej Moolah, jednak niekiedy stanowi to nie lada wyzwanie. Przeciwnicy są zróżnicowani, a każdy „Główny Zły” dba o odpowiednią obstawę. Czasem łatwiej będzie nam zabić cel, a dopiero potem wciągnąć go do swojego nietypowego odkurzacza (Ghostbusters, anyone?), niż obchodzić się z każdym wrogiem jak z jajkiem. Bo ci zdecydowanie tak nas nie traktują.

 

 

Stranger do swojej dyspozycji ma dwa ciosy bliskodystansowe oraz bogaty arsenał amunicji do swej kuszy. Istotna informacja: żywej amunicji. Jako zagorzały przeciwnik broni palnej, Nieznajomy do swych pościgów wykorzystuje pomoc okolicznej fauny. Każdy zwierzak ma swoje wyjątkowe, zaskakujące zastosowanie. Tym sposobem puchate Fuzzles posłużą nam jako pułapka lub krwiożercza broń na naszych wrogów, Boombats eksplodują niczym rakiety, pajęcze Bolamites spętają niemilców ciasną siecią, a Zappflies ich sparaliżują, uruchomią elektryczne mechanizmy lub pomogą nam w pozyskiwaniu nabojów. Zwierzątek jest w sumie osiem, ale działanie niektórych pozostawię wam do samodzielnego odkrycia. Aby uzupełnić zapasy pocisków, musimy na nie… zapolować. Przyznam, że nigdy nie spotkałem się z tak kreatywnym wachlarzem spluw w żadnej grze (a warto napomknąć, że grałem chociażby w Postal 2), a przy tym każda z nich idealnie wpasowuje się w klimat świata i współgra z ekologicznym przesłaniem fabuły.

 

 

Pustkowie

 

Niepowtarzalny klimat produkcji buduje świat przedstawiony. Oddworld przypomina stylistyką połączenie Dzikiego Zachodu i tematyki post-apokaliptycznej. Podziwiać będziemy nieczynne fabryki, rozległe prerie, kaniony i zardzewiałe maszyny. Trzy miasteczka, które przyjdzie nam odwiedzić, zamieszkałe są przez istoty przypominające kury. Ich kreskówkowa aparycja to tylko pozory – „Clakkerz”, jak brzmi ich oficjalna nazwa, nie stronią od przekleństw, mówią z przesadzonym, kowbojskim akcentem i zdani są na łaskę Strangera w kwestii swych problemów z kryminalistami.

 

 

W dosyć pustych miastach odbierzemy kolejne zlecenia, uzupełnimy amunicję w okolicznych sklepach lub podszkolimy swoje umiejętności. Możemy przykładowo zwiększyć ilość możliwie posiadanej amunicji, ulepszyć ciosy w zwarciu czy zapewnić sobie odzyskiwanie nabojów podczas „wsysania” przeciwników. To wszystko sprawia, że poza platformówką i FPS-em, produkcja zyskuje nieco RPG-owego sznytu.

 

Stranger czy Nieznajomy?

 

W menu gry możemy wybrać polską wersję językową, co z pewnością ucieszy niektórych posiadaczy Switcha. Warto jednak napomknąć, że jest to lokalizacja bardzo nierówna. Z jednej strony tłumacze wpadli na kreatywne nazwy – przykładowo „Chippunk” to po polsku „Wyjwiórka”, świetne – a z drugiej sporo fraz i tekstów to istne „kfjatki”, sprawiające wrażenie tłumaczonych w translatorze Google. Zauważyłem też kilka sytuacji, w których tłumaczenie było niekonsekwentne; niektóre obiekty nadal nosiły swoją oryginalną nazwę, mimo że w innych przypadkach widziałem ich polską alternatywę.

 

 

Jest to też spolszczenie wyłącznie kinowe, co w tej produkcji może stanowić problem dla osób nieznających angielskiego. Napisy pojawiają się tylko podczas przerywników filmowych, a w trakcie rozgrywki będziemy musieli wyłapywać sens wypowiedzi bohaterów na bieżąco. A szkoda, bo tekstów rzucanych w trakcie zabawy jest zdecydowanie więcej, a sporo też w nich dobrego, czarnego humoru. Niestety, mówiąc krótko – polska lokalizacja to jeden wielki bałagan i chaos.

 

Zew dawnych lat

 

Pod względem oprawy audiowizualnej, Oddworld: Stranger’s Wrath, mimo odświeżonych tekstur i podkręconych detali, trąci myszką. Nie ma jednak sensu oceniać grafiki w 15-letniej grze. Ratuje ją niesamowity klimat i kreatywne projekty postaci oraz poziomów. Świat Oddworld jest brudny, opuszczony, pusty i zardzewiały, co szokująco kontrastuje z radosnymi i zabawnymi bohaterami, którzy wyglądają, jakby wyciągnięto ich z etapów Raymana. Mnie ta stylistyka zaintrygowała, bo drzemie w niej dużo charakteru, za który gracze tę produkcję pokochali już lata temu.

Trudno mi jednak rozpływać się nad sferą dźwiękową. Soundtrack jest raczej nieciekawy i właściwie nie przyciągał mojej uwagi, choć dobrze korespondował z wydarzeniami na ekranie. Przygrywać nam będą głównie gitarowe, westernowe ambienty, przerywane zabawnymi okrzykami przestępców i ponurymi monologami Strangera.

 

 

Całość na Switchu śmiga bardzo dobrze. Zarówno w trybie stacjonarnym i przenośnym obraz utrzymuje dzielnie 60 FPSów, spowalniając tylko w intensywnych momentach. Zdziwiła mnie natomiast możliwość zmiany ustawień graficznych w opcjach, a konkretnie Antyaliasingu, który możemy dostosować do swoich upodobań, lecz niestety – kosztem płynności.

Nie wiem, czy to jest kwestia Switchowego portu, czy gry ogółem, ale denerwowała mnie bardzo czułość kamery w trakcie rozgrywki. W trybie trzecioosobowym była niesamowicie sztywna i powolna, za to w sekwencjach walki delikatny ruch gałką wprawiał Strangera w dzikie spazmy. Jest też możliwość sterowania żyroskopem, choć i w tym wypadku obraz zdawał mi się latać jak szalony. W ustawieniach znajdziemy opcję dotyczącą czułości kamery, jednak żadna kombinacja nie naprawiła w pełni mojego problemu.

 

 

Żywy lub martwy

 

Oddworld: Stranger’s Wrath to na tyle specyficzna produkcja, że jej odbiór jest raczej skrajny – albo się ją kocha, albo odkłada w milczeniu na półkę. Widać jednak, że twórcy przelali w nią bardzo dużo pasji, miłości i kreatywności, zatem warto dać jej szansę. To połączenie kilku gatunków gier komputerowych, doprawione intrygującą fabułą i sporą dawką ciętego, ponurego humoru. I jak na 15-letnią grę, trzyma się całkiem dobrze. Tylko ta cena…

Cena w eShopie: 120.00 zł

Podziękowania dla CDP za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + klimatyczny, ponury świat
  • + kreskówkowy i zabawny projekt postaci
  • + dojrzała i intrygująca fabuła
  • + ciekawy arsenał broni
  • + polska wersja językowa...

Wady

  • - ... którą ktoś chyba robił w translatorze Google
  • - problemy z ustawieniem czułości kamery
  • - brak napisów podczas rozgrywki
  • - wizualnie to zew dawnych lat
  • - nie trafi do każdego gracza

7

Wyświetleń: 4352

Redaktor

Kosma Staszewski

Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *