Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Fallout po radziecku – recenzja Atom RPG

Powiedzieć, że ATOM RPG jest zainspirowany pierwszymi grami z serii…

19 października 2020

Powiedzieć, że ATOM RPG jest zainspirowany pierwszymi grami z serii Fallout, to jak nic nie powiedzieć. Atom praktycznie jest Falloutem. Mówi się, że naśladownictwo jest najwyższą formą pochlebstwa. Jak więc tytuł od rosyjskiego ATOM Team sprawdza się jako hołd złożony na ołtarzu postapokaliptycznych gier minionej ery?

 

Przyszłość, której nie było

 

 

W roku 2007 stało się coś, co złamało wielu fanom Fallouta serce. Upadający właściciel praw intelektualnych do franczyzy, Interplay Entertainment, musiał sprzedać prawa do swojego dziecka Bethesda Softworks, co na zawsze zmieniło oblicze serii. Kolejny tytuł (Fallout 3), choć jest doskonałą grą samą w sobie, w niczym prawie nie przypominał klasycznego “falołta”. Zamiast widoku “z góry”, turowych walk i gier umiejscowionych w powojennej Kalifornii, otrzymaliśmy action-RPG z widokiem “z oczu” bohatera, osadzony na dodatek na terenie zrujnowanego miasta na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Gra oczywiście okazała się ogromnym sukcesem, a reszta jest historią. Tylko najbardziej zatwardziali fani serii pamiętają jeszcze jej korzenie i ronią łzy nad tym, że już nigdy nie będzie “dwuwymiarowego” Fallouta.

 

 

Dlaczego właściwie o tym piszę? Bo Atom RPG można w sumie uznać bez większego problemu za duchowego spadkobiercę Fallouta 1 i 2. Choć mieliśmy już gry, które naśladowały nieco ten typ rozgrywki (między innymi doskonały Wasteland 2), to żadna z nich nawet nie zbliżyła się poziomem naśladownictwa do ATOM RPG. System rozwoju postaci, mechanika walki, zarządzanie inwentarzem, poruszanie się po mapie, a nawet wszystkie menu są, z małymi wyjątkami, praktycznie żywcem wyjęte z klasyka z 1998 roku. Każdy fan serii od razu poczuje się tu jak w domu.

 

RPGowy konkret

 

 

No dobrze, ale nie każdy gracz zainteresowany ATOM RPG miał styczność z klasykami późnych lat 90. Czym więc jest ATOM? Tytuł należy zaliczyć do grona turowych cRPG z widokiem izometrycznym, różniących się od typowych konsolowych RPG przede wszystkim poziomem skomplikowania. Mamy tu kontrolę nad każdą cechą naszej postaci, rozpoczynając od głównych atrybutów (siła, percepcja, zręczność, inteligencja i wiele innych), poprzez umiejętności (np. strzelanie z broni długiej, skradanie się, technologia, handel), a kończąc na “perkach” (jak np. zwiększone obrażenia krytyczne przy używaniu broni snajperskiej). Źle stworzyłeś postać i jest kompletnie bezużyteczna w walce? No peszek. Nikt tu nie trzyma gracza za rękę, a wolność gra pierwsze skrzypce. Jest to coś, co wielu graczy odrzuci, ale inną grupę momentalnie przyciągnie. Dla mnie taka wolność jest atutem – w gąszczu uproszczonych gierek, które traktują graczy jak idiotów, jest to powiew świeżości.

 

Na chwałę matki Rosji!

 

 

Kiedy już stworzymy postać, zostajemy rzuceni w postapokaliptyczną, alternatywną przyszłość ZSRR. Tutaj, zamiast powolnego upadku i przejścia na system kapitalistyczny, komunizm upadł razem z bombami atomowymi, które spustoszyły kraje Układu Warszawskiego. Choć od nuklearnej gehenny minęło dobre kilka lat, społeczeństwo nadal podzielone jest na małe osady i wojujące ze sobą frakcje, a faktyczną władzę na pustkowiach często stanowią bandyci. My natomiast będziemy mieli okazję wcielić się w członka elitarnej organizacji ATOM (przypominającej nieco znane z pokrewnej gry Bractwo Stali). Po przejściu tutorialu zostajemy wysłani na niezwykle ważną misję – musimy zlokalizować zaginioną przed kilkoma dniami ekspedycję generała Morozova, która miała za zadanie odnaleźć i zbadać tajemniczy rządowy bunkier. Pech chciał, że nasz niezbyt doświadczony bohater pada ofiarą bandytów, którzy grabią go z zapewnionego przez ATOM uzbrojenia i opancerzenia, zostawiając nas w sytuacji, kiedy musimy radzić sobie sam.

 

Warto rozmawiać?

 

 

Podobnie jak w starych Falloutach, bardzo duża część interakcji z grą odbywa się poprzez dialogi z napotkanymi na naszej drodze postaciami. Jakimś cudem jest to jednocześnie największy atut tego tytułu, jak i jego wada. Zacznijmy od pozytywów – wiele z napotkanych przez nas postaci jest ciekawie napisanych, unikalnych i po prostu zapadających w pamięć. Mamy tu np. cyrk składający się wyłącznie z ludzi zmutowanych przez promieniowanie, osadę bandytów, którzy próbują stać się polityczną siłą na pustkowiu i stopniowo poprawić sytuację wszystkich jego mieszkańców czy człowieka twierdzącego, że jest mrówką. Ciekawe questy i spora dawka absurdalnego humoru, który trafi pewnie głównie do graczy z Europy Środkowej i Wschodniej, to jeden z niewątpliwych plusów produkcji od ATOM Team.

 

 

Jednocześnie podjęto kilka dość dziwnych decyzji. Możemy porozmawiać z praktycznie każdym NPC, którego napotkamy na swojej drodze, ale przy większości z nich sprowadza to się do zadawania dokładnie tego samego zestawu pytań: jak się nazywasz, co sądzisz o tym miejscu, czy możesz podzielić się jakimiś plotkami… Choć zdarzają się perełki, jak te wymienione wyżej, dialogi z większością postaci nie wnoszą kompletnie nic. Jeśli chcemy porozmawiać z każdym NPC w największym mieście ATOM RPG, Krasnoznamiennym, to spędzimy nad tym bite 3-4 godziny. Naprawdę wolałbym, żeby dialogów było mniej, ale żeby każdy coś wnosił albo przynajmniej był interesujący lub unikatowy. Sprawę pogarsza też to, że font jest relatywnie mały. Chociaż można go odczytać, dłuższe interakcje potrafią męczyć oczy. Dodatkowym minusem jest też to, że sporadycznie zdarzają się w nich literówki i błędy językowe (łatwe do wyłapania nawet dla osób, które nie pochodzą z krajów anglojęzycznych). Szkoda.

 

Walka z wrogiem klasowym

 

 

Choć sporą ilość czasu będziemy spędzać na dialogach, kiedy negocjacje zawiodą, przyjdzie czas na “let the guns do the talking”. Nie mam żadnych zarzutów do systemu walki. Jest on żywcem wyjęty z Fallouta 2 i posiada te same cechy – jest strategiczny, cholernie trudny i miejscami losowy. W każdej turze możemy wydać określoną liczbę Action Points, zależną od naszych statystyk, na poruszanie się, ataki bronią lub używanie przedmiotów. A jeśli o broniach mowa, to jest jej prawdziwe zatrzęsienie – od pistoletów, przez kusze, karabiny snajperskie, broń automatyczną, a kończąc na broniach, które sami możemy wytwarzać z wszechobecnych śmieci. Używanie broni jest satysfakcjonujące, a efekty wizualne towarzyszące strzałom krytycznym cechują się niezwykłą brutalnością – nieraz będziemy tu świadkami eksplodujących głów agresywnych bandytów. Po tym, jak ich zwerbujemy, w walce będą nam też pomagać kompani, których do zrekrutowania jest w grze 4 (wliczając w to wiernego czworonoga). Choć nie da się nimi bezpośrednio kierować, możemy im wydawać rozkazy, co jest całkiem rozsądnym rozwiązaniem. Potyczki to dla mnie niewątpliwie jedna z silniejszych stron gry i przez prawie 60 godzin, jakich potrzebowałem na ukończenie tytułu, nigdy mi się nie nudziły.

 

Port na Morzu Czarnym

 

 

Kilka słów wypada też powiedzieć o samym porcie na konsolę Nintendo. Generalnie rzecz ujmując, jest on jak najbardziej grywalny, choć ATOM Team nie uchroniło go przed kilkoma problemami. Poza wspomnianym powyżej relatywnie małym fontem, widać np., że sterowanie na konsoli pozostawia nieco do życzenia i gra była tworzona z zamysłem sterowania myszką, a nie padem. Jest to szczególnie widoczne, gdy mamy np. rząd szafek, który próbujemy splądrować – nie zawsze jest łatwo trafić w tę, o którą nam obecnie chodzi. Zapadło też kilka dziwnych decyzji dotyczących sterowania na niektórych ekranach. Przykładowo, przy zwiększaniu/zmniejszaniu statystyk na ekranie postaci, możemy do tego używać jedynie przycisków “+” i “-”, o czym nigdy gracz nie zostaje poinformowany. Zanim się o tym zorientowałem, spędziłem kilka dobrych minut sfrustrowany, próbując podnieść poziom mojej postaci za pomocą analoga czy d-pada, jak w dosłownie każdej innej grze.

 

 

Oprawa graficzna gry jest też raczej mocno średnia. Co prawda to nie jest w głównej mierze wina portu, bo gra na PC też nie wygląda fantastycznie, ale chciałoby się czegoś więcej. Osobiście zdziwiło mnie to, że tytuł potrafi się trochę przycinać w niektórych obszarach z końca gry, mimo tego, że grafika wyraźnie nie jest wymagająca. Na szczęście nie przeszkadza to specjalnie w rozgrywce dzięki turowej naturze ATOM RPG.

 

Dla weteranów pustkowi

 

Mimo wymienionych w recenzji mankamentów, ja przy ATOM RPG bawiłem się świetnie. Jest to niewątpliwa gratka dla miłośników głębokich systemów RPG, Fallouta i historii naszych przyjaciół zza polskiej granicy. Czy taka propozycja trafi do każdego? Wątpliwe. Ale osoby, które kochają taki klimat, poczują się tu jak w domu i spędzą nad ATOMem długie godziny.

Cena w eShopie: 64,00 zł

 


Podsumowanie

Zalety

  • + gratka dla fanów “starych” Falloutów
  • + barwne postacie i często zabawne dialogi
  • + solidny, głęboki system RPG na rynku zdominowanym przez uproszczone gierki

Wady

  • - rozmiar fontu męczy na dłuższą metę
  • - duża ilość dialogów niewnoszących wiele do rozgrywki
  • - literówki i błędy gramatyczne
  • - sterowanie bywa niezbyt wygodne

8

Wyświetleń: 9001

Redaktor

Zimny

Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad materiałami do nauki języka angielskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *