Niektóre postacie z gier stają się znane na całym świecie (należy je uznać niemal za kultowe). Ich popularność przekłada się na liczne kontynuacje oraz nawiązania, które nie zawsze wypadają korzystnie. Czasami samo umieszczenie znanego bohatera w grze w zupełności wystarcza do osiągnięcia sukcesu marketingowego. Jeżeli jednak myślicie w tych kategoriach o wesołym Grzybku ze świata najbardziej popularnego hydraulika na świecie, jesteście w błędzie!
Toad kojarzy się nam głównie ze światem Mario, ale gra o nim broni się dzięki innym elementom. To po prostu bardzo dobrze zrobiona propozycja przygodowa, która idealnie sprawdza się w przenośnych warunkach Nintendo. Żywe kolory, urozmaicone lokacje oraz krótkie poziomy zachwycają nie tylko najmłodszych!
Logiczne zagadki bez presji czasu
Captain Toad: Treasure Tracker stawia przede wszystkim na krótką, dynamiczną przygodę. Mamy tutaj bardzo wiele poziomów (ponad siedemdziesiąt) oraz zróżnicowane do granic możliwości lokacje. Mapy nie są duże, ale posiadają wiele szczegółów. Aby je przejść, musimy wykonać określone zadania. Najczęściej ograniczają się do zbierania monet, kryształów (kwestie bossów) oraz gwiazdek (kończenie danego poziomu). Wszystko jest takie proste wyłącznie w teorii.
Zabieg twórców jest bardzo korzystny ze względu na możliwości Nintendo. Poziom przejdziemy bez problemu w zaledwie kilka minut, a konsola umili nam przerwę w szkole, pobyt w autobusie albo oczekiwanie w galerii handlowej. Dynamika oraz brak jako takiej fabuły, stawiają grę w roli typowego ,,zapychacza” czasu, dopasowanego do naszego grafiku. Ale sformułowanie to nie zostało użyte w celu wyrażenia pogardy. Toad bawi nas dzięki swojej mobilności i Nintendo trafiło tu idealnie w punkt.
Zdecydowana większość lokacji wymaga od nas odrobiny myślenia. Trzeba przesunąć dany element, coś otworzyć albo znaleźć z pozoru ukryte przejście. Spostrzegawczość oraz nieustanne zmiany towarzyszą nam przez cały czas. Ciężko znaleźć chociażby dwa poziomy następujące po sobie, które byłyby do złudzenia podobne! Taki wynik naprawdę imponuje!
Praca kamery, kooperacja
Osobne słowo trzeba powiedzieć o pracy kamery. Gracz steruje nią we własnym zakresie i dzięki temu eksploruje mapę (całą planszę możemy uchwycić na jednym ujęciu). Pewnych przejść nie widać z określonej perspektywy. Przybliżanie oraz obracanie sprawia frajdę jeżeli gramy w trybie dla pojedynczego gracza. Może jednak być uciążliwe przy kooperacji, o ile trafiliśmy na złego kompana przygody.
Captain Toad: Treasure Tracker umożliwia wspólną rozgrywkę, dzięki której poczujemy się jeszcze lepiej! Warto jednak wiedzieć o tym, z kim najlepiej się nam współpracuje. Gra traktuje wspólne przeżywanie przygody bardzo dosłownie. Jedna osoba odpowiada zatem za sterowanie kamerą oraz eliminację wrogów, inna za kontrolę postaci. Bez umiejętnego łączenia umiejętności, będziemy się męczyć na każdym poziomie. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że od gier tego typu oczekujemy raczej innych wrażeń.
Graficzna ,,tęcza”
Toad w wydaniu na Nintendo Switch jest bardzo przyjazną postacią. Posiada lampę, plecak oraz szalik. Jest raczej pacyfistą, dlatego w większości sytuacji musimy uciekać przed wrogami. Sama kolorystyka nawiązuje do bajkowych, intensywnych barw. Trzeba przyznać, że sprawia to przyjemność nawet, a być może szczególnie dorosłym.
Słowa uznania należą się również mimice naszego Grzybka. Widzimy, gdy zbiera gwiazdkę i się cieszy, co prowadzi mimowolnie do naszego uśmiechu na twarzy. Czujemy także podobny strach w momencie, w którym zobaczy ducha. Duże przywiązanie do postaci objawia się w różny sposób, ale ciężko znieczulić się na głównego bohatera. Sympatyczny obraz po prostu emanuje z ekranu, a my chcąc nie chcąc, chłoniemy go garściami.
Konwersja kompletna
Gra debiutuje na Nintendo Switch po kilku latach od swojej premiery na Wii U. Ten zabieg może wywoływać mieszane uczucia, ale Toad nie traci ani trochę na jakości. Grafika jest barwna, lokacje przepiękne, a cała koncepcja gry zachowana w stu procentach. To kolejny przykład idealnej konwersji na przenośne konsole (wcześniejszym jest Donkey Kong: Tropical Freeze, o którym pewnie słyszała większość z Was).
Jeżeli mieliście styczność z wcześniejszą wersją gry (rada dla posiadaczy Wii U), raczej nie powinniście zaopatrywać się w Captain Toad: Treasure Tracker. Zawartość dodatkowa występuje, ale jest bardzo mała (praktycznie symboliczna). Starczy nam zaledwie na kilkanaście minut rozgrywki, co skutecznie neguje opłacalność finansową takiej inwestycji.
Podsumowanie
Przenośna konsola Nintendo w bardzo skuteczny sposób przenosi kolejne tytuły, które do niedawna nie były na nią dostępne. Captain Toad: Treasure Tracker prezentuje się na tym tle bardzo dobrze. Jest przeznaczony dla osób w każdym wieku, które docenią klimat trójwymiarowej gry platformowej z elementami logicznymi.
Barwne lokacje, wiele poziomów, brak presji czasu oraz duża płynność to cechy, które powinny zachęcić nas do zakupu. Nawet najbardziej poważne osoby, uśmiechną się wraz z radosnym Grzybkiem po zebraniu wymarzonej gwiazdki. Toad to postać, której po prostu nie da się nie lubić! Uzależnia nas od pierwszego spojrzenia.
Pamiętajmy jednak, że propozycja na Nintendo Switch nie zaskoczy niczym posiadaczy Wii U. Niestety, ale zawartość dodatkowa nie jest mocną stroną tytułu. Skupiono się głównie na umiejętnym przeniesieniu propozycji na Nintendo, ze zwróceniem szczególnej uwagi na optymalizację. Na szczęście całość zakończyła się powodzeniem, a gra chodzi płynnie w każdych warunkach.
Captain Toad: Treasure Tracker Recenzja