Wydawało nam się, że w końcu będziemy świadkami powrotu dobrego, klasycznego Harvest Moona, że Stardew Valley doczeka się godnej konkurencji, że ogromny świat nas pochłonie i że zanurzymy się w bezkresie sielankowej i beztroskiej farmerskiej przygody… Prawda – wydawało nam się.
Co poszło nie tak?
Zaczynam przewrotnie – od wad, ponieważ to one najbardziej wybrzmiewają w mojej głowie po rozgrywce w Harvest Moon: One World. Przyznam, że siadając do tej produkcji żywiłem pewną nadzieję, że w końcu odsapnę od zgiełku otaczającego świata. Wizja pielęgnowania i rozwijania działki rolniczej i zwierzątek ją zamieszkujących napawała mnie spokojem. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że nie ma żadnej działki na własność, którą mógłbym rozwijać. Zamiast tego otrzymujemy specyficzny mechanizm, który, podładowany za pomocą wyhodowanych plonów, umożliwia nam spakowanie naszego dobytku i wypakowanie go w innym, wyznaczonym do tego miejscu. Takie rozwiązanie ma swoje wytłumaczenie w tym, że gra toczy się w dość dużym świecie i może ono niektórym przypaść do gustu, ale mnie się nie spodobało.
Świat gry jest dość sporych rozmiarów, jednak twórcom zabrakło na niego jakiegokolwiek pomysłu. Choć klimat jest dość zróżnicowany w różnych zakątkach mapy, to nie doświadczymy efektu „wow”, przemierzając poszczególne rejony oferowanej nam w tej grze krainy. Zewsząd nasze możliwości przemieszczania się są ograniczone przez sztuczne ściany, te z kolei wyróżniają się od reszty obrazu nie do końca pasującą teksturą. Otaczający nas krajobraz jest po prostu pusty i jałowy.
Ogrom świata niesie za sobą jeszcze jedną, rażącą wadę – bardzo częste spadki w płynności. Przemierzając opustoszałą krainę nierzadko zdarzają się przeskoki i zacięcia w rozgrywce. Jest to szczególnie irytujące, ponieważ pomijając już i tak ubogi świat, sama produkcja nie charakteryzuje się wyszukaną szatą graficzną. Ładniejsze tytuły z większym światem radziły sobie o niebo lepiej na „Pstryku” niż aktualna propozycja od Natsume. Zdarza się również, że mieszkańcy wioski ni stąd, ni zowąd pojawiają się na naszych oczach lub znikają. Moim zdaniem jest po prostu źle, ale jeśli wciąż chcesz dać szansę tej grze, to idźmy dalej…
Chłopiec na posyłki
Główna zabawa w grze polega na wykonywaniu pojedynczych zadań dla napotykanych mieszkańców. Przeważnie musimy wyhodować jakieś rośliny dla naszych interesantów i je do nich przynieść. Sam mechanizm nabywania nasion niestety również jest rozczarowujący. Te dostajemy od wróżko-krasnoludków, które spotykamy wchodząc w interakcję z niebieskimi światełkami rozmieszczonymi w różnych miejscach całego świata gry. Byłoby to ciekawe rozwiązanie, gdyby znalezienie takiego „darczyńcy” stanowiło jakieś wyzwanie, a oferowane przez niego nasiona były rzadko spotykane w grze, ale tak nie jest. Światełka te są wszędzie i wchodząc z nimi w interakcję dostajemy przeważnie nasiona standardowych roślin. Jeśli chcemy zrealizować więc konkretny plan sadzenia w naszym ogrodzie, to niestety losowość otrzymywanych nasion nam tego nie ułatwi. Istnieją oczywiście sklepy, ale te nie oferują zbyt szerokiej gamy produktów i wszystko wydaje się jakieś takie za drogie. To wszystko oczywiście nie jest przypadkowe, ponieważ fabularnie wiele roślin zniknęło, a naszą misją jest próba przypomnienia sobie o ich istnieniu, stąd te puste sklepy i niezbędna pomoc wróżko-krasnali. Z wykonywaniem zadań dla NPCów wiąże się oczywiście podróżowanie po jałowych przestrzeniach gry, a te się strasznie dłużą, wyczerpując przy okazji zasoby wytrzymałości naszego bohatera.
Ile z Harvest Moona?
To wciąż jednak gra o pielęgnowaniu ogrodu, hodowaniu zwierząt, zbieraniu plonów, wzbogacaniu się i pogłębianiu relacji z mieszkańcami. Jak zawsze naszym zadaniem jest przygotować odpowiednio podłoże pod uprawę, rozrzucić siew i każdego nowego dnia pamiętać o podlaniu naszych roślin. Zwierzęta, które mamy pod opieką, poza pełnymi brzuchami i czystym wybiegiem potrzebują też naszej uwagi, aby móc wzrastać w zdrowiu i odwdzięczyć się pełnowartościowymi produktami. Te elementy wciąż mogą cieszyć, przynajmniej na początku rozgrywki, ponieważ z czasem powtarzalność tych czynności nuży.
Każda suma zarobiona ze sprzedaży „owoców” naszej ciężkiej pracy, będzie przyczyniać się oczywiście do rozwoju naszego przytułku. Przykładowo zakup większej ilości zwierząt wiązać się będzie z większą ilością obowiązków, ale też – na przyszłość – z lepszymi dochodami. I już nasza w tym głowa, żeby odpowiednio zaplanować swój rozwój.
Idylla? Niekoniecznie…
Harvest Moon: One World zawiódł mnie po całości. Nowości, które wystąpiły względem innych tytułów tego typu, są niedopracowane i rozczarowujące. Już sam schemat rozgrywki nie przypadł mi do gustu. Transportowanie swojego dobytku w wyznaczone miejsca z mocno ograniczonymi obszarami na sadzenie roślin zawiodło moje oczekiwania. Dalej było oczywiście tylko gorzej… Punkty teleportacyjne, które w pewnym stopniu powinny odciążać bohatera w podróży, są rozstawione w nie do końca przemyślanych miejscach. Graficzne i dźwiękowe BUGI, które zdarzają się dosłownie CO CHWILĘ psują jakąkolwiek radość z rozgrywki. Zbieranie losowych nasion od krasnali rozsianych po całym świecie jest również niedostatecznie przemyślanym zabiegiem.
Tytuł posiada kilka drobnych zalet, jak np. zautomatyzowane użycie narzędzi, tj. nasz bohater wie doskonale, jakiego narzędzia chcemy użyć i nie musimy tracić czasu na ich wyszukiwanie w podręcznym ekwipunku przed każdą inną czynnością czy możliwość wchodzenia w interakcję z każdym napotkanym zwierzątkiem na mapie. Sama kraina wydaje się nawet być pełną tajemnic do odkrycia. Jednak ilość i ogrom wad i nieprzemyślanych rozwiązań przyćmiewa to wszystko i zniechęca do tego, by zostać w świecie One World na dłużej. Gra po prostu nie potrafiła mnie wciągnąć i nie bawiła w żaden sposób. Niestety ciężko było mi brnąć przez ten tytuł, więc osobiście nie mógłbym go nikomu polecić. Na godnego konkurenta Stardew Valley przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Cena w eShopie: 209,80 zł
Podziękowania dla Conquest za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Jakub Malik
Dobre historie przyciągają mnie do siebie w grach, serialach i książkach. Mam słabość do gier retro i grafiki pixel art. Każdego roku z nadzieją wyczekuję nowych przygód z Księciem Persji. A poza tym wszystkim tańczę z ogniem, trenuję i realizuję się w doktoracie.