Road 96 zaprezentowano na ostatnim Nintendo Direct i od razu zauroczyło mnie swoim zwiastunem. Uwielbiam gry nakierowane na fabułę, więc z wypiekami na twarzy wyczekiwałem na premierę tej proceduralnej przygodówki. Czy warto sięgnąć po ostatnią produkcję DigixArt? Tego dowiedziecie się z naszej recenzji.
Fabularne zawirowania
Gra nie bierze jeńców i od razu zostajemy wrzuceni w wir niepokojących wydarzeń. Całość akcji osadzona została w fikcyjnym kraju Petria rządzonej przez Tyraka znanego z łamania praw człowieka oraz totalitarnych rządów. Za kilka tygodni mają odbyć się kolejne wybory prezydenckie, podczas których obywatele mogą głosować na człowieka sprawującego obecnie urząd lub na Senator Flores będącą całkowitą odwrotnością Tyraka. Jakby tego było mało w Petrii zaczynają znikać nastolatkowie oraz tworzy się ugrupowanie rebelianckie próbujące obalić władzę. Podczas rozgrywki wcielimy się w młodych zbiegów próbujących uciec z kraju – podczas naszych przygód możemy przejść przez granicę, zostać aresztowani lub zabici. Nieważne co się stanie to i tak wcielimy się w następną postać próbującą uciec. Nasze działania mają wpływ na postęp fabuły oraz wyniki wyborów prezydenckich. Podczas dialogów i interakcji możemy wybierać różne opcje.
Iluzoryczność wyboru
W Road 96 wybory odgrywają ważną rolę i twórcy zapewniają, że każde podejście zaserwuje nam inne doznania. Kolejne przejścia mogą różnić się od poprzedniego, a to wszystko dlatego, gdyż studio deweloperskie pocięło grę na wiele malutkich scen, które zostały porozrzucane w losowy sposób. Nasze pojedyncze decyzje wpływają na to jaka scena pojawi się następna, lecz całościowo nie zachęca to do wielu prób, gdyż prawie wszystko idzie odkryć już przy pierwszym podejściu. Nie odbieram to jednak jako znaczącą wadę – Road 96 to mały tytuł, który przy okrojonym budżecie postanowił przecierać szlaki proceduralności rozgrywki. W takich tytułach jak Heavy Rain iluzoryczność wyboru jest bardziej widoczna.
Mimo mojego zdawkowego narzekania, gra DigixArt prezentuje intrygującą przygodę wciągającą bez reszty. Gra łączy ze sobą segmenty trwające od pięciu do dziesięciu minut sprawiając, że jest to tytuł idealny zarówno do krótkich jak i długich posiedzeń. Całość można ukończyć w około osiem godzin. W Road 96 pojawiają się spokojne momenty, gdzie możemy napawać się niesamowitym klimatem, ale też sceny bardziej żywiołowe – pościgi lub ucieczki przed mordercą. Twórcy wciągają nas w wir zaskakujących wydarzeń.
Wyrazistość postaci
Struktura gry zyskuje przy bliższym poznaniu, gdyż ma nam do zaoferowania wiele wyrazistych postaci. Każda z nich ma swoją własną historię do opowiedzenia, a interakcje między nimi a głównym bohaterem są odrobinę karykaturalne, lecz w pełni naturalne. Wszystko za sprawą świetnego voice-actingu – dobór głosu do konkretnej postaci jest wprost perfekcyjny. Muszę jednak wspomnieć, że gra nie posiada polskiej wersji językowej. Do wyboru mamy angielski dubbing i ewentualne napisy w tym samym języku.
Podczas ekranów ładowania możemy ujrzeć avatary głównych bohaterów oraz licznik procentowy, który informuje nas ile scen odkryliśmy z daną postacią podczas naszej przygody. I tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, bo nie można tego wyłączyć. Podejrzewam, że istnieją gracze, którzy nie chcieliby wiedzieć, że danej postaci już nie ujrzą na swojej drodze. Taki licznik nie motywuje również do ponownego przejścia Road 96, gdyż przy pierwszym podejściu odkryjemy około 90-95% scen pojawiających się w tytule i twórcy o tym jasno komunikują.
Powrót do przeszłości
Największe problemy gra przejawia w strefie technicznej. Oprawa graficzna woła o pomstę do nieba. Pamiętacie zapowiedź z Directa? To lepiej szybko o niej zapomnijcie, bo gra na Switchu nigdy nie zbliża się do takiego poziomu. Gra ma do zaprezentowania ciekawie zbudowane lokacje i intrygujące widoczki, lecz z drugiej strony straszy zębami na krawędziach, teksturami o niskiej rozdzielczości oraz płynnością, której mogą pozazdrościć jej tytuły z PS2. Klatkaż wariuje, produkcja potrafi działać tylko w 15 FPSach i pojawiają się bugi uniemożliwiające dalszą rozgrywkę. Mam nadzieję, że twórcy poprawią to co mogą w następnych aktualizacjach. Za to ścieżka dźwiękowa jest wyśmienita. Tak jak wcześniej wspomniałem dubbing jest bez zarzutu, tak samo jak dźwięki otoczenia. Natomiast soundtrack jest kapitalny i idealnie dostosowuje się do tego, co pojawia się na ekranie. Twórcy wykorzystali muzykę małych niezależnych artystów, których nie znałem przed rozpoczęciem gry, a teraz na stałe zagościły na mojej codziennej playliście. Piosenka Home Call od The Toxic Avenger to coś pięknego.
Road 96 to solidny tytuł potrafiący zachwycić swoją narracją – fabuła porusza wiele dojrzałych tematów oraz przedstawia wiele intrygujących interakcji między bohaterami. Trzeba jednak pamiętać, że DigixArt nie zaprezentowało nic odkrywczego, a wersja na Switcha ma swoje problemy. Mimo wszystko jest do wciągająca opowieść dla wszystkich fanów przygodówek oraz symulatorów chodzenia.
Cena w eShopie: 79,96 zł
Podziękowania dla KOCH MEDIA za dostarczenie gry do recenzji.