RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Siła dedukcji – recenzja Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter

Sherlock Holmes to dobrze wszystkim znana postać. Za każdym razem,…

22 kwietnia 2022

Sherlock Holmes to dobrze wszystkim znana postać. Za każdym razem, gdy ocieramy się o nazwisko ekscentrycznego i niesamowicie skutecznego detektywa, liczymy na porywającą i pełną zagadek przygodę. Pragniemy błyskotliwie jak on demaskować ludzi i rozpracowywać ich najskrytsze sekrety. Nintendo Switch pozwala nam drugi raz wejść w skórę Sherlocka i, wykorzystując jego talenty, rozplątywać zawiłe sieci intryg, kłamstw i wieloznacznych wskazówek. Tym razem u boku najsłynniejszego detektywa będziemy śledzić zło w najciemniejszych zakątkach Londynu.

 

 

I’m Sherlock!

 

Pierwsze spotkanie z bohaterem przywodzi na myśl styl Hitchocka, gdzie historia zaczyna się od tak zwanego trzęsienia ziemi, by dalej napięcie nieprzerwanie wzrastało. I tak już w pierwszych sekundach po uruchomieniu gry naszym oczom ukazuje się krótki przerywnik filmowy, w którym Sherlock ucieka przed strzelającym do niego napastnikiem. Ujęcie kończy się tuż przed tym, jak goniący go pocisk zbliża się do niego niebezpiecznie blisko, pozostawiając nas z dość jednoznacznym, acz jeszcze otwartym zakończeniem przedstawionej sytuacji. Następnie płynne przejście do wydarzeń sprzed 48 godzin uspokaja nieco narrację i sprowadza nas do mieszkania Holmesa. Tam poznajemy bliżej bohatera, którym przyjdzie nam kierować, ale również Wattsona i m.in. pewnego młodzieńca, który w potrzebie odnalezienia ojca zgłosił się właśnie do nas.

 

 

Od pierwszych chwil da się dostrzec, że bohaterowie Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter są wyraziści w swoim zachowaniu, a ich charakter dobrze współgra z przypisanymi im rolami. Bez problemu można więc wczuć się w skórę detektywa zafascynowanego nierozwiązanymi sprawami. Od razu też jako spostrzegawczy detektyw przeanalizujemy wygląd odwiedzającego nas chłopca, dopasowując do zauważonych szczegółów interpretacje, które w późniejszej konwersacji mogą nam pomóc zauważyć nieścisłości lub po prostu ułatwią wyciąganie trafniejszych wniosków. I taki właśnie początek przygody uważam za trafiony – podsycił ciekawość, ukazał ułamek możliwości detektywa i zaprosił od razu do przeprowadzenia wciągającego dochodzenia.

 

 

Switch jako przenośny zestaw małego detektywa?

 

Tytuł miał swoją premierę w 2016 roku na PC i konsole poprzedniej generacji. W tym roku zawitał na naszego ukochanego przenośnego „Pstryka”, testując jego możliwości. Można dostrzec pewne ustępstwa w grafice, które pozwoliły przenieść port gry na Switcha, m.in. poszarpane cienie, mało wyraziste tekstury czy nagminne rozmazywanie mniej istotnego tła. Jednak na drobnym ekranie konsoli nie rzuca się to mocno w oczy. W przypadku grania na TV mankamenty graficzne bardziej się uwidaczniają, ale wciąż nie ma tragedii. Zaznaczam jednak, że ja w przypadku wizualizacji jestem bardzo łaskawym krytykiem. Faktem jest, że port wygląda gorzej niż pierwowzór z 2016 roku. Pomijając jednak same strategie radzenia sobie z estetyczną warstwą gry, by ta była grywalna na (nie oszukujmy się) mało wydajnej konsoli, uważam, że świat londyńskich zakamarków został przedstawiony bardzo dobrze i poruszanie się po dostępnych lokacjach może cieszyć oczy nawet na „Pstryku”.

 

 

Słabość konsoli uwypukla się również podczas ekranów wczytywania. Te ciągną się niemiłosiernie długo. Należy się tu pochwała dla twórców, którzy podczas wspomnianych ekranów dają możliwość przeglądania akt sprawy oraz uruchomienia szarych komórek, tj. przeprowadzenia dedukcji i łączenia poznanych nam wątków (o czym nieco niżej). Jednak tych funkcji nie trzeba aż tak często i długo maglować, więc umilą nam zaledwie kilka spośród wielu ciągnących się ekranów wczytywania…

 

 

The Power of Deduction

 

Wyżej wspomniane możliwości Holmesa to tylko niektóre z szerokiego wachlarza jego talentów. Można do nich zaliczyć także rozpracowywanie osób na podstawie ich wyglądu, dedukcja opierająca się na poznaniu wątków sprawy, bardziej skoncentrowane na szczegóły przeszukiwanie otoczenia, retrospekcje i tym podobne. Elementy te, to konieczna pula zdolności umysłu skutecznego detektywa. Wszystkim tym Sherlock dysponuje i posługuje się wtedy, gdy to konieczne. Dosłownie – bo gra sama nas naprowadza na to, gdzie, kiedy i co wykorzystać. Powoduje to nieodparte poczucie, że tytuł prowadzi nas przez inwestygacje za rączkę. Analizowanie rozmówców to proces automatyczny, który uruchomi się wtedy, kiedy to fabularnie konieczne. Co prawda mamy pewien ograniczony czas, by odkryć wszystkie widoczne szczegóły, ale ich liczba znana jest nam z góry, a kamera odzwierciedlająca przenikliwe spojrzenie naszego bohatera sama nakierowuje nas na warte uwagi elementy wyglądu delikwenta. Od czasu do czasu faktycznie musimy wybrać jedną z dwóch interpretacji danego szczegółu, ale to za mało, by stwierdzić, że sami to odkryliśmy. Dalej – w przypadku konwersacji, gdzie dane spostrzeżenia możemy wykorzystać skutecznie lub nie, bardzo rzadko pojawią się trudności, bo najczęściej inne sugerowane propozycje wtrąceń w danej sytuacji nie mają sensu.

 

 

Pozostałe zdolności Holmesa również najlepiej wykorzystać tylko wtedy, kiedy gra nam to zasugeruje. W innych sytuacjach się to po prostu nie sprawdzi. Stanowi więc to wszystko pewien ciekawy dodatek, ale zaimplementowany w zły sposób. Nie znajdziemy nic ciekawszego naszym wyspecjalizowanym i dokładnym spojrzeniem w miejscu, w którym gra nie sugeruje wykorzystania tej zdolności. Jest to moim zdaniem największa słabość tytułu. Również dedukcja nieco kuleje i nie chodzi tu wcale o zdolności rozumowania naszego bohatera (czy też nasze). Łącząc wątki, może okazać się, że dobrze je do siebie dopasowaliśmy lub źle. Druga opcja nie przynosi żadnych konsekwencji. Po prostu metodą prób i błędów nasze poczynania w tym trybie będą owocować pewnymi wnioskami lub nie – kierując nas w stronę rozstrzygnięcia sprawy. Tu również, jak w przypadku analizowania osób, zdarzy się, że gdy już pewne wątki uda nam się skutecznie połączyć, to będziemy zmuszeni do wybrania jednego z kilku sugerowanych wniosków. Utrudnienie to jednak moim zdaniem okaże się po prostu niewystarczające dla najzagorzalszych fanów zagadek…

 

 

Ale jak w to się gra?

 

Tytuł oferuje nam pięć spraw do rozwiązania. Nie ma tu żadnego łańcucha zdarzeń, który sprawi, że decyzje z pierwszego śledztwa wpłynąć mogą na kolejne. Poruszane wątki kończą się ciekawie, oczekując od nas podjęcia moralnych decyzji, lecz w innych sytuacji gra nie będzie od nas tego wymagać, a szkoda. W czasie rozgrywki, w zależności od fabularnego wątku, będziemy poruszać się nie tylko Sherlockiem, ale i innymi bohaterami gry, a nawet psem. Poza dialogami, jak na grę przygodową przystało, będziemy przeczesywać lokacje w celu wyszukiwania wskazówek czy obiektów pozwalających nam ruszyć fabułę dalej. Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter przepełnione jest również pewnymi minigrami, lecz niestety w niektórych przypadkach stanowią one (jak przy zdolnościach bohatera) urozmaicenie, które samo się wykonuje i w zasadzie nie do końca spełnia swoją rozrywkową rolę.

 

 

Na drodze staną nam również ciekawe i angażujące łamigłówki, a każda z poruszanych spraw jest tak różnorodna, że jeśli chodzi o rozgrywkę, tytuł nie pozwoli nam się sobą znudzić. Jednak podczas szukania wskazówek mających doprowadzić nas do końca śledztwa pojawia się kolejny mankament, choć może tylko ja go odczułem. Mianowicie – jak już przyzwyczaimy się do tego, że gra prowadzi nas w wielu sytuacjach za rękę, to nagle staniemy na rozstaju dróg, zastanawiając się – co dalej? Gdzie iść, co zrobić? I nie byłoby to aż tak męczące, gdyby nie wspomniane wcześniej ciągnące się ekrany wczytywania. Osobiście nie zawsze domyślałem się, by wrócić do mieszkania i przejrzeć księgozbiór czy zajrzeć w mapę, by pociągnąć sprawę dalej, i tak błąkałem się po londyńskich uliczkach, szukając jakiejś wskazówki…

 

 

Być jak Sherlock…

 

Czy gra jest warta świeczki? Dla fanów Sherlocka, a przede wszystkim dla tych, którym poprzednia część Sherlock Holmes: Crimes and Punishments przypadła do gustu – jak najbardziej. Fani klasycznych gier przygodowych point and click mogą trochę kręcić nosem, ale jeśli prowadzenie śledztw mieści się w sferze ich zainteresowań, to również się nie zawiodą. Ci, którzy preferują wartką akcję, pościgi, strzelaniny i co tam jeszcze, zapewne odbiją się od tytułu. Gra o Sherlocku Holmesie jest tym, czym być powinna, choć w moim mniemaniu niestety twórcy za bardzo ją uprościli, sprawiając, że najbardziej zawiłe i ciekawe śledztwo ryzykownie idzie w stronę interaktywnej, z góry wyreżyserowanej historii, w której gracz jest biernym widzem, któremu odbiera się poczucie sprawczości.

Cena w eShopie: 119,00 zł

Podziękowania dla Wire Tap Media za dostarczenie gry do recenzji.


Podsumowanie

Zalety

  • + wciągające śledztwa
  • + pięknie przedstawiony Londyn i okolice
  • + podczas podróży (okno wczytywania) można przeglądać akta i prowadzić dedukcję
  • + pokierujemy nie tylko Sherlockiem
  • + sporo dodatkowych „minigierek”…

Wady

  • - …z których część to „kliknij tu, kliknij tam”
  • - dostrzec można graficzne uproszczenia
  • - gra za bardzo prowadzi nas za rękę
  • - dłużące się okna wczytywania
  • - gra podpowiada, kiedy wykorzystać konkretną zdolność Sherlocka

6.5

Wyświetleń: 3401

Redaktor

Jakub Malik

Dobre historie przyciągają mnie do siebie w grach, serialach i książkach. Mam słabość do gier retro i grafiki pixel art. Każdego roku z nadzieją wyczekuję nowych przygód z Księciem Persji. A poza tym wszystkim tańczę z ogniem, trenuję i realizuję się w doktoracie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *