Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Gra, która cię zmiażdży, wypluje, a na koniec nagrodzi – recenzja Tunic

Niech nie zmylą Was pozory. Choć Tunic wygląda jak urocza…

12 października 2022

Niech nie zmylą Was pozory. Choć Tunic wygląda jak urocza produkcja na jesienne wieczory, pod fasadą kolorowej gry familijnej kryje się wymagające czasu, zręczności i cierpliwości doświadczenie, któremu najbliżej do tytułów pokroju Dark Souls i The Legend of Zelda. Czy w ogóle warto szargać sobie nerwy? Zdecydowanie.

Byłem szczerze zaskoczony, gdy odkryłem, że Tunic stworzył jeden człowiek. Andrew Shouldice wykreował intrygującą i spójną wizję, którą szybko podchwyciło studio Finji, wydawca gry. Tytuł pierwotnie ukazał się w marcu tego roku, a od końca września dostępny jest dla posiadaczy wszystkich wiodących platform gamingowych.

 

 

Kiedyś to były czasy…

 

Tunic nie kryje inspiracji oldschoolowymi grami przygodowymi. Wskazuje na to dość wysoki próg wejścia i brak jakiegokolwiek kontekstu fabularnego. Wskakujemy do zabawy na ślepo i sami musimy powoli dojść do tego, gdzie się znajdujemy i jakie jest nasze zadanie.

 

 

W grze pokierujemy postacią sympatycznego liska, który początkowo uzbrojony jest jedynie w patyk i możliwość wykonywania uników. Z czasem odblokujemy kolejne elementy uzbrojenia i zdolności, jak chociażby miecz i tarczę, różdżkę do rzucania czarów, linkę z hakiem, bomby i inne bajery. O każdy z nich przyjdzie nam zaciekle walczyć, bo Tunic nigdy nie daje graczowi poczuć się zbyt bezpiecznie. Już sam fakt, że podczas zabawy musimy samodzielnie skompletować instrukcję (!) świadczy o wysokim poziomie trudności gry. Wspomniany poradnik, choć niezbędny, nie odkrywa przed nami wszystkich tajemnic – zapisany jest głównie w niezrozumiałym języku, ale warto wspomnieć, że te przetłumaczone fragmenty przeczytamy także w polskiej wersji językowej.

 

 

Jeśli mieliście kiedykolwiek do czynienia ze starymi odsłonami The Legend of Zelda, to w Tunic dostrzeżecie wiele znajomych rozwiązań. Rozgrywkę obserwujemy w rzucie izometrycznym, a zabawa skupia się na rozwiązywaniu zagadek, walkach z wymagającymi przeciwnikami oraz zbieraniu złota na zakup przedmiotów i ulepszeń statystyk. Dość szybko przekonałem się, że gra przypomina też gatunek soulslike. Każda śmierć zabierze nam część waluty, którą możemy odzyskać, powracając do swojego ciała. Chęć zapisania gry i zregenerowania zdrowia wiąże się także z odrodzeniem wszystkich przeciwników w grze, których w pocie czoła mordowaliśmy zaledwie chwilę wcześniej. To niestety sprawia, że trudno Tunic polecić każdemu. To gra, która wymaga anielskiej cierpliwości, czasu i determinacji, by perfekcyjnie opanować jej mechaniki.

 

 

System walki oferuje dość podstawowy pakiet funkcji, choć trudno odmówić mu głębi. Biada graczom, którzy będą próbowali toczyć batalie, wciskając bezmyślnie wszystkie guziki naraz. W Tunic trzeba wykorzystywać rozmaite strategie, aby wyjść cało z większości potyczek. Nierzadko wróg będzie miał znaczną przewagę liczebną – sprawę załatwi dobrze rzucona bomba, która zmiecie ich wszystkich z planszy. Możemy także odwrócić uwagę potworów, rzucając kukiełkę z wizerunkiem liska. W większości przypadków trzeba będzie się jednak pogodzić z powolnym opróżnianiem paska zdrowia przeciwników, lecz za każdym razem Tunic tę cierpliwość wynagradza. A to jest naprawdę niezła satysfakcja.

 

 

…i teraz nadal są czasy!

 

Choć niektórzy się od Tunic z pewnością odbiją i oferowana przez produkcję rozgrywka nie zadowoli wszystkich, to oprawę audiowizualną można uznać za uniwersalnie piękną. To zdecydowanie górna półka gier indie ostatnich lat, która dorównuje ślicznemu The Legend of Zelda: Link’s Awakening. Świat zaprojektowano z dbałością o najdrobniejsze detale, dzięki czemu wydaje się być autentycznie żywy. Modele obiektów oraz postaci mają w sobie bardzo dużo uroku – początkowo miałem ochotę przytulać wszystkich napotkanych przeciwników, dopóki nie zaczęli mielić mnie na krwawą papkę. Kolory prezentują się na Switchu zjawiskowo, a całość utrzymuje płynne 30 klatek na sekundę w obu trybach wyświetlania. Dołóżmy do tego przyjemną i relaksującą ścieżkę dźwiękową, a otrzymamy naprawdę spójny i atrakcyjny tytuł.

 

 

Przyczepić się muszę do czasu ładowania etapów. Biorąc pod uwagę, jak często podczas gry giniemy lub zmieniamy „planszę”, pozornie krótkie 10 sekund szybko zaczyna irytować. O ile spędzamy z produkcją niedługie sesje, to z pewnością nie zajdzie nam to za skórę; w moim wypadku nie było tak kolorowo. Tunic można ukończyć w 10-15 godzin, co jak na ten gatunek stanowi standardowy wynik.

 

 

Powrót z tarczą

 

Jeśli przepadacie za poziomem wyzwania, jaki oferują stare gry przygodowe pokroju The Legend of Zelda i gatunek soulslike, to w Tunic z pewnością będziecie bawić się świetnie. To tajemnicza, trudna i prześliczna produkcja, która imponuje rozmachem i dbałością o detale. Nie jest to jednak tytuł dla wszystkich, co warto mieć na uwadze, zanim wyślecie biednego, małego liska na niechybną zgubę.

Cena w eShopie: 112,00 zł

Dziękujemy firmie Finji za udostępnienie kopii recenzenckiej gry.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + prześliczna i pełna charakteru oprawa audiowizualna
  • + ciekawy projekt świata, który zmusza do główkowania
  • + proste, a przy tym rozbudowane mechaniki rozgrywki
  • + koncepcja kompletowania stron instrukcji do gry jest dość ciekawa…

Wady

  • - …ale w praktyce może zniechęcić wielu graczy do zabawy
  • - poziom trudności dla niektórych może okazać się zbyt wysoki
  • - czas ładowania etapów szybko zaczyna irytować

7.5

Wyświetleń: 4316

Redaktor

Kosma Staszewski

„Złapałem je wszystkie” więcej razy, niż wypadałoby się przyznać. Z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat, lecz na szczęście uczucia wydają się być odwzajemnione. Na stronie możecie przede wszystkim przeczytać moje recenzje gier, choć wieloma czynnościami – jak chociażby korektą tekstów – zajmuję się zakulisowo. Nic nie przebije dla mnie dobrej kawy flat white.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *