RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Wojna w kieszeni – recenzja This War of Mine: Complete Edition

Stało się! Jeden z najhuczniejszych wojennych survivali ostatnich lat doczekał…

18 grudnia 2018

Stało się! Jeden z najhuczniejszych wojennych survivali ostatnich lat doczekał się portu na Switcha. Tytuł miał swoją premierę na PC aż 4 lata temu, jednak dla mnie było to pierwsze podejście do tematu. Uruchamiając grę, nie spodziewałem się, że przez najbliższe 3 dni nie oderwę się od konsoli.

 

Tutaj nie ma miejsca na nudę

 

Switchowy port This War of Mine nosi dumny podtytuł „Complete Edition”. Nie bez powodu, bowiem twórcy zadbali o dostęp do wszystkich wydanych dodatków, jak i tych nadchodzących. Cieszy też polska wersja językowa, która jest rzadkością wśród tytułów na Switcha. Rozpoczynając rozgrywkę, stanąłem przed wyborem jednego z dwóch trybów gry: Classic i Stories. Postanowiłem zacząć od tego pierwszego.

 

 

Tryb Classic oferuje wybór dowolnego scenariusza z odrębnymi bohaterami, ich biografią oraz umiejętnościami. Stanowi dosyć luźne podejście do rozgrywki, jako że zawiera element losowości zdarzeń.  Od razu spodobała mi się też możliwość kreacji własnego scenariusza. Wtedy to my dobieramy postaci, tworzymy tło ich działań, a nawet możemy wyreżyserować przebieg rozgrywki. W trybie Stories mamy do czynienia z fabularyzowaną opowieścią, dużo bardziej liniową i okrojoną z poszczególnych mechanik. Na ten moment dostępny jest tylko jeden taki scenariusz – „Father’s Promise”– traktujący o losach Adama, poszukującego swojej chorej córki. Z dostępnych trybów gry zdecydowanie bardziej spodobał mi się ten klasyczny, głównie dlatego, że zapewnia graczowi większą swobodę i ogrom możliwości. Poza tym, dużo ciekawsze jest kreowanie własnej historii na ekranie, niż śledzenie tej narzuconej przez 11 bit Studios.

 

Niekonwencjonalnie o wojnie

 

Założenia This War of Mine są, wbrew pozorom, dosyć proste. Rozpoczynamy grę określonymi bohaterami, którzy charakteryzują się odmiennymi przeżyciami i zdolnościami, a naszym głównym celem jest przeżycie w realiach toczącej się wojny. Na pierwszy rzut oka, gra zadziwia nas zupełnie innym spojrzeniem na swój setting. Tytuły takie jak Call of Duty nauczyły graczy, że zazwyczaj wchodzą w buty herosów, którzy walczą o wolność na froncie. This War of Mine ukazuje okrutne zaplecze działań zbrojnych, gdy zwykli, szarzy ludzie każdego dnia toczą batalię o przetrwanie.

 

 

Jest tylko jedna porcja jedzenia i trzy głodne osoby. Przydałaby się dodatkowa para rąk do pracy w naszej bazie, ale nie mam zaufania do tajemniczego przybysza. Wszyscy chorują, lecz lekarstwa są cennym środkiem do handlu. Czy warto posunąć się do zamordowania dwojga niewinnych staruszków, aby zdobyć potrzebne materiały? To tylko parę pytań, których zadawałem sobie milion podczas rozgrywki. Kombinowanie, myślenie w przód i rozsądne dysponowanie swoimi zasobami to główne cechy This War of Mine, które sprawiają, że nie da się od niego oderwać.

 

Rozgrywka rozpoczyna się w naszej bazie. To tutaj zdobywamy pierwsze przedmioty, borykamy się z podstawami craftingu, podejmujemy decyzje. W ciągu dnia możemy wykonywać czynności wewnątrz naszej bazy, rozbudowywać ją, planować kolejne akcje i dbać o potrzeby naszych postaci. Nocą zaś stajemy przed wyborem: możemy udać się na wyprawę w poszukiwaniu surowców w pobliskich lokacjach, czuwać w bazie, aby nikt jej nie okradł, lub iść spać, żeby zregenerować siły bohaterów.

 

Ruszając w poszukiwaniu zasobów, przenosimy się do zupełnie innej lokacji. Tam możemy spotkać innych ludzi, mniej lub bardziej przyjaznych, jak i znaleźć wiele przydatnych przedmiotów. Każda postać, którą wysyłamy na taką misję, ma określoną pojemność plecaka, dlatego bardzo ważne jest ich mądre ekwipowanie przed wyjściem. Chcemy wziąć ze sobą jak najmniej, aby stamtąd móc zabrać jak najwięcej, to logiczne. A co, jeśli przyda się nam łopata do oczyszczenia drogi? Nóż do ochrony w wypadku walki? Podejmowanie decyzji jest podstawowym i najważniejszym mechanizmem gry, a każda z nich ma faktyczny wpływ na późniejsze zdarzenia.

 

 

 

Cena nierozwagi

 

W trakcie pierwszego scenariusza, nie zapoznałem się jeszcze dostatecznie z mechanizmami gry. Dlatego też nie wahałem się postępować niemoralnie. Okradałem bezbronnych, zabijałem bez umiaru. Kierowałem się zasadą „przetrwa najsilniejszy”. Bardzo się zdziwiłem, widząc powoli postępujące załamanie nerwowe u mojej protagonistki. Sprawy zaszły tak daleko, że pewnego dnia, po powrocie z nocnego wypadu, kompletnie przestała funkcjonować. Gra uniemożliwiła mi poruszanie postacią w ramach protestu, a kobieta zmagała się z wewnętrznymi demonami i wyrzutami sumienia. Ostatecznie w nocy postanowiła uciec, wobec czego scenariusz się skończył. Sam doprowadziłem do porażki, nierozważnie kierując swoimi poczynaniami i ignorując wagę decyzji podejmowanych w grze.

 

Nieskończone odcienie szarości

 

Sfera wizualna jest dość intrygująca. Podczas rozgrywki dysponujemy „przekrojem” lokacji, w której się znajdujemy – trochę tak, jakbyśmy patrzyli na dom dla lalek. Paleta barw ogranicza się jedynie do rozmaitych wariacji na temat szarości, a wszystko to okraszone dopracowanymi animacjami w 2,5D.

 

 

Naszym poczynaniom przygrywa w eterze najczęściej jakiś gitarowy ambient, który jest na tyle delikatny, że nie przeszkadza w rozgrywce, a na tyle dopracowany, że tworzy niesamowitą atmosferę. Nieodłącznym elementem soundtracku są również dźwięki otoczenia – często w tle usłyszymy serię z karabinu czy rozpaczliwe wołanie o pomoc.

 

Grafika i udźwiękowienie genialnie ze sobą współgrają, tworząc niepowtarzalny, ciężki klimat gry. Dzięki temu byłem w stanie bardzo mocno wczuć się w obecną na ekranie sytuację, a emocje towarzyszące bohaterom były wiarygodne.

 

 

Gra często karze nas swoimi niedociągnięciami

 

This War of Mine ma jednak parę wad, które potrafią uprzykrzyć rozgrywkę. Dosyć często miałem problem ze sterowaniem. Kierujemy każdym bohaterem z osobna za pomocą gałki analogowej i przycisków akcji. Niestety, zależnie od siły nacisku – która jest dosyć względna – nasza postać przechodzi ze skradania do pełnego biegu. Nieraz zdarzało mi się, że postać wbiegała do pomieszczenia pełnego wrogów wbrew mojej woli i umierała. Za błąd techniczny płaciłem więc ja – raz nawet przegrałem cały scenariusz z tego powodu.

 

W zamian za komfort gry w dowolnym miejscu, jesteśmy zmuszeni przyzwyczaić się do niezbyt płynnej rozgrywki. Switch nie radził sobie z renderowaniem tak wielu obiektów naraz, przez co ilość FPSów bardzo rzadko osiąga choćby 30, co w grze wymagającej dość dużej precyzji ruchów jest kluczowe.

 

Po jakimś czasie zaczęły mnie też męczyć przydługie animacje czynności, jak np. pozbywanie się sterty gruzu bez łopaty. Jeżeli kierujemy tylko jedną postacią i nie możemy się zająć czymś innym w tym czasie, jesteśmy skazani na dwuminutową obserwację usuwania przeszkody. To samo tyczy się ekranów wczytywania, których w trakcie gry będziemy widzieć zdecydowanie za dużo i za długo.

 

 

Przetrwanie przede wszystkim

 

Wciągający gameplay, charakterystyczna otoczka graficzno-dźwiękowa i niepowtarzalny klimat sprawiają, że This War of Mine to przyjemność na długie godziny. Pomimo początkowych trudności z opanowaniem sterowania i mechaniki gry, osiągnięcie celu rozgrywki jest niezwykle satysfakcjonujące. Mam jednak nadzieję, że nadchodzące scenariusze do trybu Stories zaoferują bardziej wciągającą fabułę i mniej liniową rozgrywkę. Polecam wszystkim, którzy, zmęczeni nawalanką pokroju Medal of Honor, chcą poznać prawdziwe, smutne oblicze wojny.

 

Podziękowania dla 11 bit studios za dostarczenie gry do recenzji.

 

 

This War of Mine: Complete Edition Recenzja

 


Podsumowanie

Zalety

  • + świetny pomysł na grę
  • + niekonwencjonalna grafika i udźwiękowienie
  • + ciężki, obrazowy klimat
  • + decyzje naprawdę mają znaczenie
  • + ogrom możliwości i scenariuszy do ogrania

Wady

  • - słaba optymalizacja
  • - miejscami denerwujące sterowanie
  • - nużące i powtarzalne animacje
  • - zbyt długie ekrany wczytywania

7

Wyświetleń: 8576

Redaktor

Kosma Staszewski

Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *