Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Nie mogę teraz gadać, jestem w robocie – Front Mission 1st: Remake

W połowie lat 90. Square Enix doszło do (słusznego!) wniosku,…

16 stycznia 2023

W połowie lat 90. Square Enix doszło do (słusznego!) wniosku, że w growym półświatku istnieje jedna niezagospodarowana luka – gry RPG z mechami w roli głównej. Tak narodziła się seria Front Mission, która zajęła w sercach graczy specjalne miejsce. Dziś mamy jednak prawdziwy ”blast from the past” i wpada nam w ręce Front Mission 1st: Remake, czyli odświeżona wersja pierwszej części cyklu. Tytuł zadebiutował na SNES, a następnie otrzymał ulepszone wersje na oryginalne PlayStation i Nintendo DS. Jest to dzięki temu najbardziej optymalny sposób obcowania z produkcją – wersja na Nintendo Switch posiada całą dodatkową zawartość z reedycji. Jak jednak broni się ten 28-letni tytuł, odświeżony przez rodzime studio Forever Entertainment? Czy nadal warto w niego zagrać?

 

Wojna… wojna nigdy się nie zmienia

 

 

Front Mission 1st: Remake daje nam dostęp do dwóch kampanii rozgrywających się w tym samym czasie – podczas konfliktu zbrojnego na fikcyjnych Huffman Islands. Pierwsza z nich pozwala nam się wcielić w Royda Clive’a, młodego pilota jednego z bojowych robotów, nazywanych w uniwersum Front Mission „Wanzerami”. Royd pod sztandarem OCU (Oceania Cooperative Union, zrzeszająca kraje azjatyckie i Australię) dowodzi jednostką zwiadowczą, której pierwsza misja kończy się międzynarodowym incydentem i śmiercią jego dziewczyny. Druga kampania z kolei pokazuje losy oficera USN (United States of the New Continent, kolektyw krajów Ameryki Północnej i Południowej), Kevina Greenfielda.

 

 

Niezależenie od wybranej strony zostaniemy szybko wrzuceni w samo centrum konfliktu, który na zawsze zmieni oblicze Huffman Islands. Co ciekawe, wielu z naszych sprzymierzeńców z pierwszej kampanii będzie wrogami w drugiej i vice versa. Żeby dobrze zrozumieć całą intrygę, należy ograć obie kampanie, bo skończenie tylko jednej z nich pozostawi nas z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Ta struktura jest niezwykle interesująca – doskonale wpisuje się w ogólną filozofię gry, sugerującą, że żołnierze w konfliktach zbrojnych są tylko pionkami na szachownicy, które politycy, dowódcy i bogacze wysyłają na rzeź. Brak tu często miejsca na czarno-białe przedstawienie konfliktu, obie strony mają „swoje za uszami”, a za sznurki i tak pociąga ktoś zupełnie inny. Każda z napotkanych przez nas postaci ma też ciekawą osobowość i własne motywacje, choć są one zarysowane w nieco mniejszym stopniu niż w kolejnych grach w serii.  Fabuła i klimat są niewątpliwie jedną z silniejszych stron Front Mission 1st: Remake – poważna i często ponura narracja sprawia, że obcujemy raczej z dziełem dla dorosłych niż zabawką dla dzieci. Ta część gry naprawdę nieźle przetrwała próbę czasu.

 

Pimp my robot

 

 

Moim ulubionym elementem gry jest fakt, jak wiele mamy kontroli nad ekwipunkiem i uzbrojeniem naszych robotów. Dla każdego z nich możemy wybrać aż sześć różnych części – korpus, nogi, lewe i prawe ramię, komputer pokładowy i plecak. Każda z nich ma swoje własne statystyki, takie jak obrona czy celność ataku, a często także specjalne umiejętności. Możemy np. znaleźć nogi, które pozwalają poruszać się bez problemu po wodzie czy skakać wyżej, niż jest to możliwe przy standardowym ekwipunku. Jakby było tego mało, każdy Wanzer ma do dyspozycji aż cztery miejsca na bronie – można je umieszczać zarówno w rękach, jak i na ramionach. Oczywiście gra byłaby za prosta, gdybyśmy mogli po prostu przeładować robota naszym ekwipunkiem. Zawsze musimy czujnym okiem kontrolować, ile zakupiony sprzęt waży – jeśli przekroczy limit, na który pozwala dany korpus, nici z naszego planu.

 

 

Uwielbiam ogromny poziom personalizacji, na który pozwala Front Mission – niezależnie od tego, czy chcę zbudować zwinną machinę wojenną, która jest w stanie w krótkim czasie dobiec do przeciwnika i okładać go pięściami lub bronią białą czy też powolną platformę artyleryjską objuczoną wyrzutniami rakiet, które mogą obrócić w pył wrogie jednostki z dalekiego dystansu – gra z pewnością to umożliwi. Co więcej, Front Mission pozwala pilotom Wanzerów zdobywać specjalne umiejętności. Choć nie ma ich zbyt wiele, pozwalają one obrócić szalę zwycięstwa na naszą korzyść, przykładowo sprawiając, że możemy zaatakować konkretną część wrogiego robota, ogłuszyć go lub pozwolić na atak broniami w obu rękach naraz. To wszystko składa się na prawdziwie satysfakcjonującą personalizację naszych jednostek. Nie raz złapałem się na tym, że chętniej czas spędzam w menu, optymalizując statystyki jednego z Wanzerów niż na samych walkach!

 

Nowoczesne pole walki

 

 

 

Same potyczki jednak są również całkiem przyjemne. Mamy w nich szansę wykorzystać zbudowane przez nas machiny w turowych potyczkach. Każda z nich ma własne statystyki – zaczynając od tego, jak wiele „kratek” mogą się przemieścić w jednej turze, a kończąc na tym, jakie obrażenia zadają podczas walki wręcz. Walki, szczególnie na początku gry, potrafią być naprawdę wymagające – odrobina pecha i nasze Wanzery zmieniają się w pył. Z czasem jednak poziom trudności drastycznie spada, a po zrozumieniu systemów kierujących grą staje się ona miejscami niemal trywialna. Jest to dla mnie jeden z większych mankamentów pierwszego Front Mission – mimo solidnych taktycznych podwalin, niektóre umiejętności pilotów sprawiają, że nikt nie ma z nami szans. Jest to trochę klątwa pierwszej gry w serii – choć widać silne fundamenty, zostały one rozwinięte dopiero w kolejnych edycjach.

 

 

Ciekawym zabiegiem wprowadzonym w remake’u jest to, że mamy do wyboru dwa tryby – klasyczny i unowocześniony. W klasycznym kamera trzyma się izometrycznego widoku, a jednostki poruszają się nieco wolniej, tak jak w oryginalnym tytule. W odnowionym trybie kamera „przyczepiona” jest do pleców Wanzera i możemy nią dowolnie poruszać – sprawiając, że możemy oglądać pole walki w pełnej perspektywie 3D. Dodatkowo w tym trybie mamy do dyspozycji taktyczną mapkę, która pozwala nam zobaczyć strefę boju z uproszczonej i jaśniejszej perspektywy. I choć osobiście niezbyt ten koncept przypadł mi do gustu, niewątpliwie może spodobać się niektórym graczom.

 

Wojna jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze

 

 

Bardzo ładnie prezentuje się też strona graficzna. Chyba nigdy nie znudzą mi się zbliżenia na walczące ze sobą roboty, nawalające do siebie z różnych broni. Oprócz wprowadzenia do gry nowej szaty 3D, Forever Entertainment zastosowało tu filtry, podobne nieco do tych z Octopath Traveller – dalsze elementy otoczenia są nieco rozmyte. Daje to całkiem niezły efekt i przykrywa wszelkie potencjalne zgrzebności szaty wizualnej. Na uznanie zasługuje też ścieżka dźwiękowa. Zamiast pójść na łatwiznę, twórcy zaserwowali nam możliwość odsłuchu utworów zarówno w klasycznej formie, jak i w nowych aranżacjach.

 

Kawał dobrej roboty

 

Grając w Front Mission 1st: Remake, trudno pozbyć się wrażenia, że jest to bardziej remaster niż pełnoprawny remake. Nie zmienia to jednak niezaprzeczalnego faktu, że mimo sędziwego wieku gra nadal potrafi wciągnąć, szczególnie graczy wygłodniałych taktycznych RPGów, które nie rozgrywają się w jakimś oklepanym świecie fantasy. Nie wszystko jest tu idealne – walki potrafią być nieco monotonne i powolne, a dobra fabuła wpisuje się bardziej w storytellingowe trendy z przełomu milenium. Ale jeśli gracz jest w stanie się przez to przebić, dostanie naprawdę smakowity, taktyczny kąsek, który zapewni mu długie godziny zabawy i niejedno pozytywne zaskoczenie.

 

Cena w eShopie: 139,00 zł

Podziękowania dla Forever Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + klasyczna rozgrywka w nowej odsłonie
  • + ciekawy setting Sci-Fi
  • + "dorosła" fabuła

Wady

  • - nieco monotonne walki
  • - nierówny poziom trudności

7

Wyświetleń: 2206

Redaktor

Zimny

Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad przeróżnymi projektami IT.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *