Czas… Śledząc historię przygód Księcia Persji, można stwierdzić, że czas nie był wobec niego łaskawy. A tym bardziej, nie był łaskawy dla jego fanów. Urwano, pierwszą trylogię przygód Księcia, gdyż kontynuacja gry z 1993 roku – Prince of Persia 2: The Shadow and The Flame nigdy się nie ukazała, choć plany jej odnowienia pojawiały się nawet w 2019 roku. DLC Prince of Persia z roku 2008, które prezentowało zakończenie przygód tamtejszego bohatera, wydano wyłącznie na konsole Xbox360 i PS3, pozbawiając tym samym wielu graczy skrawka ciekawej historii. Zjawiskowo prezentujący się przeciek roboczo nazwanej gry Prince of Persia: Redemption na kanale twórców okazał się dawno porzuconym projektem. Planowano również wydać grę o tytule Prince of Persia: Assasins, jednak zamiast Księcia – wydano całkowicie nową serię gier zatytułowaną Assassin’s Creed, której pozytywny odbiór po dziś dzień sprawia, że Ubisoft zaniedbuje perskie uniwersum. Wyczekiwany remake Prince of Persia: The Sands of Time, którego wydanie było planowane na początek roku 2021 (!) również na konsolę Nintendo Switch, zatonął w otchłani Ubisoftowej ciszy… Czy Prince of Persia: The Lost Crown, wystarczy zagorzałym fanom serii na otarcie łez? A może reboot z nowym bohaterem przybije gwóźdź do trumny tej zaniedbanej od lat serii? Czy nowe przygody z Księciem Persji w nazwie, to naprawdę tak dobra gra, jak malują ją aktualnie dostępne recenzje? Tak się składa, że z Księciem znamy się nie od dziś, sprawdźmy więc czy najnowsza jego wersja spełniła moje oczekiwania!
Cofnijmy się w czasie
Początki Prince of Persia sięgają lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. I już wtedy gracz stanął pierwszy raz do walki z czasem. Kierując głównym bohaterem, w platformowej grze 2D z widokiem od boku, naszym zadaniem było przemierzyć najeżone pułapkami i wrogimi szermierzami korytarze lochów. A wszystko po to, by w ograniczonym z góry czasie wybawić piękną córkę Sułtana z rąk czarnoksiężnika Jaffara. Ten owładnięty rządzą władzy uwięził księżniczkę w wieży dając jej do wyboru śmierć, lub możliwość pozostania jego żoną. Na jej uratowanie mamy zaledwie 60 minut (120 minut w wersji Super NES), co w labiryncie pałacowych lochów, w których na dodatek ściga nas własny sobowtór, okazuje się nie lada wyzwaniem. Tytuł ten dla warsztatu animacji postaci do gier komputerowych stanowił ważny krok milowy, ze względu na wykorzystanie techniki rotroskopowej, do jak najlepszego odwzorowania w komputerowym świecie ruchów człowieka. Książę przyjął się nad wyraz dobrze, stąd też w 1993 roku ukazała się kontynuacja powyższej historii – Prince of Persia: The Shadow and The Flame. Poprawiono oprawę audiowizualną, rozwinięto fabułę, dodano bardziej zróżnicowane stylistycznie etapy, rozszerzono wachlarz napotykanych przeciwników, czy dodano więcej wymyślnych pułapek. Tytuł kończył się cliffhangerem, obiecując tym samym kontynuację, która nigdy jednak się nie ukazała… Sam Książę jednak nie odszedł w zapomnienie. Kolejna część z serii była już próbą ulokowania jego przygód w świecie 3D, co swoją rozgrywką bardziej przypominało gry z serii Tomb Raider. Prince of Persia 3D nie stał się jednak tak popularny jak dwie pierwsze odsłony stanowiące dziś klasykę gier komputerowych.
Wokół piasków czasu…
Rok 2003 przyniósł fanom Księcia powiew świeżości. Seria która wyszła spod ręki Ubisoft Montreal okazała się wręcz ich drogą do sukcesu. Baśniowy klimat pierwszej części Piasków Czasu, mroczna narracja w Duszy Wojownika, czy zwieńczenie trylogii w Dwóch Tronach, łączące oba te doświadczenia, przyczyniły się do powstania rosnącej rzeszy fanów Księcia Persji w krótkim okresie. Motyw manipulowania czasem w trakcie rozgrywki, zapadający w pamięć przeciwnicy, znakomicie zaprojektowane i wymagające sekwencje platformowe, zjawiskowe akrobacje, kombinacje ciosów w walce na miecze, które z każdą kolejną odsłoną trylogii były rozbudowywane oraz niesamowita historia spajająca serię w całość – sprawiły, że po dziś dzień, tytuły te wyróżniają się spośród innych. Uniwersum Piasków Czasu jednak nie kończy się wyłącznie na znanej trylogii, gdyż spragnieni fani otrzymali od twórców w 2010 roku The Forgotten Sands. Choć ta próba odświeżenia przygód Księcia spotkała się raczej z mieszanymi uczuciami, uważam, że tytuł godny jest tego by zaliczać go do kanonu Piasków Czasu. Zapomniane Piaski fabularnie miały stanowić wypełnienie długoletniej wyrwie w historii Księcia (między Piaskami Czasu a Duszą Wojownika), i zrobiły to nad wyraz obficie, gdyż Prince of Persia The Forgotten Sands to właściwie kilka różnych historii, z których każda zasługuje na uwagę (wersje historii znacząco różnią się w zależności od platformy PC, PS3, X360 / Wii / PSP).
Nowe szaty… Księcia
Poza kultową już serią obracającą się wokół piasków czasu, otrzymaliśmy w 2008 roku przygody innego bohatera, choć wciąż zatytułowane jako Prince of Persia. Kolorowa oprawa graficzna w lekko komiksowej stylistyce wykonana technologią cel-shading oferowała całkowicie nowe doświadczenie i nową historię. Tytuł wciąż oferował wciągającą fabułę, nacisk na platformowe aspekty i efektowne akrobacje stosowane nie tylko przy przemieszczaniu się, ale również podczas walki. A wszystkie te akcje wykonywało się przy współpracy pięknej księżniczki, która towarzyszyła nam przez większość przygody. Nowy świat został przyjęty dość pozytywnie, choć dało się słyszeć marudzenie zagorzałych fanów Piasków Czasu, że pod tą samą – rozpoznawalną już marką, Ubisoft stara się przepchnąć inny pomysł i świat. Koniec końców, twórcy nie przedłużyli życia tej koncepcji – poza wspomnianym we wstępie DLC zwieńczającym historię.
Przejdźmy jednak w końcu do tytułu, który w roku 2024 sprawił, że Książę wraca na salony. Prince of Persia: The Lost Crown, to tak jak wersja z 2008 roku kolejny reboot, wprowadzający całkowicie nową historię i nowego bohatera, którego losami mamy okazję kierować osobiście. Już przy zapowiedziach tytuł budził wśród fanów pewne wątpliwości. Z jednej strony postać w dredach, nieco wyrwana ze świata starożytnej Persji, z drugiej oprawa graficzna trącąca nieco Fortniteowym pastelowym stylem, a z trzeciej zaś – brak informacji o wyczekiwanym już od paru lat remeaku Piasków Czasu – zdecydowanie nie pomagały w promocji tytułu…
Zgapione po starszych braciach
Świat w Prince of Persia: The Lost Crown, w przeciwieństwie do ostatnich tytułów z serii, przedstawiony został od boku w 2.5D, co być może w pewnym stopniu stanowi hołd dla pierwszych części cyklu. W rozgrywce dostrzec można również inspiracje zaczerpnięte z serii Piasków Czasu, gdyż faktycznie czas i manipulacja nim ma tu również dość istotne znaczenie. Na dodatek zdolności nowego bohatera w pewnym stopniu trącą swoją strukturą tym, co poznaliśmy już m.in. w historii opisanej w Zapomnianych Piasków wydanych na PC. Właściwie, każdy kto przebrnął przez wyżej opisane historie spod szyldu Prince of Persia, dostrzeże mniej lub bardziej wyróżniające się zapożyczenia i inspiracje. Grzechem jednak byłoby stwierdzenie, że w The Lost Crown brakuje innowacji, czy powiewu świeżości dla serii.
Uprowadzony Książę
Jak dowiadujemy się już na samym początku rozgrywki, główny bohater – Sargon, wcale nie jest Księciem. Należy on do grupy tak zwanych „Nieśmiertelnych” – najznamienitszych wojowników Persji, których zadaniem jest ochraniać królestwo. Sam Książę zostaje uprowadzony, co popycha naszego bohatera do wyruszenia w stronę Góry Qaf. To tam spędzimy znaczną większość rozgrywki, eksplorując zakątki dość pokręconego przez starożytną magię miejsca. Całość rozgrywki uszyta została na miarę klasycznej metroidvanii. Fabuła przedstawiona w grze wydaje się być nieco mniej absorbująca niż w przypadku serii Piasków Czasu, jednak mimo wszystko potrafi zaskoczyć swoją pokrętnością. Przede wszystkim na uwagę zasługuje fakt tego, jak twórcy rzetelnie podeszli do przedstawienia świata starożytnej Persji, uwzględniając mitologię, kulturę i detale powalające na głębszą immersję w świat przedstawiony.
Studio do zadań specjalnych!
Za grę odpowiada studio Ubisoft Montpellier, które wypuściło dobrze wszystkim znaną serię Rayman. I przyznam, że elementy platformowe w The Lost Crown zostały wykonane w znakomity wręcz sposób, jak na doświadczone studio przystało. Przemierzanie przez nieznane przestrzenie daje ogrom przyjemności. Wiele przejść jest ulokowana dość problematycznie, jeśli spojrzeć by na nie oczami zwykłego śmiertelnika. Jednak Sargon wraz ze swoimi zdolnościami akrobatycznymi, jak i magicznymi jest w stanie przedrzeć się przez najbardziej pogmatwane korytarze przeskakując między ścianami, czy też wymiarami świata. Niejednokrotnie wyzwania rzucane przed bohaterem wymagające, by ten przedostał się przez najeżone pułapkami przejścia wymaga od graczy wręcz doskonałej precyzji. Satysfakcja jednak płynie nie tylko z pokonania tych platformowych sekwencji, ale również w trakcie analizowania potencjalnych ścieżek, które mogą przybliżyć nas do celu!
Powyższe odczucia pojawiają się jednak wyłącznie przy pierwszym zderzeniu z daną przestrzenią. Gra niejednokrotnie zmusza nas do powracania już w znane nam rejony. I choć twórcy udostępnili system szybkiej teleportacji, to można tego dokonać wyłącznie przy specjalnych pomnikach, a nie z dowolnego miejsca na mapie. Tak więc znane nam lokacje trzeba przemierzać na tyle często, że zdążą się nam znudzić, a sama myśl o tym, że znów trzeba tłuc się tymi samymi ścieżkami – po prostu zmęczy.
Znakomity wojownik!
Sargon uzbrojony w dwa miecze zmierzy się z wieloma różnorodnymi przeciwnikami na swojej drodze. Przy czym walka z większością z nich nie jest konieczna. Równie dobrze możemy sprytnie ominąć czyhających na nas nieprzyjaciół biegnąc dalej. Wachlarz umiejętności głównego bohatera pozwala na wykonywanie prostych ciosów, jak i również bardziej złożonych kombinacji, najczęściej połączonych ze specyficznymi zdolnościami magicznymi. Mimo wszystko osobiście nie uznałbym, że system walki jest satysfakcjonujący. Zdecydowanie częściej nachodziła mnie ochota wyminięcia przeciwników niż pojedynkowania się z nimi. Napotykanych bossów jednak ominąć się nie da, a ich pokonanie często otwiera nam drogę do dalszej przygody. Choć dochodzą z sieci słuchy jakoby walka miała wzorować się na Soulsowych klimatach, m.in. pod względem wysokich wymagań, to trudno mi się z tym zgodzić. Oczywiście cierpliwość i roztropność przy walce z większym przeciwnikiem jest na wagę złota. A co poniektórzy przeciwnicy potrafią zaskoczyć. Jednak walka ta nie jest aż tak wymagająca by od razu przyrównać ją do serii Soulslikeów.
Prince of Switch
Prince of Persia The Lost Crown, to pierwsza odsłona z Księciem w nazwie, która ukazała się na tę przenośną konsolę (miejmy nadzieję, że nie ostatnia!) i prezentuje się naprawdę dobrze, nie odbiegając drastycznie od innych konsol pod względem oprawy wizualnej. Podczas rozgrywki zdarzały mi się mniejsze spadki liczby klatek na sekundę, jednak wystąpiły one w takich miejscach, że nie wpłynęło to na jakość rozgrywki. Przez zdecydowaną większość czasu gry mamy więc zadowalające 60 klatek na sekundę. Pozytywnym aspektem jest również polska wersja językowa w formie napisów, która pozwala śledzić nam dokładniej wydarzenia dziejące się w historii gry. Czcionka tekstów jest doskonale widoczna zarówno na małym ekranie konsoli, jaki telewizorze. Ekrany ładowania utrzymują się około 6-8 sekund, co nie stanowi nad wyraz wydłużonego czasu oczekiwania. Tak więc pod tym względem przygody Księcia na konsoli Nintendo Switch można uznać jakościowo, za zadowalające.
Klejnoty i inne błyskotki
Główną walutą dostępną w grze są klejnoty. To je wykorzystamy do udoskonalenia naszego ekwipunku, czy do zakupu amuletów. Te z kolei stanowią zestaw ciekawych bonusów urozmaicających rozgrywkę. Od dodatkowego paska zdrowia, po zwiększanie sekwencji ciosów czy odporność. Liczba amuletów noszonych jednocześnie przez bohatera jest ograniczona. Klejnoty zdobywamy pokonując przeciwników, rozbijając przedmioty lub rozwiązując zadania poboczne, zlecane przez spotykane w magicznym świecie postacie. Ponadto mapa Góry Qaf bogata jest w obiekty, które kolekcjonując przybliżają nas nieco do przedstawianej historii i świata. I tu chylę czoła dla twórców za wdrożenie mechanizmu „wspomnień”, który pozwala wykonywać zdjęcia w celu zapamiętania interesujących nas i trudno dostępnych miejsc, które dopiero z czasem i nowymi umiejętnościami będziemy mogli dosięgnąć.
Czy Książę zasłużył na koronę?
Choć Prince of Persia: The Lost Crown jako reboot można uznać za odświeżenie dla znanej nam serii, trudno traktować ją jako prawowitego następcę tego uniwersum. Jest to zupełnie inna gra niż te, które do tej pory poznaliśmy. Co nie zmienia faktu, że zasługuje na uwagę. Wciąż jest to bardzo dobra gra, która swoją strukturą rozgrywki jest klasyczną metroidvanią. Osobiście spodziewałbym się nieco większej gracji w poruszaniu się i akrobacjach u następcy protagonisty z serii Piasków Czasu, a ponadto o wiele więcej frajdy sprawiłby mi bardziej przemyślany model walki. Na pochwałę zasługują na pewno platformowe sekwencje i współgrające z nimi moce zdobywane wraz z postępem gry. Również eksploracja nowych miejsc, o ile nie zgubimy się w labiryncie znanych już nam korytarzy, stanowi sporą zaletę tytułu. Odwzorowanie mitologii starożytnej Persji w grze również zwiększa radość z rozgrywki. Na dodatek przygotowanie tytułu na przenośną konsolę Nintendo jest zadowalające.
Cena w eShopie: 229,00 zł
Podziękowania dla Ubisoft za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Jakub Malik
Dobre historie przyciągają mnie do siebie w grach, serialach i książkach. Mam słabość do gier retro i grafiki pixel art. Każdego roku z nadzieją wyczekuję nowych przygód z Księciem Persji. A poza tym wszystkim tańczę z ogniem, trenuję i realizuję się w doktoracie.