RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Z lochów do innego świata – recenzja gry Rift of the Necrodancer

Brace Yourself Games wypuściło spin-off wysoko ocenianej gry Crypt of…

15 kwietnia 2025

Brace Yourself Games wypuściło spin-off wysoko ocenianej gry Crypt of the Necrodancer, w którym główny aspekt jest związany z rytmem. Rift of the Necrodancer trafia na Nintendo Switch, abyśmy mogli spróbować własnych sił z pokonywaniem zła w akompaniamencie muzyki dostarczanej przez Danny’ego Baranowsky’ego oraz innych artystów.

 

 

Nowe przygody Cadence

 

Cadence jako główna protagonistka, zostaje wciągnięta do innego świata, który mocno przypomina nasze codzienne realia. Ta rutyna jest jednak zaburzona, przez pojawiające się portale, które zsyłają przeróżne potwory. My, prowadząc historię będziemy musieli pokonać tych przeciwników mocą rytmu.  

 

Fabularnie Rift of the Necrodancer jest zaprezentowana w prosty sposób. Pomiędzy planszami, zapoznajemy się z innymi postaciami oraz przeróżnymi niebezpieczeństwami, z którymi musimy sobie poradzić. W tym znajdą się przerywniki dialogowe, tak jak w Visual Novelach, będziemy odkrywać progress historii wraz ze statyczną, kreskówkową wizualizacją. 

 

 

Niech rozbrzmiewa muzyka

 

Główna rozgrywka skupia się na odpowiednim wystukiwaniu kierunków lewo, prawo lub góra (lub odpowiednio Y, A, X) w rytmie ścieżki dźwiękowej, aby pokonać nadchodzące potwory. Możemy dowolnie skonfigurować schemat według własnego uznania. Każdy z przeciwników ma różne cechy charakterystyczne. Jedni mogą być pokonani za pomocą jednego ataku, inni mogą potrzebować ich, aż trzech w jednym bicie. Napotkamy sporą różnorodność, jeśli chodzi o wrogów. Warto poświęcić czas na naukę, w jaki sposób te nadnaturalne stwory się zachowują.

 

Bardzo zalecane jest przejście całego przewodnika, ponieważ zawiera on wszystkie potrzebne informacje. Znajdują się w nim prezentacje wszystkich wrogów oraz dodatkowych mechanik, które mogą pojawić się podczas danej planszy. Całość jest interaktywna, więc możemy wypracować swoją pamięć mięśniową. Bardzo spodobał mi się ten styl przeprowadzonego tutoriala. Jest zaprojektowany w czytelny sposób, dzięki czemu nie wywołuje dezorientacji. W razie potrzeby, możemy wejść w bestiariusz i potrenować przeciwko jednemu rodzaju przeciwnika, jeśli napotkamy jakiekolwiek problemy podczas rozgrywki.

 

 

Oczywiście nie można zapomnieć o kalibracji, która według mnie jest bardzo ważna, aby mogła być dowolnie konfigurowalna. Wiadomo, że możemy doświadczyć różnych opóźnień, w szczególności w kategorii audio, jeśli korzystamy z bezprzewodowych słuchawek. Możemy dowolnie zmienić opóźnienie z menu opcji i je przetestować w osobnej, prostej, przystosowanej do tego planszy. Gra będzie sugerować delikatne zmiany, jeśli nie będziemy trafiać perfekcyjnie, by dostosować się do naszego sprzętu oraz czasu reakcji. 

 

To jest coś, czego oczekuję od wszystkich gier rytmicznych. Zmiana takich opcji powinna być bezproblemowa i szybka. Dla mnie Rift of the Necrodancer w stu procentach spełnia to wymaganie. Zwłaszcza, że zmieniam źródło audio dość regularnie. Zdecydowanie zostawiam tutaj dużego plusa. 

 

 

Intensywność zwiększa się w miarę postępu

 

Sama gra oferuje cztery różne poziomy intensywności – Easy (łatwy), Medium (średni), Hard (trudny) oraz Impossible (niemożliwy). Podczas rozgrywki na średniej trudności czułem idealny balans pomiędzy dobrą zabawą, a wyzwaniem. Jednak trzeba zaznaczyć, że każde kolejne plansze, będą coraz bardziej skomplikowane. Każdy błąd będzie nas kosztował utratę zdrowia, a zawsze zaczynamy z dziesięcioma punktami życia (z wyjątkiem mini gier).

 

Początki zawsze są najtrudniejsze, zwłaszcza że naszymi jedynymi indykatorami na to jak wróg będzie się zachowywał jest jego kształt oraz kolor. Dla przykładu – musimy pamiętać, że widząc niebieskiego nietoperza (a jest jeszcze czerwony oraz żółty) patrzącego w prawą stronę po jego sukcesywnym uderzeniu przeniesie się na skos w kierunku jego wzroku. Takich mechanik jest mnóstwo wliczając w to wariację bitu danego potwora, czy zmianę jego położenie po wejściu w portal. Te i wiele kombinacji czeka na nas podczas przemierzania plansz. Przyznam szczerze, że niektóre momenty wymagały u mnie większego skupienia. Jak to w grach rytmicznych bywa, jak raz stracisz rytm to czasami ciężko do niego wrócić. 

 

Z początku może to być przytłaczające, jednakże z każdą godziną jest zdecydowanie coraz łatwiej. Należy poświęcić trochę czasu, aby zobaczyć rezultaty. Co w moim przypadku bardzo mi się spodobało. W niektórych grach muzycznych przybija mnie zbyt mała różnorodność, ale Rift of the Necrodancer ma dla mnie wystarczająco dużo możliwości. Sprawia, że warto do niego wracać wielokrotnie

 

 

“Story mode” to nie wszystko

 

Historia jest totalnie opcjonalnym trybem i całą zawartość możemy przejść osobno. Nie ma potrzeby zapoznawać się z fabułą, jeśli chcemy wskoczyć bezpośrednio do gry. Zalecane jest przejście wszystkiego “od góry do dołu”, ze względu na to, że późniejsze, trudniejsze plansze są zablokowane. Do ich odblokowania potrzebujemy diamentów, które zdobywamy po przejściu utworów, mini gier, wyzwań czy bossów.

 

Można rzec, że jeśli się przeszło grę to nie ma co robić. Nic bardziej mylnego! Rift of the Necrodancer oferuje tak zwany tryb “Remix”. Powoduje to, że piosenka otrzyma świeżą bitmapę z innymi przeciwnikami, ale wciąż utrzymując całokształt rytmiczny. Każde podejście będzie inne pod względem niebezpieczeństw czyhających przed nami. Bardzo spodobał mi się ten wbudowany generator losowości, który może dostarczyć za każdym razem w miarę unikalne doświadczenie.

 

 

Rytmiczne technikalia

 

Rift of the Necrodancer jest utrzymana w kreskówkowym motywie. Graficznie zaprezentowana jest czytelnie. Postacie oraz wyświetlone elementy są wyraziste w trybie przenośnym, jednakże grając na telewizorze, pewne fragmenty są delikatnie rozmazane. Nie wpływa to w żaden sposób na rozgrywkę, ponieważ te kawałki głównie występują poza obszarem gry. Produkcja mierzy 60 klatek na sekundę, co osiąga do pewnego momentu. W niektórych planszach miałem widoczne spadki wydajności, co zmusiło mnie, do między innymi, wyłączenia animowanego tła, a to rozwiązało mój problem.

 

Produkcja od Brace Yourself Games dostarcza różnorodne opcje poprawiające dostępność. Podczas normalnej gry, mamy mnóstwo ruchomych, migających elementów. Deweloperzy umożliwili wyłączenie rozpraszaczy co pozwala na utrzymanie skupienia na prowadzonej rozgrywce. Osobiście skorzystałem z tych opcji co poprawiło moją jakość gry. Największy komfort osiągnąłem grając na telewizorze lub kładąc Switcha na podstawce i wykorzystując do tego Nintendo Switch Pro Controller.

 

 

To jest coś, co można polecić

 

Mimo małych mankamentów, bawiłem się przednio i z pewnością będę kontynuować poprawianie swoich wyników, a być może próbując wyższych poziomów intensywności. Rift of the Necrodancer jest wyśmienitą grą, aby wskoczyć na chwilę, zagrać w parę mapek i wrócić później. Idealna na wypełnianie luk w przerwach czy to w pracy, czy w pociągu lub w swoim harmonogramie. Chociaż w wersji na komputery stacjonarne jest możliwość stworzenia własnej bitmapy lub pobrania stworzonej przez społeczność, tak na Switchu nie ma takiej możliwości. Jesteśmy zdani na aktualizacje lub DLC od producentów. Osobiście przepadam za grami rytmicznymi i ta z pewnością zapisze mi się w pamięci.

 

Cena w eShopie: 71,99 zł

Podziękowania dla Brace Yourself Games za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + wyśmienita ścieżka dźwiękowa
  • + zróżnicowany poziom trudności
  • + mnóstwo różnych potworów
  • + jakość oprawy graficznej
  • + swobodna konfiguracja przycisków, dostępności oraz opóźnień
  • + wydajność nastawiona na 60 klatek na sekundę
  • + szeroki wybór piosenek
  • + tryb “Remix” umożliwiający dobrą powtarzalność rozgrywki
  • + dodatkowe tryby jak mini gry, bossowie, dzienne wyzwania oraz specjalne wyzwania
  • + przystępna cena

Wady

  • - klatkaż potrafi być niestabilny, przy dużej ilości animacji
  • - elementy graficzne mogą być rozmazane na dużym ekranie
  • - brak polskiej wersji językowej

9

Wyświetleń: 261

Redaktor

Damian "Dadaista" Filipkiewicz

Z zamiłowaniem śledzę wszystkie informacje i pogrywam różne produkcje na Nintendo Switch oraz PC. Nie mam ulubionego gatunku gier, a przez te lata przewinęły się dziesiątki, z którymi świetnie się bawiłem. Zręcznościówki, strzelanki, karcianki, strategie, RPG'i nie są mi straszne. Na co dzień pracuję jako programista. Lubię kawę z mlekiem, moim spirit animal jest Slowpoke i należę do Ravenclaw.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *