RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Bohaterowie nigdy nie umierają! – recenzja Overwatch: Legendary Edition

Overwatcha spod skrzydeł Blizzard Entertainment chyba nie trzeba nikomu przedstawiać….

24 października 2019

Overwatcha spod skrzydeł Blizzard Entertainment chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ten dynamiczny wieloosobowy shooter zachwyca tysiące graczy wiodących platform już od 3 lat. Nadszedł czas, aby tytuł rozgościł się na podwórku Nintendo. Jako konsola przenośno-stacjonarna, Switch z pewnością skusi niejednego członka Ligi Overwatch do zakupu. Czy to jednak ten sam poziom doznań, jaki możemy otrzymać na PS4, Xbox One czy PC? Przekonajmy się.

Overwatch, jako gra sieciowa, wymaga oczywiście subskrybcji Nintendo Switch Online, ale Blizzard sprawił nabywcom nie lada prezent – do zakupu Overwatch: Legendary Edition każdy otrzyma kod na 3-miesięczne podłączenie do tej usługi sieciowej. Nic, tylko grać!

 

Na skraju apokalipsy

 

Fabuła w Overwatch zdecydowanie nie stoi na pierwszym planie, jednak stanowi ciekawy smaczek dla tych, którzy doszukują się w wirtualnej miazdze większego sensu. W niedalekiej przyszłości świat staje w obliczu globalnego kryzysu – stworzone przez ludzi roboty, tzw. Omniki, zbuntowały się swoim twórcom i zaczęły siać zniszczenie na całym świecie. Do walki z buntem maszyn powołano specjalną organizację, zwaną – zgadliście – Overwatch. Jej imię szerzyli nie tylko nieskazitelni bohaterowie, ale również naukowcy, byli przestępcy i wyrzutki społeczeństwa. Po kilku latach zmagań, organizacji udało się zażegnać kryzys i świat powrócił do dawnej równowagi. Ale nie na długo.

 

 

Po jakimś czasie ludzie zdali sobie sprawę, że nie potrzebują już Overwatch. Grupa rozpadła się z hukiem, a jej członkowie rozpierzchli się po całym świecie. Okazało się jednak, że pierwotnie zakończona wojna z Omnikami nie została dopięta na ostatni guzik, a złe roboty powracają do swych niecnych planów. Podobnie jak Overwatch, który z nową siłą postanawia walczyć z przestępczością i hordami maszyn.

Fabuły jako tako w samej grze nie uświadczymy – co najwyżej w postaci rozmów poszczególnych bohaterów w trakcie meczu lub ich aroganckich odzywek. Blizzard zdaje się jednak bardzo dbać o konsekwentne snucie tej opowieści i tworzenie zaplecza historycznego dla każdego z bohaterów. Zazwyczaj robi to w formie prześlicznych, animowanych filmów, które dostępne są na YouTube. Polecam obejrzeć, bo oglądając je aż żałuję, że póki co nie powstaje pełnometrażowy film z naszymi ulubionymi bohaterami.

 

 

Nerf this!

 

Rozgrywka w Overwatch ma niewiele wspólnego ze wspomnianą powyżej fabułą, ale też nie ogranicza się do zwykłego mordobicia. Do dyspozycji graczy oddano obecnie 17 map, na których dwie drużyny sześcioosobowe starają się osiągnąć określony cel. Przykładowo, niektóre mapki wymagają od nas przesunięcia wózka z ładunkiem do określonego punktu czy też zajęcia konkretnej pozycji przez wystarczająco długi czas. Zadaniem przeciwników jest niedopuszczenie do takiej sytuacji, a więc – zatrzymywanie wózka lub ochrona miejsc na planszy. Taką formę rozgrywki spotkamy najczęściej w trybie „Quick Game”.

 

 

Ponadto możemy zagrać w tryb Arcade, który składa się z różnych minigier, zmieniających się cyklicznie. Aktualnie trwa wydarzenie Halloweenowe, wobec czego możemy  wziąć udział w ochronie zamku przed „Zomnikami” (robotami-zombie) lub wziąć udział w potyczce, w której wszyscy gracze wcielają się w tę samą postać. Podobnych, ciekawych trybów jest całkiem sporo, co jest miłą odskocznią od standardowej rozgrywki. Na ten moment mecze rankingowe na Switchu są niedostępne – prawdopodobnie zostaną uruchomione w najbliższym czasie.

 

 

Gabinet osobliwości

 

Overwatch oferuje aż 31 grywalnych postaci – co jakiś czas do ekipy dołącza nowa, dzięki czemu roster pozostaje świeży i stale rozbudowywany. Bohaterowie dzielą się na 3 kategorie: obronę (tank), czyli koksów o dużej ilości punktów życia, którzy przysłużą się drużynie, stawiając ochronne tarcze lub szarżując dziko na wrogów; atak (damage), osobników zadających największe obrażenia oraz wsparcie (support) – postaci leczące, wspomagające tarczami, wyposażone w umiejętności ograniczające ruch przeciwników poprzez spowolnienia i ogłuszenia.

 

 

Każda z postaci posiada swój własny arsenał broni i zdolności. Nie musimy zbierać pukawek z podłogi i biegać po mapie w poszukiwaniu amunicji, przez co rozgrywka utrzymuje swą dynamikę. Bohaterowie mają również swoje zaplecze fabularne – D.Va przed dołączeniem do Overwatch była znaną streamerką Starcrafta, a Moira zyskała swoje moce w wyniku nieudanego eksperymentu. Do moich ulubieńców zalicza się Mei, która potrafi zamrażać wrogów; Symmetra, rozstawiająca wszędzie wieżyczki strzelnicze; wspomniana Moira, która oprócz leczenia sojuszników potrafi zadać masywne obrażenia i Orisa – śmieszna pani robot przypominająca żuka, o pancerzu tak chłonnym, że przetrwa niejeden bój o zwycięstwo.

 

 

Poza odmiennym wachlarzem umiejętności, każda z postaci posiada również superzdolność (ultimate). Tę naładujemy poprzez karmienie przeciwników ołowiem, leczenie członków drużyny i pomoc w osiąganiu kluczowych dla rozgrywki celów. Na jej wykorzystanie często trzeba poczekać i zrobić to w strategicznym momencie, co nieraz odwróci intensywną sytuację na naszą korzyść. Tracer w ramach superzdolności może rzucić bombę antygrawitacyjną, Junkrat wypuścić śmiercionośną oponę, Mercy latać na swych skrzydłach i wspomagać kilku sojuszników jednocześnie itd. Możliwości się nie kończą, a arsenał bohaterów jest bardzo różnorodny. Odkrywanie nowych sposobów na wykorzystanie ich potencjału to świetna zabawa, polecam więc eksperymentować i znaleźć swój ulubiony styl gry.

 

 

Na końcu każdego meczu jeden z graczy zostaje specjalnie wyróżniony poprzez „Play of the game” – krótką pokazówkę, podczas której pozostali mogą podziwiać najbardziej efektowną i efektywną akcję z całej rozgrywki. Widząc swój nick na końcu gry nie sposób powstrzymać się od pławienia we własnym ego. Szkoda jednak, że na Switchu nie mamy możliwości zapisania tego wideo w bibliotece gry. Te przepadają bezpowrotnie po upływie dnia, choć na innych platformach nie stanowi to żadnego problemu.

 

 

Wraz z rozgrywanymi meczami nasze konto będzie zdobywać punkty doświadczenia. Za każdy poziom otrzymujemy skrzynkę z łupem, a sam numerek nie ma żadnego wpływu na nasze statystyki w grze. Overwatch oferuje bardzo bogaty system personalizacji swoich bohaterów. Ze wspomnianych skrzynek otrzymamy skórki do postaci, spraye, specjalne kwestie, pozy, avatary czy też specjalną walutę, za którą powyższe dodatki możemy zakupić. Oczywiście możemy też zapłacić za wymarzony wygląd naszego ulubieńca prawdziwymi pieniędzmi, jednak zapewniam, że są to kwestie wyłącznie kosmetyczne i gra absolutnie nie należy do kategorii pay to win – wszystko możemy zdobyć z czasem.

 

 

Konto na Switchu możemy połączyć z tym Blizzardowym, choć niestety nie przynosi to żadnych korzyści. Statystyki z innych platform nie łączą się ze sobą w żaden sposób, przez co swoją kartę zasług będziemy musieli zapełniać od nowa. Irytuje też fakt, że przy każdym uruchomieniu gry pojawia się komunikat o akceptacji warunków korzystania z tej usługi, czemu towarzyszy także wiadomość na mailu połączonym z kontem. Tej opcji nie da się nigdzie wyłączyć.

 

Z Overwatchem pod kołdrą

 

Co do samego Switcha i jego mobilności – w tej grze zbytnio się ona nie sprawdzi. Do gry (choćby w trybie treningowym) potrzebujemy połączenia z Internetem, więc w tramwaju sobie raczej nie popykamy – co najwyżej na kanapie lub w łóżku.

 

 

Wersja na konsolę Nintendo oferuje też sterowanie ruchowe, wykorzystując do tego wbudowane w Joy-Cony żyroskopy. Próbowałem się do tej opcji przekonać, jednak kontrolery są wyjątkowo czułe i nieprecyzyjne, wobec czego dosyć szybko przełączyłem się na celowanie manualne. To też niestety stanowi poniekąd wyzwanie, bo gałki analogowe w standardowych Joy-Conach są dosyć sztywne, co wręcz uniemożliwie grę postaciami, które wymagają dokładnego oka, jak chociażby McCree czy Ashe. W przypadku Pro Controllera problemy te są zażegnane, jednak konieczność dokupienia drogiego akcesorium, aby gra wszystkimi bohaterami była komfortowa, jest nieporozumieniem.

 

 

Overwatch posiada również wbudowany czat głosowy, chociaż trudno z niego na Switchu korzystać. O ile nie chcemy być wiecznie połączeni z sojusznikami, co czasami potrafi rozpraszać i denerwować, to przycisk „Push to talk” bardzo trudno gdziekolwiek przypisać. Ja zwyczajnie zrezygnowałem z dyskutowania z członkami drużyny przez ograniczenia samej konsoli, a komunikacja na wyższych poziomach jest kluczem do zorganizowanej i skutecznej rozgrywki.

Nie rozumiem również braku polskiej wersji językowej na Switchu. Polski dubbing postaci jest wyjątkowo dobrze zrealizowany, więc żałuję, że nie mogę włączyć go w ustawieniach. Polacy chyba nadal są dyskryminowani na podwórku Nintendo. Kiedy się to zmieni?

 

 

Co do optymalizacji – aby na Switchu gra mogła utrzymywać te 30 FPSów, Blizzard musiał poczynić wiele kompromisów w kwestii oprawy graficznej. Nie widać tego aż tak bardzo ze względu na animowaną stylistykę grafiki – jako że jednak grałem wcześniej w Overwatcha na PC, mogłem porównać obie wersje. Wspomniany klatkarz przez większość czasu utrzymuje wartość 30, jednak w trybie przenośnym zdarzają się czasem spadki płynności – zwłaszcza w intensywnym momencie rozgrywki, gdy każdy odpala swoją superzdolność. W trybie stacjonarnym aż tak to nie doskwiera, jednak myślę, że mogło być lepiej – kilka zgubionych klatek w grze tego typu może kosztować nas cały mecz.

Czasami zdarza się też, że modele lub tekstury wczytują się z niemałym opóźnieniem. Szczególnie często widać to w przypadku „Play of the game”, gdy postaci wczytują się właściwie pod koniec filmiku, przez co w dużej mierze nic nie możemy zobaczyć.

 

 

A poza technikaliami, oprawa audiowizualna w Overwatchu stoi na naprawdę wysokim poziomie. Animowana stylistyka świetnie pasuje do luźnej koncepcji rozgrywki, postaci są ładne i różnorodne, podobnie jak mapki, na których mamy okazję walczyć. Zwiedzimy chociażby Grecję, Wielką Brytanię, Japonię, Egipt czy… Blizzard World. Jest na co popatrzeć, a każda plansza skrywa wiele sekretów i easter eggów dla ciekawskich. Polecam zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą w grze niestandardowej. Do soundtracku nie mam większych zastrzeżeń – jest podniosły i dynamiczny, pasuje do klimatu, ale też nie wyróżnia się niczym szczególnym.  

 

 

Istna zamieć

 

Switchowy Overwatch to dobrze zrealizowany port świetnego wieloosobowego FPSa. Na ten moment brakuje mi rozgrywek rankingowych, lepszej optymalizacji rozgrywki i polskiej wersji językowej – być może wkrótce Blizzard zajmie się tymi mankamentami. Polecam zagrać każdemu, bo po opanowaniu podstawowych zasad gra nie daje się od siebie odessać. Mając jednak do wyboru wersję na Switcha i PC, zdecydowanie wolę złapać za klawiaturę i mysz, ciesząc się doznaniem w jego pełnej i pozbawionej wad wersji.

Podziękowania dla Blizzard Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + dynamiczna i wciągająca rozgrywka
  • + różnorodność bohaterów i map
  • + strasznie wciąga
  • + do zakupu dołączona jest 3-miesięczna subskrybcja Nintendo Switch Online

Wady

  • - mobilność Switcha nie sprawdzi się zbytnio w tej grze
  • - optymalizacja mogłaby stać na wyższym poziomie
  • - sterowanie ruchowe jest nieprecyzyjne
  • - brak polskiej wersji językowej
  • - drobne bugi wizualne
  • - trudności w ustawieniu czatu głosowego

8.5

Wyświetleń: 3994

Redaktor

Kosma "Szuszuro" Staszewski

Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *