RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Cudowny chłopak, piksele i automaty – recenzja Wonder Boy Collection

Znaczna część naszych czytelników tego nie pamięta, jednakże przemysł gier…

17 czerwca 2022

Znaczna część naszych czytelników tego nie pamięta, jednakże przemysł gier na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. Mówię tutaj o czasach, które zapoczątkowano jeszcze przed erą popularnego w naszym kraju Pegasusa, obsługującego charakterystyczne żółte kartridże, jakie mogliśmy nabyć praktycznie na każdym miejskim bazarku. Oblegane były wówczas salony gier pełne automatów (które przeżywają obecnie swoją drugą młodość), na których, po wrzuceniu monety, można było spróbować swoich sił w którymś z popularnych wtedy tytułów.

 

 

Ja nie dam rady? Potrzymaj mi Polo Cocktę

 

Określenie „spróbować sił” nie jest tutaj przypadkowe, ponieważ oferowane wówczas produkcje, bez względu na gatunek, miały raczej charakter zręcznościowy. Celem było zdobycie jak największej liczby punktów, a jeśli okazywaliśmy się wyjątkowo dobrzy w swoim fachu, mogliśmy nawet znaleźć się na pierwszym miejscu w rankingu i zostać lokalnym mistrzem, z którym inni będą konkurować o podium.

 

 

Poszczególne tytuły oferowały jeszcze dosyć prostą grafikę; były krótkie, ale wymagające. Nie chodziło wcale o kilkugodzinną rozgrywkę, ponieważ takie rozwiązanie nie sprawdziłoby się na automatach, do których dostęp ma wiele osób. Zabawa miała być z jednej strony dynamiczna, aby możliwe było przejście produkcji za jednym posiedzeniem, a z drugiej na tyle wymagająca, aby zachęcała do rywalizacji, zdobywania jak największej liczby punktów i wspinania się po stopniach zapisanego na danej maszynie rankingu.

 

Historia cudownego chłopca

 

Ale po co ja o tym piszę, skoro miała być recenzja Wonder Boy Collection? Mianowicie dlatego, że w przypadku tego typu produkcji serwowanie standardowej recenzji bez kontekstu historycznego zupełnie mija się z celem. Trzeba pamiętać, że pierwsza część serii obchodzi w tym roku 36. urodziny, natomiast wydana przez ININ Games kolekcja nie jest nawet remasterem i oferuje nam prawie taką samą jakość jak w przypadku oryginałów. Prawie, ponieważ wśród nowości znalazła się możliwość zapisywania stanu gry w dowolnym momencie oraz przewijania rozgrywki. I to właściwie tyle, więc dla młodszego gracza jest to lekcja historii, natomiast dla starszego – okazja do wspomnień i odświeżenia sobie znanej serii.

 

 

Komu odgrzewanego kotleta?

 

Stworzeniem pierwowzoru zajęło się studio Westone Bit Entertainment (dawniej Escape), do dziś produkujące raczej mało znane na Zachodzie tytuły. Natomiast recenzowaną kolekcją zajęła się ekipa Bliss Brain. Z kolei wspomniany już wydawca ININ Games specjalizuje się w wydawaniu portów starych gier, w związku z czym Wonder Boy Collection nie jest żadnym wyjątkiem.

 

 

Omawiana kolekcja obejmuje łącznie cztery tytuły: Wonder Boy (1986), Wonder Boy in a Monster Land (1987), Wonder Boy in Monster World (1991) oraz Monster World IV (1994). W każdej z tych platformówek wcielamy się w różne postacie, których celem będzie zażegnanie niebezpieczeństwa czyhającego na mieszkańców krainy.

 

Idziemy w bok, skaczemy i rzucamy młotkiem

 

Podobnie jak w pierwszych produkcjach z serii Mario, sterujemy postacią widzianą z boku, ale też likwidujemy wrogów przy pomocy rzucanego młotka, przeskakujemy przeszkody oraz zbieramy owoce dające nam dodatkowy czas na przejście poziomu. W niektórych momentach mamy też okazję skorzystać z deskorolki, która chociaż znacznie przyspieszy naszą podróż, to jednocześnie sprawi, że gra stanie się nieco trudniejsza. Jest to więc typowy side scroller, który jednak oferuje dosyć wysoki poziom trudności, charakterystyczny dla tytułów z tamtej epoki.

 

 

Kolejne części nieco rozwijają tę mechanikę, ponieważ dochodzi możliwość eliminowania przeciwników przy pomocy miecza, dzięki czemu zdobywamy pieniądze niezbędne do zakupu cennych przedmiotów, broni oraz pancerza. Pojawiają się też elementy przygodowe oraz typowe dla gatunku metroidvania (np. możliwość odblokowania dostępu do miejsc zablokowanych na wcześniejszym etapie) oraz RPG.

 

 

Jak widać, seria rozwijana przez lata okazała się być bardzo niejednorodna pod względem koncepcyjnym. Widać tu nie tylko nowe podejście do kwestii mechaniki w kolejnych częściach, ale też ostatecznie zmianę nazwy na Monster World. Mamy też do czynienia z mylącym nazewnictwem, gdyż w rzeczywistości powstały dwie części Wonder Boy III (Monster Lair z 1988 roku oraz The Dragon`s Trap z 1989 roku).

 

Zbyt mało zmian

 

Zarówno oprawa graficzna, jak i ścieżka dźwiękowa pozostały takie same, więc kolekcja nie oferuje pod tym względem żadnej nowej jakości. Niemniej pod względem wizualnym całość przedstawia się bardzo kolorowo i czytelnie, w związku z czym rozgrywka może cieszyć zarówno młodszych, jak i starszych graczy.

 

 

Można też ponarzekać, ponieważ Wonder Boy Collection da się trochę odebrać jako skok na kasę graczy i żerowanie na ich sentymencie, i to po linii najmniejszego oporu. Z jednej strony miło jest mieć dostęp do starych gier, które cenimy i lubimy, ale z drugiej tego typu składanki są chętnie wypuszczane przez wydawców i stanowią stosunkowo dobry zarobek osiągnięty niewielkim nakładem pracy względem oryginalnych produkcji. Jeśli takie kompilacje już się ukazują, to warto pokusić się o większe zmiany, natomiast w tym przypadku jest to wyłącznie możliwość zapisu oraz przewijania gry.

 

Inną kwestią jest również to, że skoro wydano kolekcję w praktycznie oryginalnej formie, to czemu nie uwzględnia ona wszystkich wydanych części? Brakuje Wonder Boy III: Monster Lair oraz Wonder Boy III: The Dragon’s Trap.

 

 

„Panie, po ile te dyskietki?”, czyli 9999999 in 1

 

Jeśli jednak ominęły cię złote czasy automatów do gier, ale jednak należałeś/aś do szczęśliwego grona posiadaczy tajwańskiego Pegasusa (lub innych wariacji na temat NESa/Famicona), to najpewniej znany jest ci tytuł Adventure Island. Jest to nieco zmieniony port recenzowanej kolekcji na konsolę Nintendo (mowa tu jedynie o pierwszej części, ponieważ później obydwie serie poszły w nieco innych kierunkach). Dodatkowo na Switchu dostępne są jeszcze trzy produkcje z cyklu Wonder Boy, będące remakami oryginałów, mianowicie Wonder Boy Returns z 2017 roku (remake Wonder Boy), Wonder Boy: The Dragon`s Trap z 2017 roku (remake Wonder Boy III: The Dragon’s Trap) oraz Wonder Boy: Asha in Monster World z 2021 roku (remake Monster World IV).

 

 

Dla kogo to?

 

Przyznam, że dosyć trudno ocenia mi się tego typu tytuły, ponieważ inną jakość przedstawiały one w czasach, gdy były tworzone, a zupełnie inną posiadają teraz, gdy rynek gier jest zupełnie inny. Niemniej jednak Wonder Boy jest przykładem dobrej produkcji w swoim gatunku i pewne jej wartości można uznać za ponadczasowe. Zabawę poleciłbym przede wszystkim osobom, którym podoba się stylistyka pixel art (chociaż ta seria nie jest przedstawicielem tej stylistyki, po prostu była tworzona w czasach oferujących takie, a nie inne możliwości technologiczne).

 

 

Produkcja spodoba się również osobom odczuwającym sentyment do minionej ery rozrywki elektronicznej, jak również młodszym graczom. Chociaż w tym ostatnim przypadku nie należy utożsamiać przystępnej i kolorowej stylistyki z niskim poziomem trudności. A jeśli nawet taka stylistyka okaże się dla kogoś zbyt archaiczna, to warto pamiętać, że trzy części z kolekcji ukazały się na Switchu w formie remaków z poprawioną szatą graficzną.

 

Cena w eShopie: 120 zł

Podziękowania dla PQube za dostarczenie gry do recenzji

 


Podsumowanie

Zalety

  • + możliwość poznania ważnych tytułów z ery arcade
  • + płynna rozgrywka

Wady

  • - zbyt mało zmian względem oryginalnych części
  • - w kolekcji brakuje dwóch części

7

Wyświetleń: 1712

Redaktor

Paweł Sępioł

Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *