Star Wars Episode I: Racer to dla wielu z pewnością produkcja kultowa. U schyłku minionego tysiąclecia z miejsca podbiła serca wielu młodych – i nie tylko – fanów Rycerzy Jedi. Teraz gra – za sprawą studia Aspyr Media oraz Limited Run Games – zyskała drugie życie. Jeśli więc chcecie wiedzieć, jak kieruje się ścigaczem Anakina na Nintendo Switch, to zapraszam do lektury.
Już na wstępie pragnę zaznaczyć, że ocena widniejąca u dołu wpisu to średnia minusów i plusów portu tytułu na „Pstryczka”. W samej recenzji nie będę więc też, siłą rzeczy, przedstawiać sposobu działania wszystkich mechanik i rozwiązań obecnych w grze. To co, wsiadajcie do swoich pojazdów i razem ze mną ruszajcie na podbój Tatooine.
Tatooine wygląda dużo lepiej
Uruchamiając Star Wars Episode I: Racer bałem się, że twórcy poszli na skróty i przystosowali jedynie proporcje ekranu do współczesnych telewizorów oraz samej konsoli. Na szczęście moje obawy dosyć szybko zostały rozwiane. Oprócz wspomnianego usprawnienia zdecydowano się również na ulepszenie tekstur oraz wygładzenie ich krawędzi. Gra nie razi więc starością ani kanciastością, choć ta oczywiście jest wszechobecna.
Deweloperzy zawiedli jednak pod innymi aspektami. Byłem pewien, że wersja na Nintendo Switch wspierać będzie czujnik żyroskopowy. Niestety, produkcja oferuje wyłącznie możliwość sterowania przy pomocy analogów. Według mnie jest to o tyle dziwne, iż poprzednie porty (np. Jedi Academy) studia Aspyr Media w ten element były wyposażone, choć nie miało to tam większego sensu. Pozostaje mieć nadzieję na stosowną aktualizację, lecz o niej na razie nic nie wiadomo.
Przy okazji należy wspomnieć o braku opcji zmiany klawiszologii. Jesteśmy zmuszeni do sterowania sztywno określonym zestawem przycisków. Nie mam co do tego większych zastrzeżeń, bo do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, lecz i tak kilka rzeczy bym zmienił (np. sposób naprawiania ścigacza podczas jazdy). Niestety nie było mi to dane.
Interfejs niczym z ubiegłego tysiąclecia
Po macoszemu uporano się również z głównym menu, gdzie nie postarano się o unowocześnienie grafiki tytułowej. Całość wygląda przez to dosyć brzydko i niezbyt zachęcająco. Lepiej jest jednak już z samą zawartością.
Warto podkreślić, że mamy tu do czynienia z identyczną grą, co ponad dwadzieścia lat temu. Do dyspozycji użytkownika jest więc kilkadziesiąt tras oraz „kierowców”. Nie zabrakło rzecz jasna takich klasyków jak Tatooine oraz Anakin Skywalker. Jeśli oczekujecie po Star Wars Episode I: Racer tego samego, co w czasach dzieciństwa, to kupujcie w ciemno!
Problem może pojawić się w sytuacji, gdy zaczniecie wymagać od produkcji czegoś więcej, aniżeli ulepszonej grafiki. Tutaj na waszych twarzach pojawi się nieznaczny grymas niezadowolenia. Deweloperzy – z niewiadomych przyczyn – nie dodali od siebie zbyt wiele. Nie doświadczycie więc żadnych nowych tras, elementów czy nawet efektów specjalnych.
Ba! Nawet pole widzenia zostało takie samo, co – moim zdaniem – jest wynikiem małego niedbalstwa twórców. Nie wpływa to na szczęście na sam komfort rozgrywki. Ten jest na najwyższym poziomie i składa się na niego jeden zasadniczy czynnik.
Ale chociaż jest płynnie, prawda?
Optymalizacja. Ośmielę się rzec, że podczas kilkunastu godzin zabawy ani razu nie doświadczyłem spadku liczby klatek na sekundę – zarówno w trybie mobilnym, jak i zadokowanym. Wszystko działa niezwykle płynnie, przez co w Star Wars Episode I: Racer aż chce się grać. Osobiście nie miałem okazji jeździć ścigaczem w dzieciństwie, lecz doświadczając tego na Switchu jestem sobie w stanie wyobrazić skupienie młodych graczy podczas przeciskania się przez wąskie szczeliny.
Podczas rozgrywki dostrzegłem także liczne zabawne sytuacje z CPU. Na początku nie zwracałem na to uwagi, lecz po kilkunastu godzinach zabawy jestem tego pewien – w Star Wars Episode I: Racer mamy do czynienia ze sztucznym zwiększaniem umiejętności komputerowych przeciwników. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć sytuację, kiedy przez dwa okrążenia zajmuję pierwsze miejsca, a na radarze (ten swoją drogą także mógł zostać poprawiony) nie widać innych zawodników, aż tu nagle niedługo przed metą zostaję wyprzedzony przez przeciwnika znikąd. Przez tego typu przypadki niejednokrotnie malowało się na mojej twarzy niezrozumienie.
Sama gra oferuje kilka trybów – Turniej (coś na podobieństwo fabuły), wolny wyścig (wybieramy dowolną trasę i po prostu się ścigamy), 2 graczy (rozgrywka lokalna na podzielonym ekranie) oraz trening (wybieramy dowolną trasę i próbujemy pobić rekord czasowy). Naprawdę mam żal do twórców, że nie postarali się o wprowadzenie możliwości zabawy online.
Gdyby się to udało, jestem pewien, że spora część graczy zostałaby przy Star Wars Episode I: Racer na dłużej. W innym wypadku ukończenie turnieju z pierwszym miejscem na każdym wyścigu jest w pełni satysfakcjonujące i sam nie mam ochoty do produkcji wracać, żeby jeszcze trochę „polatać”.
Kilka zmian i byłoby idealnie
Niezwykle miłym dodatkiem byłoby też wspomniane już wyżej przebudowanie interfejsu. Proces ulepszania ścigacza jest nieco toporny, na co rzecz jasna wpływ ma wiek gry. Jestem też w stanie uwierzyć, że wszystko to było celowym zabiegiem deweloperów, którzy chcieli przenieść dokładną kopię gry na Nintendo Switch.
Moim zdaniem oddziałuje to jednak na samą jakość portu, co muszę uznać za minus. Z tego też względu Star Wars Episode I: Racer to produkcja skierowana do jasno określonej grupy graczy i zapewne twórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Jeśli w dzieciństwie kierowaliście Anakinem i chcielibyście powrócić do starych czasów, to raczej nie będzie trzeba was długo namawiać na zakup. Tytuł nie wprowadza zupełnie nic nowego (jeśli chodzi o funkcje i mechaniki) w stosunku do pierwowzoru, więc poczujecie się jak w domu. Irytować wtedy może wyłącznie toporność interfejsu.
Osobom niemającym nigdy ze Star Wars Episode I: Racer nic wspólnego także polecam zapoznanie się z grą. Zwłaszcza w momencie, kiedy akurat szukacie czegoś ciekawego i relaksującego do zabawy. W tym przypadku recenzowana gra sprawdzi się w stu procentach – głównie ze względu na swój zręcznościowy charakter.
Co by nie mówić, Star Wars Episode I: Racer to nadal świetna produkcja, która może skutecznie przykuć uwagę nawet na kilkadziesiąt godzin zabawy. To również pokaźna dawka nostalgii dla wszystkich, którzy mieli z grą już wcześniej do czynienia. Jeśli więc zastanawiacie się nad zakupem odświeżonej wersji tytułu, to nie zwlekajcie i pędźcie po pierwsze miejsce na wyścigach!
Cena w eShopie: 54,80 zł
Podziękowania dla Aspyr Media za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Piotr Malinowski
Pierwszoligowy fan gier studia Piranha Bytes, powieści Stephena Kinga oraz serialu Stranger Things. W medialnym świecie udziela się od 2015 roku i nie zamierza porzucić tej ścieżki. Jego największą pasją są podróże, szeroko pojęta psychologia oraz popkultura.