W momencie premiery pierwszej gry z serii DOOM był rok 1993. To właśnie wtedy narodziła się brutalna franczyza łącząca science-fiction i demony z piekła rodem. DOOM okazał się jednym z tych tytułów, które zrewolucjonizowały gatunek gier FPS i stanowiły wzór
do naśladowania.
Doom 3 pierwotnie trafił na półki sklepowe 3 kwietnia 2004 roku. Studiem odpowiedzialnym za jego powstanie, tak jak w przypadku dwóch poprzednich części, było id Software (w tym czasie uszczuplone już o osobę Johna Romero – „ojca” serii). Wersja na konsolę Nintendo Switch zadebiutowała ponad 15 lat później – 26 lipca 2019 roku. Warto wspomnieć, że jest to port wydanej w 2012 roku edycji BFG, zaś za jego przygotowanie odpowiada studio Panic Button.
Kilka dni temu w naszym serwisie pojawiła się recenzja pierwszych dwóch części DOOMa.
Dziś nadszedł czas, aby powiedzieć kilka słów o ich następcy. Zapraszam do lektury!
Oto twoje zadanie, Marine…
Poprzednie dwie części DOOMa przyzwyczaiły nas do faktu, że oś fabularna jest jedynie pretekstem do wyrzynania kolejnych hord demonów. W trzeciej odsłonie serii (będącej
w rzeczywistości reinterpretacją pierwszego DOOMa) możemy odczuć, że na opowiadanej historii położono znacznie większy nacisk. Wszystko za sprawą przerywników filmowych
na silniku gry, ogromnej ilości logów audio oraz dialogów prowadzonych z NPCami. Id Software zatrudniło do napisania scenariusza Matthew J. Costello – znanego pisarza science-fiction.
W „trójce” po raz kolejny przyjdzie nam się wcielić w bezimiennego żołnierza UAC (Union Aerospace Corporation). Właśnie docieramy na planetę Mars, by strzec kompleksów badawczych wspomnianej wyżej korporacji. Jeden z pracowników zaginął i to
my musimy go odnaleźć. Później jest już z górki. Całą bazę bardzo szybko trafia szlag.
Jej rezydenci przemieniają się w krwiożercze zombie, a zewsząd materializują się kolejne piekielne pomioty. Tylko nasz wojak i jego bogaty arsenał narzędzi zagłady (piła łańcuchowa wymiata) może przywrócić sytuację na właściwe tory.
Jak samopoczucie, Marine?
Grając w Dooma 3 po tylu latach, trzeba mu oddać jedno – zestarzał się ze sporą klasą.
W klimacie gry na pierwszy rzut oka czuć inspirację Żywymi Trupami Goerga Romero i Obcym Ridleya Scotta. Przemierzając ciasne, słabo oświetlone korytarze, nietrudno jest poczuć
się zaszczutym i osaczonym przez czyhające na nasze życie potwory. Te zaś uwielbiają pojawiać się za dopiero co otwartymi drzwiami, wybiegać z kątów pomieszczeń czy też materializować się tuż za naszymi plecami. Wszystko to w akompaniamencie niepokojącej ścieżki dźwiękowej, mrożących krew w żyłach warknięć i szeptów, których nie chciałbym usłyszeć będąc samemu w mieszkaniu. Przepakowana wartką akcją atmosfera oryginału zostaje zamieniona w trzecim DOOMie na horror i uczucie suspensu, co w moim odczuciu pomaga sprzedać tę historię na nowo.
Opróżnijcie kieszenie, Marine!
Spójrzmy na Switchowy port DOOMa 3 od strony czysto technicznej. Twórcy obiecują rozdzielczość 1080p w trybie stacjonarnym i 780p w przenośnym. Wszystko to przy zachowaniu stałych 60 klatek na sekundę. Gra zajmie na naszej konsoli około 9 GB.
Jak wspomniałem wcześniej, na konsolę Nintendo Switch „trójka” trafiła w edycji BFG. Tym samym, oprócz ulepszonej grafiki, gracze otrzymują dostęp do kampanii podstawowej i dodatków: Ressurection of Evil oraz Lost Mission, przygotowanego specjalnie z myślą o wersji BFG. W sumie daje nam to około 18 godzin zabawy, a czas ten można wydłużyć, starając się odkryć wszystkie sekrety. Dla wytrwałych, po pierwszym przejściu kampanii czeka nowe wyzwanie pod postacią poziomu trudności Nightmare. Równie istotnym jest fakt, że nasz wojak może teraz oświetlać korytarze latarką, jednocześnie wypluwając amunicję z gnata. W pierwotnej wersji DOOMa 3 nie było takiej możliwości.
Macie jakieś zastrzeżenia, Marine?
Trzeci DOOM to naprawdę dobra gra. Niestety, nie wszystko jest tak kolorowe, jak bym tego oczekiwał. Od czego by tu zacząć…
Tuż po krótkich animacjach prezentujących loga twórców gry, naszym oczom ukazuje
się plansza ostrzegająca o możliwych napadach fotogennych – również w języku polskim.
To sugeruje lokalizację w naszej ojczystej mowie, prawda? Nonsens! W DOOMie 3 nie występuje język polski, ani jakikolwiek inny niż angielski. Brakuje też możliwości włączenia napisów podczas dialogów. Jeśli więc interesuje was to, co do powiedzenia mają NPC, to musicie dobrze wytężyć słuch.
Chwilę później Bethesda próbuje zachęcić nas do zalogowania się lub założenia konta
w ich serwisie. Szczęśliwie da się tę opcję pominąć i od razu przystąpić do rozgrywki. Jednakże z uwagi na recenzencki obowiązek oraz nieustanne nerwy towarzyszące każdorazowemu uruchomieniu gry, postanowiłem sprawdzić, jakie korzyści płyną z oddania w ręce ZeniMax adresu mojej skrzynki e-mail. Teraz uważajcie. Wchodząc z poziomu menu głównego w zakładkę Bethesda.net możemy: zarządzać naszym kontem, otrzymać inną pomoc lub zobaczyć regulamin posiadania konta – koniec.
Z DOOMa 3 w wersji na konsolę Nintendo Switch wycięto tryb multiplayer, zarówno w formie lokalnej, jak i sieciowej. Na domiar złego, zrobiono to w sposób tak niechlujny, że ogrywając kampanię, podczas ekranów ładowania na mojej konsoli wyświetlały się porady dotyczące trybu wieloosobowego. Ktoś dał pod tym względem ciała. Wracając do menu głównego – port gry z pewnością nie wyróżnia się też mnogością opcji ustawień. Ich ilość ogranicza się do absolutnego minimum.
Przez większą część zabawy ogrywałem trzeciego DOOMa w trybie stacjonarnym i był to dla mnie preferowany sposób rozgrywki z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze – wyższa rozdzielczość sprawia, że gra wygląda po prostu lepiej. Po drugie – kiedy na ekranie dzieje
się dużo, gra lubi sobie chrupnąć i tracić klatki – w trybie przenośnym zauważalnie więcej.
Po trzecie – w środowisku gry występuje bardzo dużo monitorów i niewielkich paneli, na których znajdują się nierzadko ważne dla naszego wojaka informacje. Dłuższe wczytywanie się w małe literki, a w szczególności nawigowanie kursorem podczas wpisywania kodów do szafek, potrafiło zmęczyć moje gałki oczne. Mimo to w ogólnym rozrachunku w trybie przenośnym jakość grafiki była zadowalająca, chwilowa utrata płynności nie odbierała mi przyjemności z rozgrywki, a niewielki tekst był niewielkim mankamentem raczej nie do obejścia, ze względu na charakter Switcha. Fani trzymania „Pstryczka” w dłoniach nie powinni mieć większych powodów do narzekania. Nawet mimo sterowania, które z pewnością pierwotnie było przygotowywane z myślą o myszce i klawiaturze.
Na co wam to było, Marine?
Na zakończenie przechodzimy do najważniejszego pytania: czy w 2019 roku warto nabyć okrojony z trybu wieloosobowego port DOOMa 3 na konsolę Nintendo Switch?
Po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw twierdzę, że warto.
Prawdą jest, że DOOM 3 w edycji BFG na konsole stacjonarne ukazał się już 7 lat temu. Do tego, moim zdaniem, dwie poprzednie części swoim pełnym wartkiej akcji charakterem zdecydowanie bardziej pasują do niezobowiązującej rozwałki
w podróży. Mimo to DOOM 3 oferuje dość długi czas rozgrywki, niepokojąco straszny klimat
i jeżeli ktoś chciałby sobie odświeżyć wspomnienia lub dla kogoś jest to pierwsza styczność z tym tytułem, to zakup „trójki” w cenie 42 złotych uważam za w pełni usprawiedliwiony.
Podziękowania dla Cenega za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Kamil "Sythriel" Pruski
Pasjonuje się grami fabularnymi (RPG), planszowymi i wideo. Do jego innych zainteresowań należy m.in. fantastyka, komiks superbohaterski, koszykówkai science-fiction z uniwersum Gwiezdnych Wojen na czele. Entuzjasta szeroko pojętej popkultury i piwa kraftowego. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec dwójki dzieci.