Mówienie, że muzyka w grach gra pierwsze skrzypce może być nieco nad wyraz. Jednak to ona pozwala lepiej wybrzmieć emocjom, buduje nastrój, a niekiedy staje się znakiem charakterystycznym marki. Wyobrażacie sobie cichego Tetrisa? Dlatego nawet w czasach, gdy bohater definiowany był przez cztery piksele na krzyż, a dźwięki wydawał brzęczący procesor – chiptune – muzyka była nieodłącznym elementem gier wideo. Najlepiej to wiedzą fani serii Final Fantasy, których ulubione odsłony, ale i utwory, przez ponad ćwierć dekady doczekały się statusu kultowego. Zapnijcie pasy, bo czeka nas podróż po muzycznym Theatrhythm Final Bar Line. Czy będzie to udana eskapada?
Overtura
Jeżeli pokochaliście Final Fantasy za poruszającą historię, umięśnionych mężczyzn z długimi mieczami oraz kobiety o dużych oczach, to postawię sprawę jasno – Theatrhythm Final Bar Line można określić mianem „młodszej siostry obiektu westchnień”. Miła, urocza i pokaże ulubioną bajeczkę, a w wolnej chwili zaprosi do zabawy w dom. Jeżeli nie wierzycie, to spójrzcie na tego uroczego chibi Clouda. Widzicie pewnie, że grafika nie gra tutaj pierwszych skrzypiec; muszę ograniczyć te muzyczne porównania.
Och, och, ale słodko – ale ja nie jadam słodyczy, pomyślicie. W takim przypadku ten pyszny deser z okazji 35-lecia Final Fantasy przejdzie wam obok nosa. Czy będzie to strata? To zależy, w jakim stopniu lubicie muzykę. Ja przyznam bez bicia, że pokochałem obie te aktywności; słuchanie muzyki z Final Fantasy oraz bicie.
Świątynia klucza wiolinowego
Theatrhythm Final Bar Line, jak większość gier muzycznych, rezygnuje z trybu fabularnego na rzecz sekwencji wyzwań zręcznościowych polegających na wciskaniu guzika w odpowiednim momencie. Brzmi prosto, ale każdy, kto spróbował sił w jakimkolwiek Guitar Hero, dobrze wie, jak wygląda to w praktyce. Omawiana gra nie redefiniuje dobrze znanego gatunku, ale dodaje do równania kilka nowości.
W większości utworów przyjdzie nam wciskać przyciski poruszające się po czterech liniach w chwili dotarcia do małego okręgu. Przycisków jest kilka i wyróżnione są kolorem: czerwone – wystarczy wcisnąć; zielone – przytrzymać przez czas trwania zielonej wstęgi; żółte – wychylić gałkę w odpowiednim kierunku. Klikanie i tworzenie ciągu bezbłędnych trafień jest bardzo satysfakcjonujące, dzięki czemu można złapać flow – ciekawych flow odsyłam do recenzji Kingdom Hears: Melody of Memory.
Muzyczna historia
Recenzowana gra oddaje w ręce graczy aż 385 utworów pochodzących z dotychczas wydanych 29 odsłon Final Fantasy. Oceńcie sami, czy to dużo. Pamiętajcie jednak, że tak pokaźna biblioteka nie jest dostępna od samego początku. Kolejne utwory przyjdzie nam odblokowywać w trybie Series Quests – serii wyzwań poświęconych konkretnym częściom cyklu, złożonych z ok. 15 muzycznych poziomów. Wraz z postępem gra nagrodzi kluczem dającym dostęp do kolejnej odsłony serii. Uprzykrzające? Może, ale większość gier muzycznych w ten sposób zachęca do skupienia się w pierwszej kolejności na trybie „kampanii”.
Cudzysłów nie pojawił się przy „kampanii” przypadkiem. Tradycyjne rytmiczne wciskanie przycisków w trybie kampanii zostało rozbudowane o dodatkowe wyzwania – questy. Na szczęście są całkowicie opcjonalne i niewykonanie ich nie przekreśla możliwości odblokowania utworu. Co dają? Grafiki i inne dodatki, które zobaczycie w muzeum pamięci serii. Ale, wracając… Wyzwania te polegają, m.in. na ukończeniu poziomu bez błędu lub otrzymania obrażeń, zniszczeniu określonej liczby przeciwników albo pokonaniu bossa w zadanym czasie. Tak, tak – nawet w tak słodkiej gierce znalazła się przemoc, będą trąbić babcie w kiosku. Aby dodatkowo urozmaicić rozgrywkę, pokuszono się o dodanie elementu RPG charakterystycznego dla głównych odsłon serii. Jak to wygląda w praktyce?
Batuta nowym mieczem
„Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”, głosi znane porzekadło, które sprawdza się również w Theatrhythm Final Bar Line. Przed początkiem utworu możemy skompletować drużynę złożoną z bohaterów głównych odsłon serii, którzy wykazują specjalne zdolności przydatne podczas starć. Podobno muzyka łagodzi obyczaje, ale nie w Final Fantasy. W związku z tym nasza drużyna może składać się z „tanka” o dużej sile ataku, leczącego wsparcia oraz maga. W drużynie są cztery sloty, dlatego w zależności od potrzeb można położyć nacisk na jedną z wymienionych cech. Postaci również jest od groma – 104 – a odblokujemy je, kończąc utwory we wspomnianym trybie Series Quests.
Przyznam, że system walki w dalszym ciągu pozostaje dla mnie niezrozumiały. Mimo bezbłędnego wciskania przycisków, przeciwnicy byli w stanie zadawać mi obrażenia. Być może to czynnik losowy, który również towarzyszy serii równie długo co muzyka. Oznacza to, że konieczne jest ciągłe rozbudowywanie drużyny i awansowanie jej członków przez kończenie kolejnych etapów. Jeżeli aktualne wyzwanie okaże się mało wymagające, istnieje możliwość podkręcenia go przez wybór wyższego poziomu trudności: basic, expert, ultimate i supreme. A gdzie „normal”, zapytacie? Jak głosi inne znane porzekadło: „co kraj to obyczaj”, a muzyka podobno je łagodzi. W tym przypadku chyba się nie sprawdziło.
Fałszywa (?) nuta
Na pierwszy rzut oka odczułem podobieństwo do Kingdom Hearts: Melody of Memory, lecz brak kampanii fabularnej w recenzowanej grze wywołał początkowy niesmak. Jest to pewnie efekt sięgnięcia po tytuł przesiąknięty nostalgią, który aż prosi się o drobne fabularne wstawki. We wspomnianym KH przyłożono się do dostarczenia graczom wspomnień z minionych części oraz pokuszono się o lekkie rozbudowanie historii o krótką przygodę jednej bohaterki – Kairi. Szkoda, że w Theatrhythm Final Bar Line jedyne odniesienia do dziedzictwa Final Fantasy ograniczone zostały do animowanych sekwencji muzycznych prezentujących kluczowe wydarzenia z danej części.
Na szczęście nie fabułą, a dobrą zabawą stoi Final Bar Line. Poza trybem Series Quests gra oferuje również dostęp do swobodnego wyboru odblokowanych etapów (Music Stages) oraz sieciową rozgrywkę (Multi Battle), w której dostąpimy możliwości rzucenia wyzwania innemu graczowi. Zadbano również o osoby, które gustują w lokalnym trybie współpracy. Miły dodatek, szczególnie korzystający z mobilnego aspektu Switcha.
Grand Finale
Muzyka filmowa i z gier wideo lepiej wybrzmiewa w towarzystwie wspomnień przesiąkniętych nostalgią. Bez tego czynnika ulubiony kawałek może okazać się dla drugiej osoby wyłącznie przyjemną sekwencją dźwięków. Podobnie jest w przypadku Theatrhythm Final Bar Line – produktu kierowanego dla fanów serii, którzy przywiązani są do bohaterów oraz wydarzeń. Dla takiego laika jak ja, który ma na koncie Final Fantasy VII Remake oraz XV, ogrywana produkcja może być tylko (i aż) przyjemną grą muzyczną. Jest to bez wątpienia smaczny deser niespodzianka z okazji 35-lecia serii, ale jeżeli nie czujesz się częścią tej imprezy, to nie przychodź na nią siłą. Tylko popsujesz innym dobrą zabawę.
Cena w eShopie: 259, 00 zł
Podziękowania dla Cenegi za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Mikołaj "SynKury" Stryczyński
Legenda głosi, że wykluł się z jaja i od tego czasu pałęta się po świecie, ucząc się języka ludzi. Ze względu na dosyć ubogi system porozumiewania się homo sapiens, preferuje synergiczne doznania komunikacyjne, płynące z gier wideo. Poza tym studiuje, pisze scenariusze, kocha filmy i inne czynności będące czystą synekurą.