Serii Trine chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Zasłynęła lata temu jako przełomowa rodzina gier platformowych, zachwycająca kolorową grafiką i wciągająca licznymi zagadkami środowiskowymi. Trine 2 doczekał się portu na Switcha. Jak dzieło studia Frozenbyte odnajduje się pod skrzydłami Nintendo?
Opowiem ci bajkę
Trine 2 jest bezpośrednim sequelem części pierwszej. Troje bohaterów: złodziejka Zoya, czarodziej Amadeus i rycerz Pontius ponownie łączą siły, wezwani przez tajemniczy artefakt – tytułową Trójnię. Będą za nią podążać przez przeróżne magiczne krainy – od zaczarowanych lasów, przez lochy wiedźmy, aż po malownicze plaże.
Historia śledzi losy księżniczki Rosabel, która prosi herosów o pomoc w uwolnieniu jej siostry, Isabel. Przedstawiana jest w formie książkowych wstępów do poziomów, cut-scenek i zabawnych rozmów bohaterów. Baśniowa i słodka fabuła nie gra jednak pierwszych skrzypiec w produkcji Frozenbyte.
Troje wspaniałych
Trine 2 jest typową side-scrollową platformówką, w której śladami pierwszych gier z Mario, „trzeba iść w prawo”. Nietypowy jest jednak sposób, w jaki w tym kierunku zmierzamy.
Mechanika gry kręci się przede wszystkim wobec synergii między trójką bohaterów. Pontius jest etosowym rycerzem, dzierżącym miecz i tarczę. Zadaje największe obrażenia w walce, potrafi odbijać wrogie strzały, a poza batalią – rozbijać kamienne elementy otoczenia. Zoya – jak to złodziej – porusza się bezszelestnie, eliminując wrogów przy pomocy swojego łuku i wykonując skomplikowane akrobacje na linie, niczym w starych, dobrych Wormsach. Amadeus może nie jest zbyt przydatny w walce, ale potrafi wyczarowywać platformy i korzystać ze zdolności telekinetycznych, pomagając swoim sojusznikom w poruszaniu się w poziomach.
W tej perfekcyjnej mieszance tkwi sedno Trine 2. Balansując między bohaterami, przemierzamy kolejne poziomy, najeżone pułapkami, sekwencjami platformowymi i zagadkami środowiskowymi. Te ostatnie kładą znaczny nacisk na wykorzystanie fizyki w otoczeniu. Przykładowo: aby przedostać się na zbyt wysoko położoną platformę, musimy skierować strumień wody na nasionko znajdujące się w ziemi, aby wyrosła z niego łodyga, po której przedostaniemy się dalej. Tak, serio. I tego typu fantastycznych łamigłówek znajdziemy tu na pęczki.
Po drodze będziemy zbierać niebieskie kule lub flakony. I nie jest to typowa dla platformówek znajdźka, gwarantująca nam jedynie wyższy wynik na koniec poziomu. 50 zdobytych przez nas fantów przekłada się na jeden punkt umiejętności, który możemy rozdysponować w drzewku zdolności. Tych jest w sumie 21 – po 7 na bohatera. A kupować je warto, bo dzięki nim czarodziej wyczaruje więcej magicznych platform, złodziejka nafaszeruje swoich wrogów lodowymi lub eksplodującymi strzałami, a rycerz rzuci się dziką szarzą na zastępy przeciwników. Przy implementacji takiego systemu cieszy fakt, że na dodatkowe umiejętności trzeba sobie zapracować – niektóre skarby są bardzo zmyślnie ukryte, odnajdą się tu zatem fani zaglądania w każdy kąt mapy.
Co jakiś czas naszą podróż przerwie przerośnięty ślimak, żaba, skorpion czy inny troll. Co ciekawe, większości z tych bossów nie pokonamy przemocą, a sprytem. Z przyjemnością głowiłem się nad sposobem obejścia kolejnych przeciwników, zachwycając się pomysłowością twórców.
W tak przyjemnym i dopracowanym gameplayu irytuje mnie jednak dość nieprecyzyjne sterowanie. Bohaterowie bardzo lubią ześlizgiwać się na własne życzenie z platformy, dosyć trudno jest też wyczuć ich „wagę” podczas skakania. System walki jest dosyć nierówny, głównie za sprawą bardzo umownych hitboxów. Możemy pruć przez zastępy wrogów rycerzem i nawet się nie obejrzeć, wyginać śmiało ciało i strzelać krzywo z łuku jako Zoya, czy też skakać goblinom po głowach w skórze czarodzieja w rozpaczliwej ucieczce i miotać nimi za pomocą telekinezy. Wszystko zależy od poziomu zaangażowania gracza i jego podejścia do rozgrywki.
Uczta dla oczu
Trine 2 prezentuje się fenomenalnie. Głębokie i różnorodne kolory, majestatyczne krajobrazy, ruchome tła i fantastyczna gra świateł sprawiają, że podczas gry natarczywie zapisywałem zrzuty ekranu. Nintendo udało się zachować ducha i główny atut produkcji, nie tracąc przy tym za bardzo na optymalizacji. Owszem, podczas gry ani razu nie uświadczymy stałej liczby FPSów, ale rozgrywka nadal przynosi masę frajdy i nie frustruje niedociągnięciami technicznymi konsoli.
Na pochwałę zasługuje też oprawa audio. Naszym przygodom będzie przygrywać żywa muzyka, przywołująca klimatem średniowiecze i baśniowość. Ponadto, wszystkie dialogi wypowiadają aktorzy, dzięki czemu Trine 2 nie opowiada swojej historii wyłącznie tekstem.
Kosztowna współpraca
Trine 2, w przeciwieństwie do części pierwszej, umożliwia grę wieloosobową. Możemy grać przez internet lub lokalnie, łącznie w 3 osoby. Gra na jednym ekranie jest jednak dosyć kosztowna, bo wymaga posiadania osobnego pada – a ten, jak wiemy, w przypadku Switcha to koszt rzędu co najmniej 100 złotych. Bardzo żałuję, że twórcy nie wymyślili jakiegoś sprytnego sposobu, aby do gry można było wykorzystać Joy-Cony. Przycisków wcale nie jest tak dużo – w porównaniu do Diablo 3 znacznie mniej, a tam udało się zawrzeć klawiszologię w jednym Joy-Conie. Jedyny faktyczny problem to konieczność posiadania dwóch gałek analogowych do prawidłowej nawigacji w poziomach. Niemniej jednak, to była dosyć przykra niespodzianka, zwłaszcza że multiplayer w Trine 2 jest genialny i zabawny.
Bogactwo contentu
Przejście głównej ścieżki fabularnej zajmuje od 4 do 5 godzin. Zabawa się jednak wtedy nie kończy, bo w Complete Edition czeka nas jeszcze 7 dodatkowych poziomów z dodatku „Goblin Menace”, które pochłoną kolejne 3-4 godziny naszego życia. W nich jeszcze więcej zagadek, malowniczych krajobrazów i wrogów do pokonania. Ponadto, dodatek zawiera nowe umiejętności dla naszych bohaterów, które będą również dostępne w podstawowym scenariuszu. To wszystko składa się na około 8 godzin wciągającej rozgrywki, co jak na współczesną grę platformową stanowi imponujący wynik.
Ostatni rozdział
Trine 2 to świetna produkcja dla wielu miłośników platformówek i gier logicznych. Poza wciągającym gameplayem i przyjemną linią fabularną, jest obecnie jedną z najpiękniejszych gier dostępnych na Switcha. Polecam zobaczyć na własne oczy – screenshoty nie oddają całkowicie jej piękna.
Podziękowania dla Frozenbyte za dostarczenie gry do recenzji.
Trine 2: Complete Edition Recenzja
Redaktor
Kosma Staszewski
Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.