Power Rangers to marka, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Amerykański serial swoje początki miał już w latach 90. Power Rangers doczekało się wielu serii i kilkuset odcinków, które emitowane są do dzisiaj. Niestety, uniwersum kolorowych wojowników nigdy nie otrzymało żadnej dobrej gry. Właśnie dlatego mocno kibicowałem niedawno wydanej bijatyce w tym świecie – Power Rangers: Battle for the Grid.
Ależ ta walka jest przyjemna!
W każdej bijatyce chodzi tylko o jedno – walkę! Na szczęście, ten aspekt wypada tutaj wzorowo. System walki jest chyba jednym z najprzyjemniejszych, jakie widziałem. Jest bardzo intuicyjny, więc już po dwóch walkach można robić niezłe combosy, a mimo tego wymaga też szybkich palców i sporej ilości czasu, by nauczyć się najpotężniejszych kombinacji ataków. Nie uświadczymy tutaj długich sekwencji klawiszy, które dla każdej postaci są inne. Twórcy postawili na wyczucie czasu, które w tym aspekcie jest kluczowe. Jeżeli miałbym porównywać ten system walki do innej gry, to nie byłby to Mortal Kombat czy Street Fighter – Rangersom bliżej do zeszłorocznego Dragon Ball FighterZ. Te dwie produkcje łączą też potyczki w trybie 3vs3, gdzie swobodnie można zmieniać aktualną postać lub używać jej jako asysty.
Jest jeden aspekt, który wyróżnia Battle for the Grid na tle konkurencji – są to oczywiście MegaZordy! Na początku każdej gry musimy wybrać swojego Zorda, a gdy jeden z naszych wojowników polegnie w walce, możemy wezwać go na pomoc. W tym momencie postać przeciwnika jest masakrowana przez ogromnych rozmiarów machinę wojenną. Dzięki Zordom, gracz przyparty do muru ma jeszcze szansę na powrót do gry. Oczywiście, każdy z ataków MegaZorda da się zablokować, więc nowa mechanika nie jest zbyt przesadzona.
MegaPłynne!
Mimo tego, że nie ma tutaj skomplikowanych sekwencji, a kombinacje przycisków dla każdej postaci są te same, to jednak każdą z nich gra się kompletnie inaczej. Każdy Ranger ma swój unikatowy styl walki, swoje mocne i słabe strony. Pod tym względem wszystko zostało naprawdę bardzo dobrze przemyślane.
Pochwalić trzeba też animacje postaci, które na szczęście są zdecydowanie lepsze niż ruchy pierwowzoru w serialu. Dodatkowo, po pierwszym wejściu do gry przeżyłem lekki szok – wszystko jest super płynne, odtwarza się w 60 klatkach na sekundę, grafika nie jest rozmyta, a niektóre tła potrafią przykuć uwagę. Szczególnie jedna mapa, w tle której biją się dwa Megazordy – czasem łapałem się na tym, że przyglądałem się ich walce bardziej, niż tej właściwej.
Gdybyśmy chcieli potrenować combosy, to twórcy udostępnili nam tryb treningu. Znajdziemy w nim wszystko to, czego potrzebujemy do komfortowego trenowania swoich umiejętności. Możemy zmieniać nawet poziom sztucznej inteligencji przeciwnika.
Rita „dbała” o budżet…
W grze znajdziemy standardowy tryb versus, arcade i niedawno dodany tryb fabularny. Historia opowiada plan Lorda Drakkona, który podróżuje po różnych liniach czasowych/uniwersach, by zabić wszystkich Power Rangersów. Całość jest wzorowana na komiksie Shattered Grid – nawet przerywniki „filmowe” są przedstawione jako statyczne obrazy, przypominające karty komiksu.
Niestety, tryb fabularny wyjawia największą z bolączek Power Rangers: Battle for the Grid. Chodzi oczywiście o niewielki budżet produkcji. Przejście całej historii zajęło mi około półtorej godziny, a fakt, że w większości przypadków walczymy ciągle z tymi samymi przeciwnikami, tylko pogrążył ten tryb. Jest to spowodowane tym, że w grze znajduje się tylko 12 grywalnych postaci. To naprawdę niewiele. Ilość map wcale nie jest lepsza, do naszego wyboru zostało oddanych tylko 7. Wydaje mi się, że to jest główny powód pustek na serwerach gry – przez kilka dni nie mogłem znaleźć żadnego gracza, z którym mógłbym walczyć.
Podsumowanie
Twórcy Power Rangers: Battle for the Grid wykonali naprawdę solidną robotę. System walki jest bardzo dopracowany, każda postać jest unikatowa i przemyślana. Gra się w to niesamowicie przyjemnie. Widać również, że autorzy przyłożyli się do badania lore całego uniwersum. Znajdziemy tutaj sporo nawiązań do wielu serii Power Rangers. Ktoś włożył w to sporo pracy i – przede wszystkim – serca. Nie da się jednak ukryć, że na produkcję zabrakło funduszy. Jest to o tyle dziwne, że Power Rangers to dosyć znana marka, która potrzebuje nowego konia napędowego, a ta gra mogła nim być. Większość aspektów produkcji wypada bardzo dobrze, szkoda tylko, że jest tego tak mało. Twórcy zapowiadają kolejne aktualizacje i dodatki. Ponadto, zdawali sobie oni sprawę z tego, że ich gra nie ma budżetu na poziomie tytułów AAA, dlatego swoją grę wycenili na 80 zł, czyli tyle co przeciętna gra indie.