Project Zero: Maiden of Black Water jest ulepszoną wersją gry wydanej na konsolę Wii U w 2014 roku. Poprawiony tytuł trafił na przeróżne platformy, w tym na Nintendo Switch. Czy wzbogacony survival horror będzie godnie rywalizować z innymi produkcjami wydanymi w tym roku? Przekonajmy się, jak to wygląda.
Tajemnicze zaginięcia oraz… aparat?
Akcja Project Zero: Maiden of Black Water jest bardzo mocno skoncentrowana wokół góry Hikami. W tej lokalizacji wiele ludzi znika bezpowrotnie z nieznanych przyczyn. My jako gracze wcielimy się w postacie Yuri Kozukaty, Rena Hojo i Miu Hinasaki, wyruszających w to tajemnicze miejsce z indywidualnych pobudek. Górę Hikami zamieszkują niebezpieczne duchy, których główną intencją jest pozbawić życia każdego, kto wkroczy na ich teren.
Możemy się zastanowić – w jaki sposób bohaterowie mają “walczyć” z niematerialnymi stworzeniami? Na pomoc przybywa tak zwana Camera Obscura – aparat fotograficzny, za którego pomocą dokonuje się egzorcyzmów na duchach. Jest to jedyny sposób, żeby obronić się przed zjawami, a wędrówka bez duchoodpornego sprzętu do góry Hikami byłaby czystym samobójstwem.
Będziemy odkrywać tajemnice zaginięć mieszkańców wioski; dlaczego osoby tam wędrujące popełniają samobójstwa, skąd wzięły są te mityczne istoty ubrane w szykowne szaty, kto lub co jest przyczyną tych zjawisk? Długość historii jest przyzwoita, poznanie głównego wątku zajmuje około 14 godzin.
Jak cała otoczka fabularna niezwykle zachęca do zwiedzania i poznawania szczegółów, tak końcowy efekt nie jest zachwycający. Osobiście miałem problemy ze zrozumieniem historii głównych bohaterów ze względu na znikomą ilość informacji na ich temat. Szczątkowe treści były zamieszczone w notatkach porozrzucanych po poziomach, a przedstawione emocje wydawały mi się takie „puste”. Przez to trudno było mi się wczuć w danego bohatera. Wielka szkoda, bo tutaj drzemał niemały potencjał na rozwinięcie biografii głównych postaci. Zdecydowanie lepiej wypada ogólna historia góry Hikami i tamtejszych paranormalnych wydarzeń. Niemalże wszystkie smaczki zamieszczone są we wcześniej wspomnianych notatkach.
Nie boję się, gdy ciemno jest…
Nasza przygoda odbywa się w znacznej większości po zachodzie słońca. Naszym źródłem światła będą okoliczne latarnie, lampy oraz latarka. Będziemy przedzierać się przez wąskie ścieżki, las, świątynię, opuszczone budowle, cały czas mając świadomość, że w każdej chwili na naszej drodze może pojawić się agresywny duch. Dodaje to grze niesamowitego klimatu i sukcesywnie utrzymuje w napięciu.
Jeśli chodzi o zwiedzanie lokacji, to narzucono tutaj pewną liniowość. Nie będzie wielu okazji do zwiedzania całej góry Hikami, ponieważ w każdym rozdziale twórcy ściśle określili ścieżkę, którą musimy podążać. Nie możemy z niej zboczyć, bo niektóre przejścia są zarezerwowane dla innych bohaterów w innym czasie. Oczywiście czasami trafi się szansa, aby zejść gdzieś w bok, by zdobyć dodatkowy przedmiot i zmierzyć się z ewentualnym opcjonalnym przeciwnikiem. Nie spodobał mi się fakt, że nierzadko zwiedzamy te same miejscówki parę razy, a jedyną różnicą jest to, że kierujemy inną postacią.
Innowacyjny tryb walki
Project Zero: Maiden of Black Water wyróżnia się przede wszystkim sposobem radzenia sobie z przeciwnikami. W porównaniu do innych przedstawicieli tego gatunku, nie mamy tutaj noża, gazrurki czy pistoletu. Do dyspozycji mamy wcześniej wspomniany aparat fotograficzny o nazwie Camera Obscura. Napotykając złowrogie istoty, będziemy likwidować zagrożenia za pomocą zdjęć. Ich skuteczność określana jest przez odległość od celu i liczby złapanych kluczowych punktów przeciwnika w kadrze. Jeśli uda się nam ująć wroga podczas wykonywania jego ataku i strzelić fotkę, to uaktywni się specjalna opcja zwana Fatal Frame. Pozwala w krótkim czasie wykonać serię ciosów, omijając czas odnowienia, co ma potencjał na zadanie ogromnych obrażeń.
W trakcie rozgrywki znajdziemy różne rodzaje kliszy, których liczba jest limitowana (oprócz podstawowej), cechują się mniejszym czasem odnowienia i większymi obrażeniami. Są również specjalne soczewki, które wraz z postępem dodadzą nam umiejętność wykorzystującą duchową energię (pozyskiwana jest ona z wrogów, gdy zadajemy obrażenia). Możemy dzięki nim mocniej osłabić przeciwnika, wyleczyć się z zadanych uszkodzeń czy spowolnić poruszanie się zjaw.
Muszę przyznać, że przy Project Zero: Maiden of Black Water bawiłem się świetnie w trybie przenośnym. Wykorzystując sensory kontroli ruchu na Nintendo Switch, odnosiłem wrażenie, jakbym trzymał aparat fotograficzny i robił zdjęcia w prawdziwym życiu. Jednak nie mam nic do zarzucenia trybowi stacjonarnemu. Nintendo Switch Pro Controller działa świetnie i dostarczy masę wrażeń z prowadzonych potyczek z duchami.
Na naszej drodze staną przeróżni przeciwnicy, którzy charakteryzują się rozmaitym wachlarzem ataków. Możemy napotkać kilka duchów naraz, co zdecydowanie utrudnia walkę i wymaga wzmożonej czujności, aby nie zostać zaatakowanym od tyłu. Duchy lub deszcz mogą wywoływać stan przemoczenia. Skutkuje to zadawaniem i otrzymywaniem większych obrażeń, a dodatkowo wzrasta liczba zjaw. Wszystkie te elementy powodują, że starcia nie są jednakowe i należy zwracać uwagę na to, z kim i z czym mamy do czynienia.
Techniczna strona mrocznej oprawy
Oprawa audiowizualna stoi na wysokim poziomie. Otoczenie jest bardzo schludnie i szczegółowo wykonane, tekstury postaci wyglądają przyzwoicie. Grafika wraz z efektami dźwiękowymi potrafi zbudować napięcie. Musimy mieć się na baczności, gdy kamera przybliża się do drzwi, które powoli otwieramy lub do aktualnego przedmiotu, z którym wchodzimy w interakcję, bo może zaskoczyć nas duch. Dubbing w wersji japońskiej brzmi naprawdę świetnie i jest nieporównywalny do ścieżki dźwiękowej w języku angielskim
Project Zero: Maiden of Black Water na Nintendo Switch celuje w 30 klatek na sekundę i przez większość czasu stoi na tym poziomie. Zdarzały się momenty, w których gra przycinała się na ułamek sekundy. Głównie wtedy, kiedy postacią przechodziłem między większymi sekcjami planszy.
Dobra gra z niewykorzystanym potencjałem
Muszę przyznać, że Project Zero: Maiden of Black Water jest wyróżniającą się grą spośród innych survival horrorów. Gdyby nie to, że starcia są rozwiązywane poprzez unikalny sposób, to prawdopodobnie nie stałyby się tak interesujące. Ten aspekt jest zdecydowanie najmocniejszy w produkcji – zaraz obok oprawy audiowizualnej. Historia góry Hikami ma przerażającą, mrożącą w krew żyłach tajemnicę zachowaną w notatkach.. A bohaterowie? No cóż… Tutaj zostaje wiele do życzenia. Brak konkretnego przedstawienia postaci w ciekawy sposób powoduje, że protagoniści wypadają blado na tle całej gry.
Survival horrory cechują się zagadkami, których w tej produkcji brakowało, ale twórcy nadrobili atmosferą, która potrafiła nieźle przestraszyć od czasu do czasu. Gra charakteryzuje się również niezbyt zbalansowanym poziomem trudności i brakiem możliwości manualnego zapisu, a w pewnych elementach gry backtracking (zwiedzanie wcześniej poznanych już miejsc) jest po prostu irytujący.
Mogę podsumować produkcję jednym zdaniem. To ładna drożdżówka z dobrym nadzieniem, ale niezbyt apetycznym ciastem.
Cena w eShopie: 160,00 zł
Podziękowania dla Koei Tecmo za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Damian "Dadaista" Filipkiewicz
Z zamiłowaniem śledzę wszystkie informacje i pogrywam różne produkcje na Nintendo Switch oraz PC. Nie mam ulubionego gatunku gier, a przez te lata przewinęły się dziesiątki, z którymi świetnie się bawiłem. Zręcznościówki, strzelanki, karcianki, strategie, RPG'i nie są mi straszne. Na co dzień pracuję jako programista. Lubię kawę z mlekiem, moim spirit animal jest Slowpoke i należę do Ravenclaw.