Ach, Front Mission. Zaniedbane dziecko złotej ery jRPG od Square Enix. Mimo tego, że główna seria miała aż pięć części i spotkała się ze sporym entuzjazmem fanów walk wielkich robotów, w Europie ukazała się zaledwie „jedynka” i „trójka”. Choć seria była dobrze znana w Japonii, Front Mission 2 nigdy nie otrzymało oficjalnego tłumaczenia i pomijając niekompletną łatkę translacyjną stworzoną przez fanów, na Zachodzie nie było możliwości ogrania tego klasyka. Ten stan rzeczy właśnie się zmienił za sprawą wykonanego przez rodzime Forever Entertainment remake’u tego tytułu. Jak Front Mission broni się w 2023? I czy produkcja polskiego studia to faktycznie remake, czy bardziej remaster?
W sercu konfliktu
Mocną stroną serii Front Mission zawsze była ciekawa fabuła, ukazująca machinacje wielkich nacji z perspektywy zwykłych żołnierzy. Nie inaczej jest z Front Mission 2: Remake. Przyjdzie nam się tu wcielić w grupę pilotów robotów bojowych, znanych w świecie gry jako Wanzery. Służą oni w armii Oceania Cooperative Union – ponadnarodowego tworu zrzeszającego Australię i wiele krajów azjatyckich. Ich w miarę spokojna służba zostaje przerwana, gdy kraj, w którym stacjonują, zostaje rozerwany brutalną wojną domową. Alordesh, znajdujący się na terenie dzisiejszego Pakistanu, rozpoczyna walkę o niepodległość, a nasi bohaterowie na własnej skórze odczują, że w tego typu konfliktach nie ma łatwego podziału na dobro i zło.Intrygi, zdrady i futurystyczny, ale bliski naszej rzeczywistości stan rzeczy sprawiają, że Front Mission 2 wyraźnie odcina się na tle zalanego grami fantasy rynku taktycznych gier RPG.
Jak w 1995
Zacznijmy od czegoś, co uważam za największy mankament Front Mission 2: Remake na Switchu – trudno nazwać go faktycznie remakiem. Mamy do czynienia raczej z remasterem. Próżno szukać tu jakiś znacznych zmian w warstwie gameplayowej. Forever Entertainment zaserwowało nam tu co prawda dodatkowe funkcje personalizacji Wanzerów i mamy do wyboru nową ścieżkę dźwiękową; grafika przeszła pewien lifting… Ale nazywanie tego tytułu remakiem, a nie remasterem nadal wydaje się pewnym nadużyciem semantycznym. Mam co do tego nieco mieszane uczucia. Z jednej strony gra nigdy nie ukazała się w oficjalnej dystrybucji na Zachodzie, więc puryści i zagorzali fani serii mogą być zadowoleni z tego, że nareszcie można ograć coś, co jest bardzo zbliżone do oryginału. Z drugiej słowo „remake” w tytule sugeruje, że mamy do czynienia z produktem, który jest czymś więcej niż grą z 1995 roku z grubą warstwą makijażu. Mam wrażenie, że czuć tu niestety skostniałe ręce ekipy odpowiedzialnej za marketing, która założyła, że remake sprzeda się znacznie lepiej niż remaster, nie zważając na to, co tak naprawdę serwujemy zachodniej publice.
Na polu bitwy
Nigdzie tego oldskulowego rodowodu Front Mission 2 nie widać lepiej niż w potyczkach Wanzerów. Gra, podobnie jak wielu jej rówieśników, nie ma litości wobec złych decyzji taktycznych i wymaga niezłego główkowania, żeby wszystkie bitwy zakończyć sukcesem. Front Mission 2 zastosował kilka ciekawych rozwiązań, których na próżno szukać wśród bardziej współczesnych jej kuzynów. Każdy z naszych pilotów poosiada określoną liczbę punktów akcji, które może wydać na różne działania – poruszanie się, ataki, uniki czy kontrataki w odpowiedzi na akcje przeciwnika. Dlatego też, przemieszczając się o wiele pól i atakując wroga, musimy liczyć się z faktem, że pewnie nie starczy nam już ich na odparcie wrażego natarcia. Co więcej, liczba punktów akcji, które odzyskujemy na początku tury, jest ściśle uzależniona od naszego otoczenia – za każdego otaczającego naszego Wanzera przeciwnika odzyskamy dwa punkty mniej, a za każdego sprzymierzeńca na sąsiednim polu dostaniemy jeden dodatkowy. Dotyczy to oczywiście też naszych wrogów. Dlatego dobre umieszczenie naszego oddziału ma absolutnie kluczowe znaczenie dla sukcesu; nawet najsilniejszy przeciwnik szybko padnie, jeśli otoczymy go z każdej strony. Jeśli dołożymy do tego fakt, że każdego Wanzera możemy złożyć z osobnych części, mających określoną odporność na dane typy ataku (ogień, amunicja penetracyjna, uderzenia), zaczyna robić się z tego niezła układanka. Usatysfakcjonuje ona większość wymagających graczy, którzy zadadzą sobie trud zrozumienia wszystkich systemów, rządzących światem gry.
Mgła wojny
No właśnie – jeśli zrozumieją systemy rządzące grą. Tu niestety napotykamy pewne trudności. Po pierwsze, tutorial dostępny z menu startowego jest absolutnie niezbędny. Nie mam pojęcia, jak bez jego ukończenia gracz byłby w stanie wygrać nawet kilka pierwszych potyczek bez ogromnych strat we własnych maszynach (a za każdą takową płacimy na końcu walki). A nawet po ukończeniu wszystkich misji treningowych, konia z rzędem temu, kto wyjaśni mi dokładnie, jak w tej grze działają komputery sterujące Wanzerami albo co oznaczają wszystkie skróty statystyk, które widzimy na ekranie ekwipowania naszych robotów. „Za starych dobrych czasów” problem rozwiązałaby załączona instrukcja, ale tutaj niestety jej nie mamy i musimy się domyślać. Niby nie przeszkadza to w trakcie rozgrywki jakoś strasznie, ale u osób, które lubią zagłębić się w mechaniki i stworzyć postacie będące w stanie zmieść wrogów z powierzchni ziemi, z pewnością wywoła pewną irytację.
Między słowami
Kolejnym mankamentem jest niestety poziom lokalizacji gry – i mam na myśli zarówno wersję polską, jak i angielską. Zacznijmy od tej drugiej – mamy tam niestety całkiem sporo literówek. Moja ulubiona jest taka, że kolor szary w grze opisany jest jako… „Gary”. Pewne frazy brzmią też dość „koślawo”, jakby za tłumaczenie wziął się ktoś, kto nie jest native speakerem lub zabrakło w procesie produkcji proofreadera. W polskim jest co prawda pod tym względem znacznie lepiej, ale nie idealnie – niektóre frazy były tłumaczone wyraźnie „słowo w słowo” i znalazło się kilka elementów interfejsu lub opcji dialogowych, które po prostu nigdy nie zostały przetłumaczone na polski. Jest to o tyle przykre, że Front Mission 2 oferuje coś innowacyjnego jak na swój czas – między walkami możemy eksplorować tamtejszą wersję Internetu, żeby zdobyć więcej informacji o świecie gry czy postaciach, z którymi się stykamy. Jest to świetny sposób na lepsze zaangażowanie graczy w losy bohaterów, ale niska jakość tłumaczenia nieco odbiera płynącą z tego radość.
Grafika nie powala, muzyka wpada w ucho
Tak jak wspomniałem wcześniej, grafika bardziej łapie się tutaj w pojęciu remastera niż remake’u. Choć dostała ona pewien lifting, nadal widać, że mamy do czynienia z grą, której rodowód sięga wstecz o co najmniej 20 lat. Paradoksalnie, mam wrażenie, że gra wygląda nieco gorzej niż zeszłoroczny remake pierwszej części serii; choć może jest to spowodowane celowo użytą szarą paletą kolorów. O ile modele Wanzerów wyglądają jeszcze dość znośnie, to np. drzewa to lekki koszmar i przywodzą na myśl raczej czasy PS2 niż konsolę ósmej generacji. O wiele lepiej wypada oprawa dźwiękowa. Należy docenić, że zremasterowany soundtrack naprawdę fajnie wpada w ucho. Puryści mają też możliwość przełączenia się na oryginał, więc zadbano o wszystkich.
Dla fanów serii
Czy powinieneś kupić Front Mission 2: Remake, drogi czytelniku? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, przede wszystkim musisz odpowiedzieć na inne – czy podobały ci się inne tytuły z serii lub masz ciepłe wspomnienia z ogrywania Front Mission 3 na PS1? Jeśli tak, pewnie jesteś w stanie z przymrużeniem oka potraktować wpadki translacyjne, zgrzebną oprawę graficzną, archaiczne rozwiązania i bawić się przy grze całkiem nieźle. Jeśli nigdy jednak nie grałeś we Front Mission, lepiej chyba zacząć od remake’u pierwszej części lub poczekać do przyszłego roku na zapowiedziany wcześniej remake „trójki”. W przeciwnym razie możesz się nieco zrazić do serii, która ma wiele walorów, ale wymaga pewnej dozy cierpliwości.
Cena w eShopie: 139,00 zł
Podziękowania dla Forever Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Zimny
Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad przeróżnymi projektami IT.