Czas rebootów, remake’ów, remasterów – dla jednych bezczelna próba dojenia pieniędzy na tak zwanych „odgrzewanych kotletach”, dla innych niepowtarzalna okazja, by poznać kultowe tytuły, które dziś nie są już tak łatwo dostępne. W całym tym zgiełku żerowania na nostalgii i próbach zdobycia nowych fanów dla wybranych serii trafiają się gorzej lub lepiej zrealizowane projekty. Ninja Gaiden: Master Collection osobiście zakwalifikowałbym do tej drugiej grupy. Team Ninja oferuje posiadaczom Nintendo Switch solidnego hack’n’slasha, a także szansę uratowania świata przed zagładą. I to nawet trzykrotnie!
Trzy w jednym!
Na Ninja Gaiden: Master Collection składają się trzy tytuły. Mianowicie wydana w 2007 roku – Ninja Gaiden Sigma, jej kontynuacja Sigma 2, która oryginalnie ukazała się w roku 2009, a także trzecia część serii z 2012 roku – Razor’s Edge. Trzy pełne gry w cenie jednej – brzmi bardzo rozsądnie. Cały zestaw, bez „Day One Update”, zajmuje na konsoli niecałe 11 GB. A dla spragnionych wrażeń w eShopie znajduje się również wersja Deluxe, która wzbogacona jest o ponad 70-stronicowy art book i zawiera dostęp do ponad 180 utworów wyżej wymienionej kolekcji. Patch, o którym wspomniałem, nie powinien szokować, gdyż łatanie gier w dniu premiery stało się już standardową procedurą twórców. W przypadku Master Collection naprawia on drobne błędy w całej serii, a także dodaje dla pierwszych dwóch części brakujące animacje krwi i dekapitacji przeciwników. Przyznam jednak, że w wersji recenzenckiej, pozbawionej tych poprawek, nie doświadczyłem rzucających się w oczy błędów, a sam brak widoku rozczłonkowywania przeciwników nie wpływał na jakość rozgrywki.
Historia tytułu
Wydanie kolekcji z Ryu Hayabusa w roli głównej na Nintendo Switch jest niejako powrotem do korzeni. W 1988 roku bohater ten debiutował na Nintendo Entertainment System. Każdy szanujący się fan tej konsoli powinien kojarzyć serię, gdyż ta otrzymała masę nominacji do nagród i przez długi czas utrzymywała się na wysokim miejscu m.in. w rankingu Nintendo Power czy Electronic Gaming Monthly. Sukces ten skutkował powstaniem kilku kontynuacji przygód niezwyciężonego wojownika ninja. Rok 2004 to pierwsza próba stworzenia pełnoprawnego remake’u wspomnianego tytułu. To właśnie wtedy Ninja Gaiden ukazał się na XBoksie, stając się exclusivem dla konsoli Microsoftu, a znana przygoda Ryu przeniosła się w świat 3D. Nadzwyczaj udany i wysoko oceniany przez graczy tytuł już kolejnego roku doczekał się swojej bogatszej edycji – Ninja Gaiden Black. Nie był to jednak koniec coraz lepszych wersji tej samej gry. Ninja Gaiden Sigma z roku 2007 to z kolei udany remake wersji Black. A następnym ogniwem tego łańcucha jest jeden z tytułów zawarty w oferowanym nam Master Collection, na który składają się remastery trzech kolejnych części przygód Ryu. Na przestrzeni lat twórcy z Team Ninja wielokrotnie i skutecznie „odgrzewali kotlety”, każdorazowo zderzając się z ciepłym przyjęciem nowego-starego tytułu przez graczy. Nie powinniśmy więc mieć wątpliwości co do jakości kolejnych wznowień. Pytanie – jak Switch radzi sobie z ogromem akcji, którą oferuje seria Ninja Gaiden?
Kieszonkowy Ninja!
Nintendo Switch nie jest bogiem wydajności wśród istniejących konsol. Być może z tego względu twórcy gier typu hack’n’slash nie rozpieszczają naszej konsoli. Seria Ninja Gaiden to dynamiczna gra akcji. Bieganie po ścianach, salta i walka ze sporą liczbą różnorodnych przeciwników jednocześnie to powszechny widok na ekranie. Ten gatunek rozgrywki nie wybacza spadków wydajności. Twórcy postarali się więc, byśmy ich nie doświadczali w czasie gry! Każda z trzech produkcji charakteryzuje się stabilną płynnością rozgrywki. Mimo pojawiania się większej liczby wrogów, nie doświadczymy problemów z nią związanych. Również walka z dość pokaźnymi bossami nie była przeszkodą dla „Pstryka”, by utrzymać stabilność w grze.
Czym jest Ninja Gaiden?
Cała seria prezentuje zmagania Ryu – wojownika ninja, będącego hybrydą smoka i człowieka, który wywodzi się z klanu Hayabusa. Nie powinno dziwić, że głównym zadaniem naszego protagonisty jest ratowanie świata przed zagładą. Nie jest to jednak jedyna postać, którą przyjdzie nam pokierować w grze. W każdej z części sporadycznie pojawiają się bohaterowie reprezentujący swój własny styl walki. Wplątani w fabułę wojownicy uatrakcyjniają rozgrywkę, wymuszając drobną zmianę stosowanych do tej pory nawyków sterowania. Świat gry opiera się na mieszaniu ze sobą różnych elementów. Z jednej strony doświadczymy klimatu feudalnej Japonii, z drugiej zaś zderzymy się ze światem współczesnym, gdzie przeciwnicy z bronią palną będą starali się zniweczyć nasze plany. Szeroka gama napotykanych wrogów rozciąga się od zwykłych ninja, poprzez psy z mieczami w pysku i uzbrojonych po zęby motocyklistów, aż po magów, demony i… statuę wolności. Akcji w grze nie braknie. Przeciwnicy pojawiają się na każdym rogu, często zaskakując naszego protagonistę. Jest to również bardzo wymagająca seria, która zadowoli każdego głodnego wyzwań gracza.
Poziom trudności
Ninja Gaiden jest wymagające. Podstawą gry jest umiejętne stosowanie bloków i kontrataków. Bezmyślne wyprowadzanie kombinacji ciosów przez mashowanie przycisków na poziomie normalnym i wyższym całkowicie się nie sprawdzi. Ataki muszą być przemyślane i precyzyjne, nawet jeśli naprzeciwko nam stają względnie słabi przeciwnicy. Ukłonem w stronę nowicjuszy jest poziom Hero, w którym m.in. sterowani przez nas bohaterowie automatycznie stosują blok w niektórych sytuacjach. Trudno powiedzieć, jak tytuł ten zostanie przyjęty dziś, tj. w czasach, kiedy gry trzymają nas za rączkę. Już tzw. poziom normalny może powodować ataki frustracji i wzbudzać niechęć wśród „niedzielnych” graczy. Dla osób poszukujących wrażeń Ninja Gaiden będzie strzałem w dziesiątkę. Dawno nie czułem takiej satysfakcji z pokonania bossa czy radości na widok checkpointa w grze. Punkty te znajdują się w przemyślanych miejscach, lecz zdarzają się sporadycznie. I oczywiście możemy z nich skorzystać dopiero, gdy w pobliżu nie ma już żadnego wroga.
Zawartość
Trzy tytuły to trzy historie, zawierające w sobie w sumie ponad 40 sporych rozdziałów. Każda z części jest wierną inkarnacją swojej poprzedniczki z wcześniejszej generacji konsol. Mechanika gry się nie zmieniła. Dużo krwi, przeciwników, wymagający system walki. Fabuła serii w Master Collection również jest wiernym odwzorowaniem tego, co już znamy. Nie jest ona specjalnie angażująca, jednak zrozumiała na tyle, by poznać motywację Ryu i kibicować mu w zmaganiach ze złem. Poza główną fabułą, każda z części zawiera różnego rodzaju wyzwania, w których można przetestować swoje umiejętności walki. Nasz protagonista, poza walką bronią białą, ma możliwość posługiwania się magicznymi atakami, zwanymi Nipo. Znajdując lub kupując odpowiedni zwój, możemy stosować magiczne ciosy, ułatwiając sobie walkę z przeciwnikami. Natomiast broń biała, którą posługuje się bohater, nie kończy się na jednym mieczu. Możemy walczyć zarówno kijem, pazurami, dwoma mieczami naraz itp. Od rodzaju oręża zależeć będzie styl poruszania się naszego ninja w bezpośredniej konfrontacji z wrogiem. Oczywiście nie zabraknie też strzelania z łuku czy możliwości użycia shurikenów w walce. Faktycznie da się odczuć, że sterujemy prawdziwym wojownikiem ninja!
Niepozbawiony wad
Mimo wielokrotnego odgrzewania tytułu, wciąż można wytknąć mu kilka wad. Problemem najbardziej rzucającym się w oczy jest praca kamery. Jak przystało na dobrego hack’n’slasha, sami możemy nią sterować, jednak próbując nie zginąć z rąk przeciwników, nie ma po prostu na to czasu. Kamera ma tendencję do ustawiania się na tyle niefortunnie, że znacząco utrudnia już i tak wymagające potyczki.
Zdarzają się również lokacje, w których trzeba przechodzić pewne jej rejony kilkukrotnie. Takie bieganie w tę i z powrotem może zmęczyć. Szczególnie, że w pierwszych częściach Ninja Gaiden przeciwnicy się respawnują w ponownie odwiedzanych miejscach.
Graficznie tytuł odbiega od dzisiejszych standardów. Widać po prostu, że był przeznaczony na poprzednią generację konsol. Dodatkowo, z racji Switchowego kompromisu, można dostrzec intencjonalne spadki jej jakości. Mnie to nie przeszkadzało. Ponadto seria Master Collection to dość mroczne gry. Na tyle, że mimo ustawienia gammy na odpowiednim poziomie w ciągu dnia w ciemniejszych lokacjach trudno było wypatrzeć na ekranie przeciwników, a czasem i samego bohatera.
W pierwszej części kolekcji dał się również we znaki brak funkcji wskazywania właściwej drogi, który w kolejnych tytułach jest już dostępny i znacząco ułatwia odnalezienie się w terenie. Jeśli jednak zabierzemy się za produkcje według poprawnej kolejności, szczegół ten nie będzie tak bardzo nam doskwierał. Wszak logicznym jest, że każda następna część będzie bardziej dopracowana od poprzedniej. Osobiście brakowało mi w serii zagadek środowiskowych, które od czasu do czasu mogłyby uatrakcyjnić zabawę.
I Ty możesz zostać ninja!
Gracja i finezja, z jaką porusza się nasz bohater między próbującymi stawić mu czoła nieszczęśnikami, daje ogrom satysfakcji. Ataki po odskoczeniu ze ściany, pikowanie na ofiary, odbijanie się od przeciwników i dosłowne szatkowanie ich przywodzi mi na myśl inny, mój ulubiony, ale nieco mniej brutalny tytuł. Z serią Ninja Gaiden miałem do czynienia pierwszy raz, choć ta interesowała mnie już wcześniej. To właśnie dzięki kolejnej inkarnacji klasycznych tytułów miałem w końcu okazję poznać Ryu w świecie 3D i całkowicie mnie on pochłonął. Choć fabuła mnie nie zaangażowała, a tytuł czasem zmęczył ciągłymi walkami, to przyznam, że bardzo dobrze się przy nim bawiłem. I na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę! Wysokie oceny wśród graczy na przestrzeni lat nie są przypadkiem. Ninja Gaiden to kawał dobrego hack’n’slasha!
Cena w eShopie: 160,00 zł (Ninja Gaiden: Master Collection); 180,00 zł (Ninja Gaiden: Master Collection Deluxe Edition)
Podziękowania dla Koei Tecmo za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Jakub Malik
Dobre historie przyciągają mnie do siebie w grach, serialach i książkach. Mam słabość do gier retro i grafiki pixel art. Każdego roku z nadzieją wyczekuję nowych przygód z Księciem Persji. A poza tym wszystkim tańczę z ogniem, trenuję i realizuję się w doktoracie.