Plants vs. Zombies: Bitwa o Neighborville Complete Edition Nintendo Switch
RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Ogrodowa demolka – recenzja Plants vs Zombies: Battle for Neighborville

Plants vs Zombies: Battle for Neighborville jest praktycznie czwartą odsłoną…

23 marca 2021

Plants vs Zombies: Battle for Neighborville jest praktycznie czwartą odsłoną popularnej serii. Nieco starsi gracze pamiętają, że pierwsza część wyszła w formie prostego tower defense. Nasze zadanie polegało na odpieraniu hord zombie atakujących nasz dom przy pomocy roślinek dysponujących różnego rodzaju atakami. Tytuł okazał się być bardzo popularny, jednakże w kolejnej części zdecydowano się na całkowitą zmianę formuły. W roku 2014 pojawił się Plants vs Zombies: Garden Warfare, natomiast w 2016 Plants vs Zombies: Garden Warfare 2. Plants vs Zombies: Battle for Neighborville to odsłona, która na PC światło dzienne ujrzała w 2019 roku, natomiast użytkownicy Switcha mogą bawić się nią od 19 marca tego roku.

 

 

Zombiaki! Więcej zombiaków!

 

Czy jednak posiadacze hybrydowej konsoli mogą czuć się w jakiś sposób pokrzywdzeni, że zaserwowano im jedynie najnowszą część? Otóż nie. Powiedzmy to już sobie na wstępie: Plants vs Zombies: Battle for Neighborville to dobra gra, może nawet bardzo dobra. Ale w porównaniu do poprzednich odsłon oferuje raczej niewiele nowości, a przynajmniej żadnych znaczących. W związku z tym gracze, którzy są na bieżąco z walką pomiędzy roślinkami a zombiakami od 2014 roku mogą poczuć się nieco znużeni. Z kolei osoby, dla których jest to pierwszy kontakt z serią, czekają godziny wyśmienitej zabawy.

 

 

 

Plants vs Zombies: Battle for Neighborville to shooter sieciowy, który przypomina takie produkcje jak Overwatch lub Paladins. Po raz kolejny mamy tutaj do czynienia z nie do końca zrozumiałym i lekko kuriozalnym konfliktem pomiędzy roślinami i zombie. Do wyboru mamy kilka trybów, przy czym najbardziej promowany jest ten polegający na bronieniu lub atakowaniu wskazanych punktów. Możemy też zdecydować się na klasyczny deathmatch albo kampanię dla pojedynczego gracza. Można być członkiem jednej z drużyn – wspomnianych roślin lub zombie, przy czym w przypadku każdej z nich możemy wybrać jedną z dziesięciu postaci. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby podczas gry, gdy zginiemy, zmienić naszego bohatera na innego.

 

 

Odwieczny konflikt ogrodowy

 

Wybór bohatera jest o tyle ważny, że tak jak w przypadku wspomnianego Overwatch i Paladins, każdy z nich posiada unikalne umiejętności, w tym również specjalne. Dlatego, jak to bywa w przypadku tego typu gier, najważniejsza jest praca drużynowa. Nasze umiejętności również są bardzo ważne, ale w pojedynkę raczej trudno nam będzie coś zdziałać. Możemy zdecydować się na atakującego, obrońcę i wspierającego. Dla tych, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z drużynowymi shooterami początek może okazać się nieco trudny, jednakże bardzo szybko można nabrać wprawy.

 

 

 

Przyzwoity port

 

Szata graficzna jest tym elementem, który bardzo mi się spodobał. Z jednej strony bardzo kolorowa i cukierkowa, z drugiej lokacje są bardzo zróżnicowane i starannie zaprojektowane. Całość działa płynnie, mimo że jedynie w 30 klatkach na sekundę. Nie zauważyłem żadnych zacięć czy spadków wydajności. Wydaje mi się, że jak na możliwości Switcha port prezentuje się bardzo dobrze. Jednakże znowu w tym przypadku osoby, które miały już do czynienia z poprzednimi częściami mogą mieć odruch ziewania. Bo w końcu to nic nowego. Lokacje co prawda inne, ale podobna stylistyka.

 

 

 

Rzeczą, która jednym osobom może przypaść do gustu, a innym niekoniecznie, jest ogród, po którym chodzimy i z którego dopiero wybieramy poszczególne opcje, takie jak gra sieciowa, gra dla pojedynczego gracza, sklep czy wiele innych atrakcji. Z jednej strony jest to jakieś urozmaicenie, jednakże z drugiej często można się pogubić i przeoczyć coś ważnego. Ja osobiście wolę tradycyjne menu, ale rozumiem, jeśli komuś odpowiada taka forma.

 

 

Coś dla samotników

 

Jak wspomniałem, tytuł oferuje kampanię dla pojedynczego gracza, co również nie jest żadną nowością w porównaniu do poprzedniej odsłony serii. Nie jest ona jednak zbyt rozbudowana, nie uświadczymy tu fabuły ani przerywników filmowych. Zostajemy przeniesieni na oddzielną mapę i tułamy się po niej od jednej roślinki lub zombiaka do następnych i realizujemy powierzone przez nich zadania. Można to oczywiście traktować jako pewną odskocznię, która szybko może się znudzić. Skorzystać możemy za to z klasycznego trybu hordy, który jest bardziej angażujący, a jednocześnie nie ciągnie się w nieskończoność. Dlatego jeśli chcemy nieco odpocząć od potyczek sieciowych, tytuł daje możliwość zabawy w pojedynkę.

 

 

 

Plants vs Zombies: Battle for Neighborville to tytuł, z którym spędziłem kilka przyjemnych godzin. Najbardziej przypadł mi do gustu tryb sieciowy oraz ciekawie zaprojektowane lokacje – bardzo kolorowe, ale jednocześnie nie przesadnie cukierkowe. Muszę jednak zaznaczyć, że nie grałem wcześnie w Garden Warfare ani Garden Warfare 2, w związku z czym zaproponowane mi rozwiązania wydały się być dosyć świeże. Mam jednak świadomość tego, że gracz, który miał już do czynienia z poprzednimi odsłonami może poczuć się nieco znużony. Dlatego jest to tytuł przeważnie dla nowych graczy.

 

 

Podziękowania dla MondayPR/EA za dostarczenie gry do recenzji.
 

 
Cena w eShopie: 179,90 zł

 


Podsumowanie

Zalety

  • + humor
  • + kolorowe i zróżnicowane lokacje
  • + casualowa rozrywka
  • + ładna grafika

Wady

  • - wtórność
  • - mało czytelne menu

7

Wyświetleń: 4420

Redaktor

Paweł Sępioł

Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *