Wszelkie porty i remastery wydawane na Switchu cieszą się niesłabnącą popularnością, więc nic dziwnego, że kolejne starsze gry pojawiają się na hybrydowej konsoli Nintendo. Następną produkcją tego typu jest Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition. Oryginalnie wydana została dziesięć lat temu, lecz obecnie możemy ogrywać edycję kompletną, zawierającą wszystkie dodatki.
Fabularna miałkość
Omawiana gra oparta jest na komiksie o takim samym tytule, lecz fabuła w growej adaptacji została potraktowana mocno po macoszemu i nie wykorzystuje potencjału materiału źródłowego. Tytułowy bohater, czyli Scott Pilgrim, zakochuje się w Ramonie Flowers oraz próbuje podbić jej serce. Zadanie jest jednak utrudnione, gdyż w tym celu musi pokonać jej siedmiu eks-chłopaków. Niestety w grze nie ma dłuższych przerywników, więc ekspozycja fabularna jest mizerna. Szkoda, bo to idealny materiał fabularny, co udowodnił film na podstawie komiksu. Osoby znające twórczość Bryana Lee O’Malleya bez problemu odnajdą masę nawiązań do pierwowzoru, które są na tyle delikatne, iż osoby nieznające komiksu również będą mogły bawić się niezrażone przy tej produkcji.
Uderzenie nostalgii
Nie da się ukryć, że Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition bez końca jest zakochane w erze gier szesnastobitowych i próbuje uderzać w poczucie nostalgii. Robi to w całkiem zręczny sposób, lecz nie dodaje od siebie żadnych udogodnień, do których przyzwyczaiły nas produkcje wydawane zarówno dziesięć lat temu, jak i obecnie. Gra nie różni się od staroszkolnych beat ‘em-up’ów z poprzednich generacji konsol.
Na grę składa się siedem poziomów i każdy z nich zakończony jest bossem. Rozgrywkę rozpoczynamy jako chuderlawy wojownik, lecz pokonując odpowiednią liczbę przeciwników, możemy odblokować nowe ciosy ułatwiające rozgrywkę. Wrogowie atakują hordami, więc dostateczne opanowanie repertuaru ruchów Scotta jest niezbędne do przejścia gry. Po pokonaniu przeciwników wypadają z nich monety, które później wykorzystujemy do rozwoju statystyk oraz podreparowania zdrowia, co możemy uczynić w lokalnych sklepach znajdujących się na planszy. Dzięki takim mechanikom ma się wrażenie, że ciągle rozwijamy postać – progres bohatera w trakcie rozgrywki został świetnie zaprezentowany.
Razem raźniej
Niestety gra ma problemy z wyważeniem poziomu trudności i jest to widoczne w trybie dla jednego gracza. W pojedynkę Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition jest przygodą wymagającą i niezwykle frustrującą. Według mnie nie jest to tytuł do samodzielnego ogrywania i w tej materii spisuje się miernie. Natomiast produkcja rozwija skrzydła w lokalnym multiplayerze. Rozgrywka staje się odrobinę łatwiejsza i przyjemniejsza, a pokonanego sojusznika możemy uratować w kilka sekund, więc rzadziej widzimy napis game over na ekranie konsoli. Produkcja jest idealna do wspólnej zabawy z jednym kompanem. Pojawia się opcja grania aż do czterech graczy jednocześnie, lecz gdy w zabawie biorą udział trzy lub cztery osoby, na ekranie pojawia się totalny chaos. Samo przeżycie staję się wyzwaniem niebotycznych rozmiarów. Lokalny multiplayer nie pozwala dołączać oraz opuszczać rozgrywki w dowolnym momencie, co bywa frustrującym utrudnieniem.
Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition nie jest dużą produkcją i przejście trybu fabularnego zajmuje kilka godzin. Jednakże fani szperania i odkrywania tajemnic poczują się jak w domu. Tytuł może zaoferować dodatkowe postacie do odblokowania, alternatywne zakończenia oraz tryby rozgrywki wydłużające czas grania – np. tryb survivalowy, gdzie musimy walczyć z nadciągającą falą zombie.
Hołd dla fanów retro
Nie tylko rozgrywka nawiązuje do ery szesnastobitowej, ale także oprawa audiowizualna, która jest świetna. Ręcznie rysowanie postacie cieszą oko oraz są płynnie animowanie, natomiast tła cechują się szczegółowością i różnorodnością – ujrzymy np. zaśnieżone ulice lub cmentarz pełen nieumarłych. Paleta kolorów użyta w produkcji nie jest zbytnio wyrazista, ale całościowo może się podobać. Warto również wspomnieć o sztuczkach graficznych użytych w grze, np. rozmycie obrazu przy ciosach – sprawia to, że wszelakie uderzenia wydają się mocarniejsze.
Oprawa graficzna jest estetyczna i bardzo mi się podoba, lecz często staje się nieczytelna od natłoku przeróżnych elementów. Grając samemu nie jest to aż tak zauważalne, ale podczas rozgrywki ze znajomymi na ekranie gości totalny chaos i nie zawsze można odczytać, co się dzieje. Gdy podczas wspólnej gry zginie nasz adwersarz, to na wyświetlaczu pojawia się duży licznik, który zasłania widok. Przeciwnicy atakują hordami i zwykle nie jest widoczne, z której strony otrzymamy cios, więc w wielu sytuacjach opcja blokowania staje się bezużyteczna. Oprawa graficzna ma swoje mankamenty, do których trzeba przywyknąć. Natomiast ścieżka dźwiękowa zachwyca – soundtrack użyty w grze jest świetny i pozostaje w głowie na długo, a dźwięki otoczenia nie przeszkadzają i nie rozpraszają w trakcie rozgrywki.
Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition potrafi ująć klasyczną rozgrywką znaną z szesnastobitowych konsol oraz świetną oprawą audiowizualną, lecz całościowo jest to produkt specyficzny. Granie samodzielne jest dla mnie bezcelowe, natomiast w lokalnym multiplayerze produkcja potrafi błyszczeć. Dla fanów komiksu oraz staroszkolnych beat ‘em-up’ów jest to pozycja obowiązkowa, jeżeli nie zdążyli jeszcze jej ograć, natomiast dla reszty – już niekoniecznie.
Cena w eShopie: 62,99 zł
Podziękowania dla Ubisoft za dostarczenie gry do recenzji.