Dragon's Lair Trilogy Nintendo Switch
RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Relikt przeszłości – recenzja Dragon’s Lair Trilogy

Gdy  dowiedziałem się, że dane mi będzie zagrać w legendarne…

11 marca 2019

Gdy  dowiedziałem się, że dane mi będzie zagrać w legendarne już Dragon’s Lair na Switchu, byłem – łagodnie mówiąc – podekscytowany. Przyznam, że nie miałem okazji zagrać w oryginał, mój dotychczasowy kontakt z grą opierał się jedynie na opiniach i wspominkach starszych wyjadaczy z branży elektronicznej rozrywki. Czy gra sprostała zatem moim wcześniejszym oczekiwaniom?

 

Lwia część historii gier

 

Pierwsza część przygód Dirka, mimo że miała swoją premierę w 1983 roku, została zapamiętana do dziś. W swoim czasie była fenomenem, określanym jako interaktywna kreskówka, w której naszym zadaniem jest uratować księżniczkę z rąk złego czarownika. Żeby nie było zbyt łatwo, po drodze musimy pokonać czyhające na nas niebezpieczeństwa. Tych, jak można się domyślić, jest całkiem sporo, w końcu gra debiutowała na automatach, jakoś trzeba było zachęcić dzieciaki do wrzucania w maszynę kolejnych monet.

 

 

W Dragon’s Lair Trilogy czekają na nas kolejno: Dragon’s Lair, Dragon’s Lair II: Time Warp oraz Space Ace. Względem oryginału nie zmieniło się zbyt wiele – zwiększono rozdzielczość, dodano możliwość ułatwienia sobie rozgrywki poprzez ustawienia w opcjach i dodano parę znajdziek – to praktycznie jedyne różnice, jakich przyjdzie nam doświadczyć. Dodatkowo, możemy wybrać między graniem na pełnym ekranie a symulowaniem automatu. Nie za wiele? Faktycznie, zbyt dużo przez te wszystkie lata się nie zmieniło, od remastera można by wymagać więcej. Grafika, poprzez swój kreskówkowy i bajkowy styl, wcale się nie zestarzała, a sama mechanika gry, opierająca się na nieskończonej serii QTE, nie daje zbyt wielkiego pola do manewru.

 

 

Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek

 

Rolą gracza w Dragon’s Lair Trilogy jest uchronić Dirka (lub Dextera, w przypadku Space Ace) od wszelkiego zła. I tu zaczyna się problem dotyczący „interaktywności” produkcji. Jedyne, co możemy zrobić, to skierować naszego protagonistę w jeden z czterech kierunków lub użyć jego broni. Dla jasności, nie możemy ruszyć bohaterem gdzie indziej, ani w żaden inny sposób ingerować w to, co dzieję się na ekranie. Podczas gry podświetla nam się strzałka, którą mamy nacisnąć, i mamy ułamek sekundy na reakcję. Na tym można by skończyć, nie zdążysz wystarczająco szybko kliknąć w przycisk albo użyłeś nieodpowiedniego? Trudno, postać umiera i zaczynasz od ostatniego checkpointu.

 

 

Bardzo często spotykałem się z sytuacją, w której musiałem użyć danej strzałki wcześniej, niż gra mnie o tym informowała, bo inaczej robiłem to zbyt późno, co doprowadzało mnie do szybkiej śmierci. Gra bywa frustrująca, gdy po raz dziesiąty podchodzimy do danej sekwencji, a nawet najmniejszy błąd jest niewybaczalny. Na osłodę mogę powiedzieć, że sama animacja jest przepiękna, lokacje ładne i ciekawe, ruchy postaci płynne, a dubbing na wysokim poziomie. Jednak i to nie jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Nieważne co się dzieje na ekranie – i tak tego nie zauważysz. Jeśli chcesz ukończyć grę, musisz być wpatrzony w dół ekranu i w pełnym skupieniu czekać na informację, co w danym momencie masz zrobić. Gdy na chwilę odwrócisz wzrok, chcąc zobaczyć co się dzieje na ekranie, przegapisz quick time event i przegrasz. Przez całą grę akcję obserwujesz kątem oka, więc jeśli chcesz poznać poczynania protagonisty, najlepiej obejrzyj sobie rozgrywkę po ukończeniu gry. Gra nie jest trudna, tylko niesprawiedliwa. Kiedyś  dosyć często wykorzystywano taki zabieg, żeby sztucznie wydłużyć czas gry. Dzisiaj to zwyczajnie irytuje. Dotyczy to każdej z trzech gier zawartych w trylogii. Zasadniczo nie różnią się one niczym, poza miejscem akcji, bo nawet linia fabularna w każdej z nich wygląda niemalże identycznie.

 

 

Podsumowanie

 

Dragon’s Lair Trilogy można ocenić na dwóch płaszczyznach, jako remaster i jako grę samą w sobie. Jako odnowiona wersja słynnej serii, radzi sobie całkiem dobrze, chociaż nie wnosi zbyt wiele nowości. Największym plusem odświeżonego wydania jest możliwość zagrania w nią na nowszych platformach. Jako osobny produkt nie ma raczej racji bytu, mimo urokliwej oprawy audiowizualnej, w dzisiejszych czasach jest po prostu płytką do bólu i słabo grywalną produkcją, za którą przyjdzie nam zapłacić 80 złotych, przy niespełna dwugodzinnej rozgrywce. Zdaję sobie sprawę, że gra jest przede wszystkim skierowana dla tych, którzy grali w nią lata temu, chcą odbyć nostalgiczną podróż w przeszłość i pod tym kątem zapewne będą zadowoleni. Jeśli jednak tytuł ten nie stanowi dla ciebie żadnej wartości sentymentalnej, może lepiej będzie, jak poszukasz czegoś mniej stresującego?

 

Podziękowania dla Digital Leisure za dostarczenie gry do recenzji.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + Oprawa audiowizualna

Wady

  • - Płytka i frustrująca rozgrywka
  • - Gra starczy maksymalnie na dwie godziny
  • - Praktycznie zerowa interakcja z grą

5

Wyświetleń: 3120

Redaktor

Mateusz Wołosz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *