Thea: the Awakening przypomina nieślubne dziecko Civilization, Wiedźmina, Heroes of Might and Magic, Don’t Starve i Hearthstone. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie regulujcie odbiorników.
Choć Switch nie cierpi na brak gier strategicznych, znaczna ich większość to taktyczne RPG. Oprócz garstki gier 4x (jak doskonały port Civilization VI) czy builderów (Prison Architect, Project Highrise), fani rozrywki, w której planowanie gra pierwsze skrzypce, muszą się zadowolić głównie bitwami taktycznymi. Dlatego też z ogromną niecierpliwością czekałem na port Thea: the Awakening, choć niewiele właściwie o niej wiedziałem, oprócz tego, że to debiutancka gra polskiego studia MuHa Games. Strasznie się cieszę, że dałem jej szansę, bo już teraz wiem, że to tytuł, do którego będę wracał jeszcze nie raz.
Niewątpliwym atutem gry jest jej świat. Thea, bo tak nazywa się kraina, w której będą miały miejsce nasze przygody, popadła w chaos związany z nadejściem Ciemności po spaleniu przez jej mieszkańców Kosmicznego Drzewa, będącego jednym z filarów egzystencji. Mamy tu do czynienia z fantastyką, ale nietypową, bo opartą w dużej mierze na wierzeniach pradawnych Polan. Możemy więc tu napotkać słowiańskie bóstwa (Svarog, Mokosh), demony (leszy, strzyga), czy dobre duszki (domowniki, skrzaty). Oczywiście, od razu nasuwają się skojarzenia z serią Wiedźmin, ale muszę przyznać, że świat Thea jest chyba jeszcze bogatszy – nie da się spędzić w grze choćby 5 minut bez poznania jakiejś ciekawostki na temat słowiańskich wierzeń. To wszystko okraszone jest fantastyczną oprawą muzyczną, przywodzącą na myśl tamte czasy. Jeśli choć trochę interesujecie się taką tematyką, ta gra będzie dla was strzałem w dziesiątkę, a jej klimat absolutnie was pochłonie.
Przygodę rozpoczynamy od wyboru słowiańskiego bóstwa, pod którego patronatem będzie się rozwijać nasze plemię. Każde z nich ma specjalne bonusy, którymi będzie wspierać naszą wioskę, a z czasem staną się one coraz silniejsze. Bóstw jest do wyboru aż 8, choć większość z nich będzie początkowo zablokowana – dopiero kolejne zwycięstwa pozwolą nam zdobyć dostęp do pełnego panteonu. Następnie wybieramy główne klasy postaci dla naszego ludu i zostajemy rzuceni do świata Thea. Ponieważ mamy do dyspozycji tylko kilku wieśniaków i naszą osadę – Ostoyę, już od pierwszych chwil będziemy musieli walczyć o przetrwanie.
Rozgrywka składa się z kilku różnych elementów. Naszym głównym zadaniem będzie eksplorowanie mapy, łudząco podobnej do tej z serii Civilization, rozwikłanie zagadki spalonego Drzewa i uratowanie Thei przed ciemnością. Ale zanim nawet będziemy mogli o tym pomyśleć, musimy zadbać o rozwój swojej wioski. W tym celu będziemy zbierać surowce (jest ich ponad 30!), wznosić budynki, wytwarzać bronie, pancerze i inny ekwipunek, badać nowe technologie, czy nawet gotować posiłki (jest to obecnie chyba jedyna gra na rynku, w której możemy gotować bigos). Nasza osada nie jest jedyną rzeczą, o rozwój której będziemy musieli zadbać. Nasi bohaterowie będą stopniowo nabywać doświadczenie, zdobywając niezliczone nowe umiejętności. Oprócz statystyk “standardowych”, takich jak siła czy zdrowie, napotkamy tu też wiele dziwniejszych, jak znajomość klątw, zastawianie pułapek czy… rozmowa ze zwierzętami.
Wszystkie te elementy pomogą nam radzić sobie z licznymi zadaniami pobocznymi, które napotkamy na swojej drodze. Większość z nich jest świetnie napisana – spodziewałbym się takich zadań po grze RPG, ale niekoniecznie po strategii. Niektóre to zmodyfikowane wersje baśni i bajek, które na pewno większość osób wychowanych w Polsce zna bardzo dobrze. I choć wiele z nich traktuje o poważnej tematyce, kilka zawiera potężną dawkę humoru. Przykładowo, będziemy mieli szansę pomóc pewnemu krasnoludowi umówić się na randkę z… topielicą. Co kto lubi.
Dużej części misji nie da się ukończyć bez różnego rodzaju potyczek. Tutaj czekała mnie niezła niespodzianka, bo gra zmienia się wtedy w karciankę, nieco podobną do Hearthstone czy wiedźminowego Gwinta. Choć jej zasady nie są bardzo trudne, wiele z tych starć wymaga od gracza niezłej mentalnej gimnastyki, aby wyjść z nich bez szwanku. Co ciekawe, w większości sytuacji frontalny atak nie jest jedynym rozwiązaniem. Często możemy np. spróbować przekonać przeciwników do naszego punktu widzenia lub ukraść przedmioty, których potrzebujemy. Wtedy również mamy do czynienia z wspomnianą wyżej grą karcianą, ale liczą się inne statystyki i umiejętności – nasza wiedźma może nie być zbytnio przydatna w bezpośrednim starciu na miecze i topory, ale w pojedynku na siły magiczne zmiecie wielu przeciwników z powierzchni ziemi.
Jednym z niewielu minusów Thei jest to, że tych potyczek rozegramy setki. Po pewnym czasie może być to nieco nużące, bo ilość strategii, jakie możemy zastosować, jest jednak ograniczona. Szczęśliwie, mamy też opcję rozgrywania ich automatycznie, więc kiedy nam się nieco znudzą – możemy je omijać.
Coś, co wiele osób do tej gry przekona, ale inne niestety może odrzucić, to stopień skomplikowania. Tutaj naprawdę nie ma szansy na powodzenie bez przejścia samouczka i nieraz będziemy zmuszeni zajrzeć do zawartego w grze systemu pomocy. Nie mówimy tu oczywiście o skomplikowaniu na modłę Crusader Kings, ale spora ilość połączonych ze sobą systemów może początkujących graczy przyprawić o mały zawrót głowy. Pewne elementy losowe mogą też sprawić, że nawet na poziomie “easy” gra potrafi dać nieźle w kość. Natomiast jeśli ktoś szuka strategii, gdzie nie wszystkie rozwiązania podane są na tacy i trzeba nieźle wysilić szare komórki, na pewno się nie zawiedzie. Jest to gra z gruntu PC-towa, w całości przeniesiona na platformę Nintendo. Tego właśnie trzeba się po tym tytule spodziewać. Ja podczas rozgrywki bawiłem się doskonale.
W grze pojawiło się jednak kilka problemów. Napotkałem jeden czy dwa drobne bugi, jak np. niepoprawne wyświetlanie obrażeń podczas walk z użyciem włóczni. Sterowanie w wiosce czasem wymaga więcej wysiłku niż powinno, szczególnie jeśli mowa o przypisywaniu różnych zadań jej mieszkańcom. Grafika w grze, choć estetyczna, nie powala na kolana niczym specjalnym. To wszystko jednak drobnostki, które nie wpłyną znacząco na odbiór tego tytułu.
Thea: the Awakening to głęboka i wymagająca strategia turowa. Pytanie, które każdy powinien zadać sobie przed jej kupnem, to: „Czy lubię gry, które są skomplikowane, wymagające i intelektualnie stymulujące?”. Jeśli odpowiedź na nie brzmi “tak”, warto dać tytułówi szansę. To obecnie jeden z ciekawszych tytułów w eShopie dla fanów “mięsistych” gier strategicznych.
Podziękowania dla Monster Couch za dostarczenie gry do recenzji.