Wydany w 2018 roku hołd dla RPG z czasów pierwszego PlayStation, Octopath Traveller, udowodnił graczom na całym świecie kilka rzeczy. Po pierwsze: stare mechaniki po lekkim odświeżeniu nadal doskonale bronią się w XXI wieku. Po drugie: pikselowa grafika potrafi być prześliczna we współczesnym wydaniu. Po trzecie: gra z absolutnie idiotycznym tytułem może nadal świetnie się sprzedać. Triangle Strategy kontynuuje podobne podejście – tam, gdzie Octopath wzorował się na Final Fantasy VI, najnowszy tytuł od Square Enix czerpie pełnymi garściami z taktycznych RPGów, które świeciły triumfy na przełomie milenium, jak Final Fantasy Tactics czy Ogre Battle. I ponownie robi to doskonale.
Pałacowe intrygi
Akcja Triangle Strategy osadzona jest w fikcyjnej krainie zwanej Norzelia, podzielonej na trzy kraje: teokratyczne Hyzante, nastawione na wolność jednostki Aesfrost oraz neutralne Glenbrook. 30 lat przed rozpoczęciem akcji świat rozdarła okrutna wojna o kluczowe zasoby (sól i żelazo), ale obecnie zwaśnione nacje próbują pokojowo ze sobą koegzystować. Zarzewiem konfliktu okazuje się jednak być coś, co miało już na zawsze umocnić pokój w Norzelii – nowa kopalnia, owoce której miały być równo dzielone pomiędzy trzy kraje. Kiedy jeden z możnych Aesfrost dokonuje tam szokującego odkrycia, kruchy pokój momentalnie rozpada się na kawałki, a Norzelia ponownie staje się areną krwawej jatki. Muszę przyznać, że fabuła jest jednym z mocniejszych elementów Triangle Strategy – przynajmniej kilkukrotnie zaskoczył mnie nagły zwrot akcji, a intrygi przypominają te z serialowej Gry o Tron czy świetnego Ogre Battle sprzed lat.
Głównym bohaterem historii opowiadanej przez Triangle Strategy jest Serenoa, jeden ze szlachciców księstwa Glenbrook. Razem z sześcioma innymi postaciami – Rolandem (przyszłym królem Glenbrook), Benedictem (bezwzględnym, acz lojalnym dworskim doradcą), Fredericą (uzdolnioną magicznie przyszłą małżonką Serenoi), Geelą (mentorką Frederiki i medyczką), Eradorem (hardym wojownikiem), Anną (szpiegiem na usługach Glenbrook) i Hughette (łuczniczką poruszającą się na ogromnym ptaku) – będą musieli nawigować nie tylko pola bitewne, ale też trudne decyzje, które zaważą na losach ich królestwa, a także całej Norzelii.
Decyzje, decyzje, decyzje
Własnie z podejmowaniem decyzji związana jest jedna z najciekawszych mechanik w Triangle Strategy. W wielu miejscach fabuła gry rozwidla się, a gracz jest postawiony przed trudnym wyborem. Do moich ulubionych przykładów zalicza się jedna z pierwszych decyzji, którą musimy podjąć – wróg stoi u naszych bram i żąda wydania księcia Rolanda. Jeśli tego nie zrobimy, wielu cywili poniesie śmierć w jego obronie. Czy jest to cena, którą jesteśmy w stanie zapłacić za bezpieczeństwo naszego przyjaciela?
Równie ciekawy jest sam sposób podejmowania decyzji. Mimo tego, że głównym bohaterem jest Serenoa, nie może on podejmować decyzji w sposób autokratyczny. Wszystkie trudne spory są rozwiązywane w sposób demokratyczny – każda z sześciu wymienionych postaci oddaje głos na tzw. Scales of Convicitons i drużyna dostosowuje się do woli większości. Zanim jednak do tego dojdzie, możemy spróbować przekonać bohaterów do naszego punktu widzenia.
Ten element rozgrywki bardzo mi się podobał – to, że postacie mają różne zdanie na kluczowe tematy i potrafią być naprawdę uparte, stanowczo dodaje im charakteru. Większość decyzji jest naprawdę nieoczywista i nie ma „dobrej” drogi – miałem sporo frajdy, porównując podjęte przeze mnie decyzje z tymi, które podjął mój redakcyjny kolega, Donat. Co więcej, gra prowadzi statystyki dla wszystkich podjętych przez gracza decyzji i umiejscawia gracza w skali trzech różnych cech – morality, utility i liberty. Od tego, które z nich mamy wyżej, zależeć będą możliwe do zrekrutowania postacie. Pod koniec prawie 40-godzinnej kampanii miałem ich w zespole ponad 20 i, co ciekawe, po sprawdzeniu w Internecie okazało się, że ich lista była nieco inna niż u pozostałych graczy. Daje to dodatkową motywację do ponownego przejścia gry (co ułatwia też to, że dostępne jest „new game plus”, gdzie przenieść możemy wszystkich bohaterów i przedmioty z poprzedniej kampanii).
Walka o wolność
Nie samą fabułą i decyzjami taktyczny gracz żyje. Tym, co najwięcej frajdy sprawi potencjalnym nabywcom, są stanowczo potyczki z wojskami wroga. A te są na szczęście po prostu wyśmienite. Składa się na to kilka czynników. Po pierwsze: gra czerpie pełnymi garściami z doświadczenia starszych braci w tym gatunku, jak FF: Tactics. Kto kiedykolwiek ogrywał ten tytuł, momentalnie się tu odnajdzie, zarówno pod względem sterowania, jak i ogólnych zasad walki. Po drugie: bardzo fajnie zadbano tu o to, żeby pozycje naszych jednostek miały ogromne znaczenie. Dosyć standardowym rozwiązaniem jest to, że uderzając wroga w plecy, zadajemy silniejszy cios krytyczny. Niezwykle sympatycznym dodatkiem jest także to, że jeśli po drugiej stronie przeciwnika znajduje się inna przyjazna nam postać, również przeprowadza ona atak – dlatego warto zastanowić się, szczególnie przy walkach z mocniejszymi wrogami, gdzie dokładnie zakończyć ruch, żeby można było taki dodatkowy atak przeprowadzić. Po trzecie: uwielbiam to, że każda z postaci posiada unikalny zestaw umiejętności. Jednym z moich ulubieńców jest np. inżynier, który posiada umiejętność budowania drabin. Dzięki temu niestraszne stają się strome podejścia bronione przez zaciekłych wrogów, bo można się wspiąć i zaatakować ich od tyłu. Równie przydatną postacią jest wspomniana wcześniej Anna, która może przeprowadzić aż dwa ataki w jednej turze i ukryć się przed oczami wroga. To wszystko sprawia, że dobór odpowiednich postaci do potyczki nie jest zawsze oczywisty, a gracze, którzy będą kierować się jedynie tym, kto ma najwyższe obrażenia, znacznie utrudnią sobie docelowo rozgrywkę.
Same walki są też zróżnicowane zarówno pod względem celów, jak i przeciwników. Moim ulubionym tego przykładem jest chyba jedna z bitew, gdzie musimy obronić miasteczko. Możemy to sobie znacznie ułatwić, „odpalając” ogniste pułapki, aby natychmiastowo spopielić wrogów, ale odbędzie się to kosztem zniszczenia domów mieszkańców. Jedyną rzeczą, do której mogę się tu w sumie przyczepić, jest fakt, że stosunek cutscenek do walk jest stanowczo zachwiany w stronę tych pierwszych. Czasem zdarza się, że między walkami jest 30–40 minut cutscenek, decyzji, eksploracji, które same w sobie są również bardzo przyjemne, ale chciałoby się jednak spędzać nieco więcej czasu na taktycznych potyczkach w grze, która reklamuje się jako taktyczny RPG.
Rośnij w siłę
Poprzez zdobyte w walce doświadczenie i przedmioty możemy oczywiście rozwijać nasze postacie. System ten jest relatywnie intuicyjny, ale zarazem dość głęboki. Rozgrywa się on na kilku płaszczyznach. Nasi bohaterowie zdobywają poziomy doświadczenia, które stopniowo podnoszą ich statystyki. Żeby zdobyć dostęp do bardziej zaawansowanych ataków lub umiejętności, musimy zdobyć specjalne przedmioty – medale, zwykle zdobywane po pokonaniu różnych bossów. Pozwalają one przejść naszym druhom na poziom veteran, a następnie elite. Co więcej, każda z postaci ma swoje osobne drzewko umiejętności i atrybutów, do rozwoju którego niezbędne będą materiały dostępne w sklepie lub wypadające z pokonanych przez nas przeciwników. Cały system sprawiał mi sporo frajdy i po każdej potyczce sprawdzałem, czy któryś z moich bohaterów nie nadaje się do wypromowania na wyższy poziom.
Pikselowe piękno
Muszę postawić sprawę jasno: uwielbiam styl HD-2D, który reprezentują Octopath Traveller i Triangle Strategy. Jest po prostu prześliczny. Wielokrotnie nie mogłem się nadziwić, jak pięknie wygląda ta gra, szczególnie biorąc pod uwagę pikselowy styl. Jest to zwłaszcza widoczne we wszystkich mapach, które zawierają wodę – przepiękne odbicia mieniącej się tafli naprawdę robią wrażenie. Nie odstaje również oprawa dźwiękowa – soundtrack jest naprawdę dobry i przypomina klasyki sprzed 20 lat. Warto natomiast wspomnieć, że niestety gra aktorska nie zawsze trzyma równie wysoki poziom. Niektóre postacie wypowiadają swoje kwestie w sposób dość płaski i nieciekawy. Raczej nie jest to coś, co znacząco obniża przyjemność czerpaną z czasu z Triangle Strategy, ale z pewnością jest tu pole do poprawy w przypadku sequela.
Miecze w dłoń!
Przy Triangle Strategy koniec końców bawiłem się przednio. Myślę, że każdy fan gier taktycznych znajdzie tu dla siebie coś, co go wciągnie, szczególnie jeśli oprócz samych potyczek lubi wielowątkowe i poważne fabuły. Dzięki okraszeniu tej mieszanki piękną oprawą graficzną, otrzymaliśmy grę, która jest naprawdę bliska ideału. Z pewnością nie raz jeszcze do niej wrócę.
Cena w eShopie: 249.80
Podziękowania dla Conquest Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Zimny
Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad przeróżnymi projektami IT.