Gry potrafią zachwycać wieloma elementami – zaskakującą fabułą, rozbudowanymi mechanikami albo oprawą audiowizualną. Współczesne produkcje oferują wiele zawartości do odkrycia i brodzenie w meandrach rozgrywki zajmuje nawet kilkadziesiąt godzin – warto tutaj nadmienić Assassin’s Creed: Valhalla lub rodzimego Cyberpunka 2077. Czasem jednak chcemy sięgnąć po tytuł mały i nieprzekombinowany, który możemy odpalić na kilka minut i cieszyć się nieskrępowaną rozgrywką. Takie jest Crossbow: Bloodnight, stworzone przez Hyperstrange. Produkcja pojawiła się najpierw na komputerach osobistych, a teraz na Nintendo Switch.
Zło wprost z piekła
Omawiany tytuł zabiera nas w podróż do alternatywnej rzeczywistości. Jest rok 1139, a w bliżej niezidentyfikowanym miejscu szatańskie siły postanawiają opanować świat. W tym całym zamieszaniu ląduje gracz, który musi przywrócić równowagę między dobrem a złem. Przyznaję, że fabuła jest szczątkowa i prawdopodobnie mogła zostać bardziej rozbudowana. Musimy jednak pamiętać, że mamy do czynienia z małą grą, kosztującą zaledwie kilkanaście złotych, której głównym daniem jest ociekający miodem gameplay.
Arenowe akrobacje
Crossbow: Bloodnight to FPS, w którym zostajemy wrzuceni na małą planszę zalaną hordami przeciwników. Naszym jedynym zadaniem jest jak najdłuższy pobyt na arenie oraz wybicie jak największej ilości wrogów. Do ukatrupiania niemilców posłuży nam kusza oraz magia. Główna broń posiada kilka trybów wystrzału, natomiast za pomocą sił nadprzyrodzonych możemy wykonywać bardzo szybkie uniki oraz atak specjalny, który ładuje się w trakcie rozgrywki.
Na planszy pojawia się sześć rodzajów przeciwników i każdy z nich ma dwa warianty. Maszkary różnią się wyglądem oraz umiejętnościami bojowymi – występują monstra biegające, pełzające i latające, co sprawia, że taktykę musimy aktualizować na bieżąco. Nasze poczynania są punktowane, a wyniki możemy publikować w internetowym rankingu, co wprowadza istotny element rywalizacyjny.
Gra bywa piekielnie trudna – szczególnie przy pierwszych podejściach, podczas których przeżycie na planszy przez kilkanaście sekund to nie lada wyzwanie. Tytuł nie posiada żadnego samouczka oprócz minimalistycznej mapki z wyjaśnieniem klawiszologii, więc wszystkie tajniki będziemy musieli odkrywać samodzielnie.
Po oswojeniu wszystkich mechanik rozgrywka staje się piekielnie satysfakcjonująca. Pięcie się po szczeblach internetowego rankingu daje dużo frajdy i sprawia, że do produkcji chce się wracać, by pobijać wyniki swoje oraz innych graczy. Crossbow: Bloodnight idealnie sprawdza się jako odskocznia od innych gier, lecz niestety nie jako tytuł, który można ogrywać przy długich posiedzeniach. Oprócz głównego trybu, gra Hyperstrange nie ma nic więcej do zaoferowania.
Piekło dla oczu
Crossbow: Bloodnight to gra piekielnie szybka i wymagająca. Na komputerach osobistych może poszczycić się dopracowaną oprawą graficzną, a rozgrywka odtwarzana jest nawet w 120 FPSach. Przez ograniczenia sprzętowe Switcha takich wyników niestety nie uświadczymy. Grafika zaliczyła konkretny downgrade – modele maszkar są znaczniej mniej szczegółowe, na teksturach pojawiają się widoczne ząbki. Nie polecam gry w trybie stacjonarnym, bo oprawa wizualna rodem z poprzednich generacji konsol kłuje w oczy. Znacznie wygodniej gra się w trybie przenośnym, gdzie mały ekran Switcha jest w stanie wiele zatuszować. Pomijając biedę graficzną, to tytuł działa płynnie, nie gubi klatek – rozgrywka jest po prostu komfortowa. Do muzyki i efektów dźwiękowych nie mam żadnych zastrzeżeń – idealnie współgra z obranym kierunkiem artystycznym, w którym pojawiają się maszkary wyjęte rodem z mrocznego fantasy.
Crossbow: Bloodnight to całkiem intrygująca ciekawostka. Jako samodzielna gra na wiele godzin sprawdza się mizernie, ale jako mały tytuł traktowany w roli odskoczni od wielkich produkcji sprawdza się doskonale. Dla fanów bicia rekordów będzie to pozycja obowiązkowa.
Cena w eShopie: 20 zł
Podziękowania dla Better Gaming za dostarczenie gry do recenzji.