Do przetestowania gry niezależnego fińskiego studia Second Order nie trzeba było mnie długo namawiać. Skuszona kolorowymi screenami bajkowych plansz niczym z planu ”Toy Story” i zapowiedzią zabawy wirtualną plasteliną, zagrałam. Mam mieszane uczucia.
Od logiczno-zręcznościowego tytułu nie oczekujemy dużych emocji, a wciągającej rozgrywki, różnorodności poziomów, przyjemnej dla oka grafiki i w zasadzie… tyle. Claybook częściowo spełnia te wymagania, ale spodziewałam się czegoś więcej.
Na czym polega nasze wyzwanie? Claybook to wirtualna książka, widziana oczami przeglądającego ją dziecka. Każda strona to inna przygoda, a konkretnie – plansza. Poruszamy się po niej swobodnie za pomocą przyznanego nam ”pionka”. Do dyspozycji mamy więc kostkę, kulkę, walec i wiele innych figur, których kształty możemy w ograniczony sposób zmieniać w trakcie zabawy. Oczywiście wszystko wykonane jest z plasteliny.
Nie sposób nie wspomnieć o tym, że gra jest po prostu śliczna. Naprawdę mamy wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z kolorową masą, którą bawiliśmy się jako dzieci – począwszy od tekstury poszczególnych poziomów, po sposób, w jaki plastyczna plansza poddaje się każdemu naszemu ruchowi. Wędrując po kolejnych ”rozdziałach” książki, z satysfakcją obserwujemy mieszanie kolorów czy zapadanie podłoża, po którym się poruszamy. To swego rodzaju symulator zabawy plasteliną i jeżeli chodzi o możliwie jak najwierniejsze oddanie właściwości tego materiału, trzeba przyznać, że twórcy Claybooka poradzili sobie z tym po mistrzowsku.
Zadania, które mamy do wykonania są jasno sprecyzowane i różnorodne: a to musimy ”zniszczyć” fontannę w taki sposób, aby tryskająca z niej woda zapełniła sąsiednie zbiorniki, a to pozjadać z planszy porozrzucane tu i ówdzie kawałki czekolady lub po prostu przeprowadzić naszego ”pionka” przez tor przeszkód, co będzie od nas wymagało nie lada zręczności, szczęścia i… cierpliwości. A każda cierpliwość się kiedyś kończy.
Problem nie tkwi w sterowaniu. Zmiana kształtu kolejnych figur i przyswajanie szczególnych ”skillów” każdej z nich też przychodzi z łatwością. Warto docenić, że sposobów na osiągnięcie danego celu mamy całe mnóstwo – to, na który z nich się zdecydujemy, zależy tylko od nas. Rozgrywkę ułatwia nieco funkcja cofania się i opcja błyskawicznego rozpoczęcia planszy od początku. Nie trzeba wykonać wszystkich zadań w 100%, aby móc odblokować kolejne rozdziały Claybooka – twórcy chyba przewidzieli, że w przeciwnym razie doprowadziliby graczy (a już na pewno tych najmłodszych) do białej gorączki.
Po 40 minutach zabawy odczuwa się znużenie, a gdyby nie doznania estetyczne i kojący soundtrack niczym z dobranocki, pewnie każdorazowa sesja z grą trwałaby jeszcze krócej. Przyjemnie jest pogłówkować – rozdrażnienie przychodzi raczej po tym, gdy po raz setny próbujemy dedykowanym pionkiem pokonać jakieś przeszkody bez powodzenia, aż w końcu udaje się to zupełnie przypadkowo. Brak tu jakiejś dynamiki, poczucia, że od rozwiązania dzieli nas tylko ”jeszcze jedna rundka” (bo przecież m.in. taka myśl właśnie sprawia, że z danym tytułem spędzamy całe godziny). Zachęcona wieloma możliwościami ukończenia danej planszy, próbowałam się wciągnąć – bezskutecznie. Gdy już udało mi się wspiąć daną figurą na jakiś szczyt, po chwili czekał mnie kolejny upadek na sam dół. Brak wyraźnych widoków na to, że Claybook wreszcie się ”rozkręci” i nagrodzi moje starania przyspieszeniem rozgrywki, poskutkował odłożeniem pada. Gra pozwala też na tworzenie własnych plansz, ale wierzcie mi – to nie te emocje, które towarzyszyły nam niegdyś choćby przy budowie kolejki górskiej w Rollercoaster Tycoon, a raczej ich przeciwieństwo. Co tu dużo pisać – po prostu chodzi o przerost formy nad treścią.
Nie wątpię, że znajdą się maniacy, którzy świadomie, na własne życzenie, spędzą pół dnia, próbując wtoczyć plastelinową kulkę na miejsce tam, gdzie trzeba – ba, na pewno istnieją już prawdziwi ”claybookowi” wymiatacze. Produkcja Second Order od kilku tygodni dostępna jest na Switchu, ale światło dzienne ujrzała już w 2017 roku. Z czasem udostępniano ją na kolejnych platformach, m.in. Xbox One.
Choć, jak już wspomniałam, jestem pewna, że Claybook znajdzie swoich odbiorców, to z pewnością tytuł mocno niszowy, dla wielbicieli logicznych zręcznościówek, uzbrojonych w nieskończone pokłady cierpliwości.
Podziękowania dla Second Order za dostarczenie gry do recenzji.