Ni No Kuni II: Revenant Kingdom to druga część bardzo dobrze przyjętej gry jRPG z oprawą graficzną żywcem wyjętą z baśniowych anime. Sequel wprowadza kilka istotnych różnic względem pierwowzoru, przy czym niektóre z nich działają na korzyść omawianej produkcji, inne trochę mniej. Dla fanów Wrath of the White Witch oraz wielbicieli wszelkiej maści role playów z Kraju Kwitnącej Wiśni z pewnością jest to pozycja warta sprawdzenia. Jednakże czy kontynuacja okazała się być lepsza od pierwszej części lub czy przynajmniej zachowuje podobny poziom?
Nowa historia
Na początku należy zaznaczyć, że nie ma ciągłości fabularnej pomiędzy tymi dwiema częściami, w związku z czym osoby, które nie grały w pierwszą grę, mogą śmiało zacząć od drugiej. Ni No Kuni II: Revenant Kingdom opowiada zupełnie inną historię, chociaż dostrzec można pewne podobieństwa, jak chociażby istnienie obok siebie dwóch różnych światów, tego rzeczywistego oraz baśniowego, zamieszkałego przez rozmaite magiczne stwory i ludzi.
Prezydent i król
Początkowo akcja skupia się na postaci Rolanda będącego prezydentem bliżej nieokreślonego, chociaż zdecydowanie współczesnego państwa. Mężczyzna kieruje się kolumną samochodów do miasta, jednakże z oddali widzi spadające na ziemię pociski rakiet. Wielka eksplozja sprawia, że trafia do dziwnego, zupełnie odmiennego miejsca. Tam poznaje Evana, młodego władcę, który właśnie tego dnia miał być koronowany na króla krainy Ding Dong Dell. Jednakże w wyniku zdrady i przewrotu ze strony byłego doradcy jego zmarłego ojca, jest zmuszony uciekać z zamku. Wraz z Rolandem i innymi napotkanymi postaciami udaje się w daleką podróż, aby zbudować swoje nowe królestwo.
Fabuła jest umiarkowanie ciekawa i na pewno nie dościga pod tym względem swojego pierwowzoru. Brakuje niesamowitych zwrotów akcji i momentami może się nużyć. W tym przypadku zaletą jest jednak to, że tytuł nie jest specjalnie długi jak na przedstawiciela gatunku jRPG, ponieważ można go przejść w jakieś 30–40 godzin. I jest to tak naprawdę czas optymalny i wystarczający, ponieważ w innym przypadku moglibyśmy zacząć odczuwać nudę.
Wybiórcze dialogi
Postacie występujące w grze są zróżnicowane i każda z nich posiada w sobie pewien urok. Dostrzegłem tu jednak pewien zmarnowany potencjał, ponieważ historię można było opowiedzieć nieco lepiej. Pewnym elementem, który może przeszkadzać graczom, jest wybiórcze dodawanie dialogów mówionych. W trakcie przerywników w niektórych momentach bohaterowie wypowiadają całe kwestie, w innych jedynie pierwsze słowa, natomiast resztę musimy sobie sami doczytać. Mam świadomość tego, że jest to zabieg często stosowany w tego typu produkcjach, jednakże w tym przypadku jakoś szczególnie razi.
Walka i eksploracja
Tradycyjnie, zabawa polega na eksploracji obszernego świata oraz walkach z napotkanymi przeciwnikami. Tak jak w innych tego typu produkcjach, poza głównymi lokacjami, charakteryzującymi się dużą różnorodnością, poruszamy się też po mapie świata. Ta różni się przede wszystkim wyglądem, ponieważ wszystko jest mniejsze, bardziej symboliczne, nawet postaci przedstawione są w bardziej karykaturalny sposób.
Poza eksploracją co jakiś czas czekają nas łamigłówki do rozwiązania, które są skonstruowane w dosyć ciekawy sposób. Nie są ani zbyt proste, ani zbyt trudne, w związku z czym nie zniechęcają. Nie ma ich też specjalnie dużo. Zwykle trzeba się dobrze wczytać w tekst dołączony do zagadki, wtedy rozwiązanie przychodzi łatwo.
Walki w czasie rzeczywistym i niski poziom trudności
Zmianie uległ system walk, ponieważ nie mamy już do czynienia z tradycyjnymi turowymi potyczkami, ale z przeciwnikami zmagamy się w czasie rzeczywistym. Oczywiście jesteśmy przenoszeni na specjalną arenę, ale wszystko odbywa się w sposób bardzo dynamiczny. Trzeba przyznać, że ta zmiana działa na korzyść, jest dużo świateł i efektów, dlatego wszystko wygląda widowiskowo. Dodatkowo cały proces nie sprawia wrażenia, jakby się przeciągał.
Zmiana systemu walki doprowadziła do tego, że są one łatwiejsze. Nawet przeciwnicy posiadający kilka oczek wyższy poziom doświadczenia nie są jakimś szczególnym wyzwaniem. Wszystko zależy od naszej zręczności i zwinności. Dodatkowo ucieszył mnie fakt, że nie musiałem tutaj w ogóle grindować. Mogłem sobie odpuścić liczne nużące walki, ponieważ wystarczały tylko te, które zdarzały się w naturalny sposób podczas rozgrywki. Z drugiej jednak strony cała gra wydaje się być zbyt łatwa, przez co nie daje nam motywacji, aby zrobić coś dodatkowego, co mogłoby ułatwić podróż.
Jeśli mowa o walkach, to również w tej części nie zabrakło stworków będących pod naszą opieką, a które pomagają nam w walce. W tym przypadku sprawa wygląda jednak nieco inaczej. Mamy tu do czynienia z kolorowymi stworkami przypominającymi kulki z uszami. Władają one różnymi żywiołami i mogą atakować przeciwników na różne sposoby. Ich obecność nie jest warunkiem koniecznym do zwycięstwa, ale na pewno jest to duże urozmaicenie i ułatwienie.
Budowa nowego królestwa
Nowością w tej grze jest system budowania królestwa. Evan, który został wygnany ze swojego domu, musi odnaleźć nową krainę, którą mógłby rządzić. Jak się okazuje, nie jest to prosty proces, jednak efekty potrafią zadowolić. Budowa królestwa jest ściśle związana z zadaniami pobocznymi, ponieważ ich realizacja może wpływać np. na uzyskanie nowych surowców czy wartościowych mieszkańców. Poza tym co jakiś czas trzeba zdobywać nowe ziemie. W związku z tym został wprowadzony system walki rodem z uproszczonego RTSa, gdzie Evan kieruje dwiema grupkami żołnierzy i musi zmierzyć się z wrogimi oddziałami.
Stary, dobry cel–shading
Oprawa graficzna jest elementem, który jako pierwszy przyciąga do tej produkcji, przywodząc na myśl stare produkcje anime. Kreska jest bardzo prosta, natomiast całość kolorowa i przyjemna dla oka. Projekty poszczególnych postaci są zrobione w taki sposób, że bohaterowie wyglądają bardzo sympatycznie. Całość budzi skojarzenia z takimi produkcjami filmowymi jak Ruchomy zamek Hauru, W krainie bogów czy Księżniczka Mononoke. Porównania do tych produkcji dokonałem jeszcze z jednego powodu, mianowicie wspomniana prostota kreski wydaje się też pasować do opowiadanych w nich historii – na pozór prostych, ale w miarę upływu czasu chwytających za serce.
Jeśli już mowa o szacie graficznej, to wypadałoby wspomnieć również o wydajności, która niestety nie wypada już tak dobrze. Najlepiej wypadają małe lokacje, takie jak wnętrza budynków czy tunele, gdzie odświeżanie jest na poziomie nawet 40–50 klatek na sekundę. Z tego powodu są najbardziej przyjemne dla oka, a płynność jest na naprawdę zadowalającym poziomie. W dalszej kolejności mamy bardziej otwarte przestrzenie, na których utrzymywane jest mniej więcej 30 klatek. Najgorzej sytuacja wygląda na mapie świata, gdzie zaobserwować można już widoczne spadki poniżej 30 FPSów.
Najbardziej dziwi szczególnie ta ostatnia sytuacja, ponieważ wspomniana mapa prezentuje raczej niski poziom graficzny, a same postacie przedstawione są w bardzo uproszczony, można powiedzieć – symboliczny sposób. Trudno oprzeć się wrażeniu, że programiści mogli zrobić w tym przypadku dużo więcej, ale z jakiegoś powodu tak się nie stało. Szkoda, ponieważ sam początek gry zapowiadał się bardzo obiecująco pod względem wydajności, która z biegiem czasu i przechodzenia do kolejnych lokacji coraz bardziej rozczarowuje.
Ni No Kuni II: Revenant Kingdom jest produkcją, w przypadku której można mieć mieszane uczucia. Z jednej strony nie jest ona jakoś szczególnie wybitna, z drugiej natomiast jest na tyle dobra, że szkoda przejść obok niej obojętnie. Jeśli o mnie chodzi, to bawiłem się przy niej dosyć dobrze i mógłbym ją polecić wszystkim fanom jRPG.
Cena w eShopie: 249,00 zł
Podziękowania dla Cenega za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Paweł Sępioł
Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.